Rozdział XIII

2K 170 23
                                    

      Otworzyłam okno gabinetu i wyskoczyłam przez nie bez najmniejszego zawahania. Wylądowałam na bruku nawet nie uginając kolan i nie zatrzymując się ani sekundy dłużej pognałam w kierunku zachodzącego słońca. W mojej głowie pulsowało tysiące myśli i pytań. Niestety odpowiedzi wciąż mi brakowało. Wiedziałam jak wygląda moja matka. Wiedziałam, że jest młodszą siostrą Amandy. Wiedziałam, że zrobiła coś tak strasznego, że jej własna rodzina się od niej odwróciła... i odwróciła się także od jej córki... Mnie. Ale nie wiedziałam nic poza tym. Nie znałam nawet jej imienia. Jak by tego było mało, jedyne zdjęcie, na którym ją widziałam jest mocno przestarzałe. Prawdopodobnie ma jakieś dwadzieścia lat... albo i więcej. Z takimi poszlakami, dowiedzenie się czegokolwiek przypominało szukanie igły w stogu siana. Drzwi podziemnego pociągu rozsunęły się z pojękiwaniem, które przywróciło mnie do rzeczywistości. Wsiadłam do metra nie patrząc nawet na kierunek w jakim zmierza. Nigdy mnie to nie obchodziło. Im dalej od ''domu'' tym lepiej. O tej porze jak zwykle podziemna komunikacja świeciła pustkami, jeśli nie liczyć wszechobecnych tutaj szczurów. Dawno przestałam na nie zwracać jakąkolwiek uwagę. Usiadłam na pierwszym lepszym popisanym i porysowanym miejscu i oparłam nogi na przeciwległym. Westchnęłam z frustracją. Chwilę wyglądałam ze znudzeniem przez okno przedzierając się wzrokiem przez ciemność podziemnych tuneli. Potem stwierdzając, że to zupełnie bezcelowe rozejrzałam się znudzonym wzrokiem po zdezelowanym wnętrzu wagonu. Porysowane szyby, zniszczone fotele, graffiti i swąd ścieków zmieszanego z ostrą wonią alkoholu. Nic dziwnego, że większość korzystała z naziemnych transportów. W tym momencie naszła mnie nagła myśl, która była niczym przebłysk sygnalizujący burzę. Wyciągnęłam z kieszeni podniszczonych dżinsów moją równie wysłużoną komórkę i otworzyłam Google. W dzisiejszych czasach wszystko i wszystkich można było znaleźć w internecie. Czemu moja matka miałaby być wyjątkiem? Nie znałam jej imienia. Ale nazwisko to co innego. Skoro jest siostrą Amandy to jej nazwisko jest jej nazwiskiem. Oczywiście mowa o panieńskim nazwisku Amandy. A ponieważ moja matka była od niej młodsza, a do tego zrobiła coś strasznego na długo przed moim urodzeniem szansa, że zmieniła nazwisko była bardzo nikła. Uśmiechnęłam się pod nosem ciesząc się mimowolnie, że kiedy Andrew robił drzewko genealogiczne przyjrzałam mu się. Dzięki temu znałam poprzednie nazwisko mojej ciotki i..mojej matki. Poza tym Amanda wspominała, że moja matka była lekarzem. Czyli musiała mieć tytuł doktora. A nie trudno się domyślić, że do każdego doktora zwraca się po nazwisku. Bez trudu wpisałam w wyszukiwarkę ''Dr Quinzel''. Właściwie nie mam pojęcia czego się spodziewałam, ale zdecydowanie nie tego co ujrzałam na ekranie mojego smartfona. Wyników było ponad pół miliona, a krzykliwe nagłówki artykułów które tam znalazłam przyprawiały mnie o stan kompletnej dezorientacji. Kliknęłam pierwszy lepszy nagłówek i przeszłam do strony. Była to strona oficjalnej gazety Gotham City. Na samym początku artykułu lśniło zdjęcie dziewczyny ze zdjęcia rodzinnego Amandy. Mojej matki. Na fotografii była znacznie starsza. Nie była już nastolatką, ale dwudziestoparoletnią kobietą w białym kitlu, czerwonej koszuli i ołówkowej spódnicy. Jasne blond włosy, identyczne co moje miała upięte w ciasny koszek z tyłu głowy, a jej błękitne oczy były ukryte za prostokątnymi szkłami okularów. Przypatrywałam się oniemiała twarzy ze zdjęcia, po czym otrząsnęłam się i przeczytałam nagłówek nad nim. Głosił: ''Dr Quinzel nową niańką psychotycznego klauna Gotham". Z szeroko otwartymi oczami przeszłam do treści artykułu.

''Po samobójstwie poprzedniego psychiatry seryjnego mordercy i sadysty znanego wszystkim mieszkańcom naszego poczciwego miasta  pod pseudonimem Joker, władze Arkham Asylum rozpoczęły poszukiwania nowego terapeuty dla psychopaty. Wybór padł na młodą panią psychiatrę dr Harleen Quinzel. Dwudziesto-trzy letnia terapeutka ma na swoim koncie kilka sukcesów. Nie jest jednak trudno wydedukować, że jej nowy pacjent nie będzie tak skory do współpracy jak jego poprzednicy. Zdaniem wielu młoda pani doktor jest raczej skazańcem niż wyróżnionym wśród innych psychiatrą. "

 W mojej głowie odezwało się setki pytań i myśli naraz. Moja matka była psychiatrą. Nazywa się Harleen Quinzel i była terapeutką Jokera. Chwyciłam się za głowę. To wszystko jest cholernie pogmatwane. Z westchnieniem spojrzałam na datę. Dokładnie dwadzieścia pięć lat temu. Przez następne pół godziny przekopywałam się przez archiwa rozmaitych gazet. Artykuły mówiły mniej więcej to samo. Terapeutka Jokera. Dopiero po kilkudziesięciu minutach moim oczom ukazał się artykuł, którego szukałam. Który był odpowiedzą. Który był powodem. Który był największym błędem mojej matki. Drżącymi palcami otworzyłam artykuł. Nagłówek głosił: ''Skandal Arkham Asylum.'' Przełknęłam głośno ślinę i zsunęłam palec po ekranie odkrywając tekst artykułu i makabryczne zdjęcie rzezi strażników w szpitalu psychiatrycznym.

''Powiadają, że każdy może zwariować w Arkham Asylum. Dr Harleein Quinzel jest tego żywym dowodem. Była terapeutka Jokera umożliwiła i pomogła mu w ucieczce z jego więzienia wypuszczając szaleńca na wolność. Skutki tego wydarzenia są opłakane. Już samo Arkham wciąż liczy krwawe ofiary klauna-sadysty. Jemes Gordon, komisarz policji Gotham City mobilizuje jednostki specjalne, a w tym także tajemniczego stróża Gotham w czarnej pelerynie by jak najszybciej ująć zbiega. Do tego czasu prosi się o pozostawanie po dwudziestej drugiej w domach i cierpliwość oraz wiarę w służbę policyjną. Jednak coraz więcej ludzi zadaje sobie pytanie, jak można wypuścić z własnej woli tego szaleńca? Plotki z Arkham Asylum mówią o bezgranicznej miłości młodej terapeutki do psychopaty. Czy to możliwe by ta kobieta, której zdrowie psychiczne dziś podważamy zakochała się w Jokerze?''

Tego było za wiele. Wyłączyłam telefon i schowałam go do kieszeni. Moja dolna warga zaczęła drżeć bez mojej kontroli, a w moim umyśle myśli krzyczały i wrzeszczały do wtóru głosu maszynisty oznajmiającego ostatnią stację. Z uporem ignorowałam to wszystko próbując zapomnieć. Próbując nie krzyczeć i nie śmiać się jednocześnie. Powstrzymując targające mną coraz silniejsze emocje. Wstałam z mojego miejsca i cała w dreszczach wyszłam z podziemnego pociągu. Pobiegłam schodami w stronę naziemnego świata próbując zostawić przerażające wiadomości pod ziemią. Nie było to jednak możliwe. Gdy tylko wyszłam na powierzchnię z moich ust wydobyła się myśl, która poczynała zabijać mnie od środka.

-Moją matką jest Harley Quinn. - wyszeptałam w mrok nocy i wybuchłam śmiechem, który brzmiał jak śmiech szaleńca. Jak jej śmiech... Ale to nie było najgorsze... Najgorsza była podła myśl, która niczym wąż wpełzała mi do umysłu... Która krążyła w moich żyłach niczym trucizna... Która sprawiała ucisk w żołądku i drętwienie nóg... Nie potrafiłam jej powstrzymać nim zabłysła w mojej głowie niczym złowroga stal ostrego sztyletu -A kto jest twoim ojcem?

Why so serious?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz