Rozdział IV

2.5K 168 10
                                    

Następnego dnia, z samego rana, ktoś po cichu otworzył drzwi i wszedł na palcach do mojego pokoju, a następnie z dzikim, szaleńczym wrzaskiem skoczył prosto na mnie. To, że spałem na samym brzegu, spowodowało, że spadłem na podłogę z tą powaloną osobą. Myślałem, że od uderzenia w podłogę flaki wypluje. Na samym początku prawie odebrało mi dech w piersiach, gdy obce ciało przygniotło mnie do paneli.
Tą rąbniętą osobą okazał się nie kto inny jak mój ,,drogi" przyjaciel Leo.
Gdy spadliśmy, od razu odsunął się na teoretycznie bezpieczną odległość ode mnie.

- Czy ty jesteś normalny!?- wrzasnąłem, gdy w końcu złapałem trochę tchu w obolałe płuca. Podniosłem się obolały ociężale, podpierając się dłonią o łóżko z podłogi i popatrzyłem na blondyna z mordem w granatowych oczach.
- Urwę ci łeb za tą pobudkę! - krzyknąłem, czując, jakby moje żebra pulsowały.
- Is, nie denerwuj się tak. Dobrze?- Leo zaczął powoli iść na drugą stronę łóżka, starając się odsunąć ode mnie, jak najdalej się da.
- Nie myśl, że ci tym razem daruję. - Gdy to powiedziałem, ruszyłem prędko, by powyrywać mu z tego pustego łba te blond kudły, ale on odskoczył zwinnie i tak zaczęliśmy się ganiać wokół łóżka. Blondyn podczas tej gonitwy darł się jak opętany na cały dom.

Przeskoczyłem podczas jednego z okrążeń łóżko i już prawie go miałem, ale w tym momencie otworzyły się drzwi do mojego pokoju, przez co porzuciłem mój atak.
To była mama.
Pewnie usłyszała darcie ryja przez tego kretyna.
Jej mina była po prostu bezcenna.
Stała w drzwiach z szeroko otwartymi oczami, zamykała i otwierała usta jak ryba wyciągnięta z wody. Zacząłem się śmiać z jej miny, zapominając o niebieskookim.
Mój popaprany przyjaciel wykorzystał to i uciekł.

- Pani Aniu! Isil chce mnie zabić!- krzycząc to, schował się za jej plecami jak małe dziecko.
- No dobra, może i miałem taki zamiar, ale... - zacząłem, wywracając oczami.
Mama nie wytrzymała i zaczęła się śmiać na cały głos.
- Chłopcy, ja się nie mieszam, ale to, co wy tu wyprawiacie, jest po prostu komiczne. - powiedziała to wciąż rozbawiona. - No dobrze. Zejdźcie do kuchni, bo śniadanie jest gotowe. - powiedziawszy to już spokojnym głosem, wyszła z pokoju.

Po jej wyjściu blondyn odwrócił się w moją stronę w dalszym ciągu z szerokim uśmiechem na wąskich ustach.
- Dobra Śnieżko, ubieraj się, to znaczy przebieraj i chodź.
Za te ,,Śnieżko" Leo dostał poduszką w twarz. Dość mocno, ale posłusznie wziąłem z szafy czarne jeansy, białą bluzkę i poszedłem w stronę łazienki się przebrać.
Gdy wyszedłem, Leo wciąż na mnie spokojnie czekał, oparty o ścianę i gapiący się w swoją komórkę. W momencie, kiedy spojrzał w moją stronę, razem zeszliśmy do kuchni.

Jak usiedliśmy do stołu, mama postawiła przed nami masę pysznych naleśników, a skoro jest jedzonko, to Kroh merdając ogonem przyszedł coś uszczknąć.
Leon to chyba od kilku lat potrafi przyjść i się tu stołować na sępa, ale mojej mamie to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Ma na kim testować swoje kuchenne eksperymenty.

- Isil, dziś przyjeżdża moja siostra z rodziną. - oznajmiła mama po skończonym posiłku, układając sztućce w szafce.
- Co?!- wydarłem się tak głośno, że Leo podskoczył na krześle, a pies uciekł z kuchni z podkulonym ogonem. Spojrzałem na nich ze skruchą, co w żadnym calu nie pomogło mi się uspokoić.- Wiesz, że ich nie lubię, a szczególnie ich syneczka! Mogłaś mi powiedzieć o ich przyjeździe wcześniej. Oni traktują mnie jak śmiecia.
I to tylko dlatego, że jestem adoptowany. Traktują mnie jak swoją służbę! Isil zrób to, zrób tamto. Drogi syneczek twojej siostry nie daje mi spokoju. Non stop się ze mną o wszystko kłóci.
Jak staram się być mądrzejszy i ustąpić, to on brnie dalej. W niczym nie możemy się dogadać. Nie ważne, że ja mam rację, on i tak robi, co mu się żywnie podoba. A ciotka i wujek mu wtórują. Uważają się za nie wiem kogo. I na dodatek mają tu być w moje urodziny?! To przecież będzie katastrofa. - jęknąłem z żalu. To miał być dla mnie lepszy dzień. W końcu tylko raz kończy się te osiemnaście lat.

- Synku, uspokój się, nie będzie tak źle. - odparła racjonalnie.
- Nie, wcale. Nie pamiętasz, co było ostatnim razem? - parsknąłem niezadowolony.
- Ja pamiętam.- Leo podniósł rękę jak do odpowiedzi w klasie. - Twoja ciotka myła ręce i zaczęła cię ostro wyzywać z jakiegoś powodu od dziwaków. Ty się mega zdenerwowałeś. Wtedy coś dziwnego zaczęło się dziać z wodą. Woda w kranie buchnęła takim ciśnieniem, że droga ciotunia była cała mokra w ciągu minuty, ale wciąż nie wiem, jakim cudem to się stało.
Z kranem przecież było wszystko dobrze. - zamyślił się, marszcząc czoło.
- Ja też nie. Za każdym razem, jak ktoś mnie mocno zdenerwuje, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. - odpowiedziałem, nerwowo pocierając swoje ramię dłonią.
- Ta... - odparł wciąż zamyślony Leo.

- Eh, niech se przyjeżdżają. Po prostu będę ich unikał. Za ile mają być? - zapytałem zrezygnowany, odwracając wzrok w stronę mamy z nadzieją, że uda mi się zniknąć na tę parę godzin z domu. Choćby nawet na mały spacer z psem. To zawsze coś.
- Za dziesięć minut. - odpowiedziała, na co prawie zakrztusiłem się powietrzem.
- Żartujesz, prawda? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Przepraszam, że tak późno ci powiedziałam. - rzuciła mi smutne spojrzenie, wiedząc, że nie jestem zadowolony z ich dzisiejszej wizyty.
- Nie gniewem się, ale zapomniałem zapytać. Leo po co do mnie przyszedłeś?- spojrzałem na przyjaciela, który przysłuchiwał się naszej rozmowie w całkowitej ciszy nad talerzem po śniadaniu.
- Chciałem cię wyciągnąć z domu, ale skoro tamci przyjeżdżają, to ja może się będę zbierał. Nie lubię ich tak samo, jak ty. Nie chcę się też narzucać za bardzo. I tak będziecie bardzo zajęci. - mówiąc to, zaczął powoli wstawać z krzesła.
- Jak chcesz. To do poniedziałku. - mruknąłem.
- Do poniedziałku Isil. Do widzenia pani Aniu.- Skiną głową mojej mamie z szacunkiem, podaliśmy sobie ręce i wyszedł. Mój spokój nie trwała długo. Po jego wyjściu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Przyjechali.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz