Była siódma rano. Zwykle nie wstaję tak wcześnie, ale dzisiaj byłam do tego zmuszona. Wracałam bowiem do szkoły. Oczywiście zupełnie nowej, bo z poprzedniej zostałam wyrzucona, ale nie zmieniało to faktu, że szkoła zawsze pozostanie szkołą... Zowu to piekło na ziemi... Niestety miałam obowiązek szkolny, a mój czas bez szkoły i tak znacznie się wydłużył. Jakby tego było mało fundacja Wayne'ów opłaciła mi stypendium do najlepszej szkoły w mieście... Ciekawe jak dużo musieli im zapłacić by mnie tam przyjęli... Oczywiście jakby mi ten cholerny zaszczyt nie wystarczył to szkoła miała mundurki... Obrzydliwie sztywne stroje szkolne na, które składała się granatowa spódnica przed kolano, śnieżnobiała koszula z krawatem w kolorze spódnicy, ciemnoniebieska marynarka i buty na niskim obcasie stukające z każdym krokiem... Jednym słowem koszmar. Niestety musiałam założyć ten potworny strój i czułam się niemożliwie głupio. Ciekawe jak mam się obronić w tych butach i tej okropnej spódnicy? Czułam, że to jakiś rodzaj głupiego żartu ze strony Damiana. ''-Hej, nie wiem co zrobić z własnym życiem, tato może wykupimy stypendium Lucy żebym mógł się pośmiać z niej w tym głupim mundurku? -Ależ oczywiście Damianie! Dla ciebie wszystko!"... Taaak... to na pewno przez niego. Jakby tego było mało Harleen pękała z dumy i obudziła mnie rano zmuszając do ubrania tego makabrycznego mundurka bojąc się, że mogę się spóźnić pierwszego dnia. Jedyne czego teraz chciałam to zapaść się pod ziemię...
-O mój Boże! Lucy wyglądasz cudownie! Jestem z ciebie taka dumna! - wykrzyknęła Harleen, gdy zajęłam miejsce przy stole, a ona podała mi talerz z tostami. Westchnęłam.
-Czy przez cudownie rozumiesz potwornie? Bo ja właśnie tak się czuję... Mam wrażenie, że nawet Joker ma lepszy gust... - rzuciłam w odpowiedzi, a na słowo Joker Harleen się wzdrygnęła.
-Nie mów tak Lucy... - powiedziała cicho. Spojrzałam na nią i zamilkłam.
Godzinę później siedziałam w szkolnej ławce uparcie unikając czyjegokolwiek wzroku. Gdyby nie to, że Harleen osobiście mnie odwiozła to pewnie wybrałabym się na wagary. Modliłam się w duchu by wychowawca nie wywoływał mnie mnie na środek i nie kazał mi opowiedzieć czegoś o sobie...
-I ostatnia sprawa. Mamy w klasie nową uczennicę. Lucy chciałabyś powiedzieć kilka słów o sobie? - odezwał się nauczyciel patrząc wprost na mnie, a wszystkie spojrzenia w klasie skierowały się w moją stronę. Szlag... Nie mając większego wyboru, wstałam z ławki i wyszłam na środek.
-Nazywam się Lucy... Johnson i mam piętnaście lat. - przedstawiłam się i już chciałam się wrócić do ławki, ale nauczyciel zatrzymał mnie, a ja miałam ochotę wyskoczyć przez okno.
-Jaka była twoja poprzednia szkoła? - zapytał ciepłym tonem z życzliwym uśmiechem na twarzy, miałam wielką ochotę mu go z niej zetrzeć, ale nie mogłam się narażać już pierwszego dnia. Musiałam się dobrze zachowywać by i z tej szkoły mnie nie wyrzucono. Harleen byłaby zawiedziona... zaraz! Od kiedy zależy mi na jej zdaniu? Cholera...
-Gotham Academy. - odparłam krótko. Nie miałam zamiaru się chwalić, że zostałam z niej wyrzucona. Tu chyba nie byłoby to mile widziane...
-Masz jakieś zainteresowania? - spytał nauczyciel nie dając za wygraną. Ledwo powstrzymałam się od kąśliwej uwagi typu Tak, zabijanie gladiatorów, odstrzeliwanie jaj przestępcom i opętańczy śmiech..
-Nie bardzo. - odpowiedziałam chcąc już wrócić na miejsce.
-Każdy jest w czymś dobry. Jaki jest twój talent? - westchnęłam. Co mam powiedzieć by wreszcie dał mi spokój? Zastanowiłam się przez chwilę... Malowanie graffiti się liczy? Chociaż w tej szkole nie sądzę by było dobrze postrzegane...
CZYTASZ
Why so serious?
FanfictionGotham City. Miasto, w którym superbohaterowie i superzłoczyńcy toczą zaciętą walkę o zwycięstwo. Czy ,któraś ze stron jest w stanie wygrać nie ponosząc strat? Lucy Johnson nie jest typem cukierkowej ,wymalowanej nastolatki wariującej na widok ładn...