Rozdział XVIII

1.6K 115 31
                                    

Ze snu niespodziewanie wybudził mnie niepokojący szczęk łamanej gałęzi.
Poderwałem się z koca na równe nogi w zastraszającym tempie, czując kołatanie serca. 
Cokolwiek to było, jest za duże na królika. - pomyślałem, oddychając coraz szybciej przez buzującą w moim organizmie adrenalinę.
Odwróciłem się czym prędzej przerażony w stronę Perisa z zamiarem obudzenia go, ale okazało się, że on też się już obudził, obserwując miejsce, z którego dobiegł hałas, tak samo, jak Estofekes, który chodził nerwowo koło swojego pana.
A jak ja go budziłem, za cholerę nie chciał wstać! - syknąłem w myślach.

Drow sięgnął natychmiast po swój łuk leżący obok jego maty i rzucony obok niego kołczan. Gdy już je miał z niesamowitą ciszą wstał z posłania i założył kołczan na plecy. 
Kiwnął na mnie głową ze skupieniem w stronę naszych wspólnych rzeczy.
Od razu załapałem, o co mu chodzi.
Najciszej, jak tylko mogłem,  podszedłem do płaszcza i spod niego wyjąłem swój pas ze sztyletami. Ostrożnie go przypiąłem do swoich bioder i sięgnąłem po dwa pierwsze lepsze sztylety. Z zadowoleniem spostrzegłem, że były niezwykle ostre. Gdybym przejechał palcami po ostrzach, zapewne skończyłbym z własną krwią na rękach.

Nie podoba mi się to.
Bardzo mi się nie podoba.
Jeśli coś nas za chwilę zaatakuje, będzie kompletna masakra.
Szczególnie dla mnie.
Peris miał mnie uczyć obrony, a nie robiliśmy w tym kierunku dosłownie nic.
Najwyraźniej będę musiał mieć pierwszą lekcję w praktyce. 

Przełknąłem z trudem ślinę, czując potworną gulę w gardle i zacząłem z uwagą wypatrywać niebezpieczeństwa w jeszcze ciemnym lesie.
Ręce zaczęły mi się pocić i trząść ze zdenerwowania.

Isil uspokój się!
Oddychaj! - starałem się opamiętać.
Zrobiłem głęboki wdech i pewniej chwyciłem swoją nową broń i to tak, że kostki na dłoniach mi zbielały.

Zerknąłem na mojego towarzysza, szukając choć namiastki oparcia i sygnału, że chociaż on wie, co musimy robić.
Drow stał w gotowości do strzału, a na cięciwę miał nałożone aż dwie strzały.
Nie wiem, czy on chce się popisać, czy przestraszyć naszego możliwego przeciwnika, czy naprawdę umie tak strzelać.
Jak tak trafi, to chylę czoła, ale jak spudłuje, powyrywam mu wszystkie te białe kudły.
Jeśli oczywiście przeżyjemy. - sarknąłem ironicznie.

Podczas mojej niewerbalnej groźby skierowanej do Perisa z lasu wybiegła banda rozjuszonych orków z taką bronią, że mi oczy wyszły z orbit.

No wy se kurde jaja robicie! - pomyślałem w czystej panice.
Czy wszyscy w tej krainie się na mnie uwzieli?!
Jak nie umiem się bronić, to z grubej rury mi dowalają!
Gdyby to jeszcze byli ludzie, to jeszcze bym może dał jako tako radę, ale od razu ork?!
Na oko było ich chyba dziesięciu.
Oby tylko tylu!

Nie czekali, aż coś zrobimy, od razu rzucili się w naszą stronę z głośnym, otępiałym szaleństwem rykiem.

- Isil, trzymaj się blisko mnie. -
Tuż za mną usłyszałem w dalszym ciągu opanowany w miarę możliwości głos Perisa, dzięki któremu odzyskałem w końcu trochę rezon.
Lekko kiwnąłem mu głową na zgodę. Nie zgłupiałem na tyle, by nie posłuchać się kogoś bardziej doświadczonego od siebie.
Byłbym idiotą, jakbym sam ruszył na tę bandę!

W tej samej sekundzie, gdy kiwałem głową, niedaleko mnie śmignęły z potężną prędkością dwie strzały, które z potężną siłą utkwiły w głowach dwóch najbliższych orków.
Spojrzałem na to w niesamowitym szoku, wytrzeszczając oczy.
Naprawdę byłem pod wielkim wrażeniem.
Peris ma niesamowitego cela!
Ale nie mam czasu teraz na podziwianie.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz