Rozdział XXIV

1.6K 116 14
                                    

Pierwszą z nich był znany mi już od niedawna blondwłosy elf o strasznie porywczym temperamencie.
Tym razem chłopak jednak nie był ubrany na zielono.
Miał na sobie białą koszulę od standardowego mundurka ze srebrnymi zdobieniami.
Postawił kołnierz i podciągnął rękawy do łokci. Na jego prawej ręce spoczywały dwie czarne  bransolety. Zostawił trzy rozpięte guziki koszuli pod szyją, odsłaniając w ten sposób srebrny łańcuszek z pierścieniem, zapewne rodowym z wygrawerowanym na nim jeleniem. Blond włosy spiął w wysokiego kucyka, pozostawiając rozpuszczonych parę pasm przy twarzy. W lewym uchu pojawił się mały, złoty kolczyk w kształcie listka.

Zielonooki ujrzawszy ponownie dzisiejszego dnia Perisa, zaczął mordować go tym razem w ciszy wzrokiem.
W oczach drowa, gdy zobaczył elfa, zabłysła dziwna, trochę nikczemna iskra, ale i on zaczął pewniej posyłać blondynkowi złe spojrzenie.
Zastanawiam się, czy oni się kiedyś w końcu polubią?
Naprawdę muszę wyciągnąć z nich, dlaczego się tak nienawidzą.

Drugą, tym razem już nieznaną osobą był młody chłopak, wyglądający na około szesnaście lat o soczyście zielonych włosach jak młoda trawa. Z przodu pasma sięgały do podbródka, a z tyłu były spięte w cienki i długi do końca pleców warkocz.
Miał delikatne, wręcz kobiece rysy twarzy, a jadowicie zielone oczy niesamowicie hipnotyzowały, nie pozwalając oderwać od nich oczu.
Chłopak był niewysoki, mógł mieć może z metr siedemdziesiąt wzrostu. Jego drobne i szczupłe ciało o śniadej cerze osłaniała jasnozielona koszula mundurka z krótkim rękawem ze żółtymi runami, a nogi obejmowały ciemnozielone spodnie. Jego szyję zaś zdobił niesamowity, złoty naszyjnik z dwoma listkami, a jeden z palców nieodłączny element ubioru wszystkich poznanych mi osób z tego świata, pierścień rodowy. Na jego pierścieniu widniało rozłożyste drzewo.

Popatrzyłem uważnie dookoła, szukając jeszcze jednej, nowej twarzy, ale przede mną stał tylko opiekun, elf i ten zielonowłosy chłopak.
Przecież ten w białej pelerynie przyprowadził trzech.
Hm, a gdzie jest ta trzecia osoba?

Usłyszałem delikatny, prawie niezauważalny szmer za sobą i odwróciłem się w tamtym kierunku, lecz ku mojemu zdziwieniu niczego tam nie było. Wzruszyłem ramionami, sądząc, że mi się zdawało i z powrotem odwróciłem się we wcześniejszych kierunku.
Ni stąd, ni zowąd dziesięć centymetrów przed moją twarzą pojawiła się uśmiechnięta buzia innej osoby. Lekko podskoczyłem na krześle zaskoczony.
O mało zawału nie dostałem!

Moim ,,upiorem“ okazał się chłopak o strasznie bladej cerze i lodowo szarych oczach w kształcie migdałów, które patrzyły się na mnie z wielkim zainteresowaniem.
Odszedł ode mnie kawałek z miną mówiącą, że bardzo mocno nad czymś się zastanawia.
Wykorzystałem okazje i omiotłem go całego wzrokiem. Był średniego wzrostu, może z metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Średniej długość czarne, ciekawe włosy z czerwonymi i fioletowymi końcówkami okalały twarz o charakterystycznych, trochę azjatyckich rysach. Miał na sobie mundurek w czarnym kolorze o czerwonych zdobieniach. Na jego palcu także widniał  pierścień, a w uchu czarny kolczyk w kształcie krzyża. Szarooki wciąż na mnie patrząc, uśmiechnął się, ukazując mi długie, białe kły.
Wampir.
No przynajmniej wiem już, do jakiej rasy należy.

- Ładny jesteś! - wykrzyknął nagle, na co od razu zdębiałem.
Wytrzeszczyłem oczy na niego i poczułem, jak policzki mnie pieką.
Co proszę?
- Ee...dzięki?- odpowiedziałem niepewnie, nie spodziewając się takiego komplementu.
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie.
- Oj, nie pesz się tak! Nie ma o co.
Po prostu masz charakterystyczną urodę. Nietypową jak na to miejsce.
W tej chwil moja twarz była zapewne koloru dojrzałego pomidora.
- A tak w ogóle, mam na imię Yafal, a ty?
- Isil
Wampir w podskokach siadł obok mnie przy stole, dość szybko łapiąc ze mną kontakt. 
Był strasznie żywiołowy, jak na rasę, którą w moim świecie uważa się za martwą.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz