Rozdział LV

1K 90 4
                                    

Przyjaciele spojrzeli na mnie zdezorientowani.
Posłałem im niesamowicie wielki i co najważniejsze, szczery uśmiech.

Teraz może być tylko lepiej.

Adillen, spojrzał w moje oczy i jakby uspokojony, wrócił do wmasowywania maści w rozcharataną rękę demona.
Po chwili przestał i sięgnął do swojej torby, wyciągając z niej śnieżnobiały bandaż.
Podniósł delikatnie uszkodzoną kończynę i zaczął zawijać ją białym materiałem.
Demon przez cały zabieg delikatnie się krzywił za każdym razem, gdy druid delikatnie przejechał dłonią po ranie.
- A teraz ściśnij moją rękę najmocniej jak potrafisz, dobrze?- doszło mnie ciche polecenie zielonowłosego.
Demon powoli chwycił dłonią mniejszą odpowiedniczkę, należącą do szmaragdowookiego i zacisnął.

Wyraz twarzy Adillena nie zmienił się nawet o milimetr, ale w oczach ukazał się smutek i współczucie.
Kirial puścił zrezygnowany młodszego chłopaka.
- Jest bardzo dobrze.-powiedział spokojnie medyk, wstając.
- Nie pieprz bzdur! Dobrze wiem, że to nieprawda! Cholera jasna, Adillen, to prawa ręka! Ja jestem....bez niej...... bezbronny.- dodał już ciszej.- Jeśli was coś zaatakuje...Jestem dla was obciążeniem. Dobrze wiem, że umieram.-ostatnie zdanie wyszeptał tak cicho, jakby mówiąc do siebie.

Nie, nie wytrzymam!

Doskoczyłem do chłopaka i klęknąłem przed nim.
- Spójrz na mnie.- nakazałem, ale chłopak puścił to mimo uszu i patrzył bezwyślnie w ciemność, skrywającą las.
- Kirial.
Złapałem podbródek ciemnowłosego i siłą odwróciłem jego głowę w moją stronę. Chłopak spojrzał na mnie z bólem w czarnych oczach.
- Posłuchaj mnie. Po pierwsze, nie jesteś dla nas problemem i nigdy nie będziesz. Nie ważne jak bardzo byłbyś chory. A po drugie, nie pozwolę ci umrzeć, czy to jasne?-zapytałem patrząc w oczy o wąskich, gadzich źrenicach.
Diabeł delikatnie przytaknął.

- Chłopaki, nie chcę wam przerywać tej wzruszającej sceny, ale coś jest w krzakach. - powiedział jak gdyby nigdy nic Yafal, siedząc na solidnym pniaku.
- I ty mówisz to od tak?-prychnąłem, unosząc pytająco jedną brew.
Wampir wzruszył ramionami i wskazał na krzaki, o których pradopodobnie mówił.
Przewróciłem oczami i wyciągnąłem Dentego.
Powoli, bezszelestnie ruszyłem w stronę zarośli.

-Raven? To ty?-zapytałem cicho w myślach, przyglądając się uważnie miejscu, wskazanym przez krwiopijce.
Nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Uniosłem przed siebie ostrze z czarnej stali i wtem mignęły mi czerwone, znajome ślepia.
Prychnąłem zdenerwowany i opuściłem broń.
- Ravental, nie strasz nas tak!-krzyknąłem już na głos.
Przez mój umysł przeszedł chichot chimery pełen satysfakcji.
Zza liści krzewu wyskoczyło wielkie cielsko bestii, która miękko wylądowała przede mną.

- I jak?-spytałem, nie bawiąc się w podchody.
-Mam dobrą i złą wiadomość.
- Dawaj najpierw tą dobrą.
Moi przyjaciele zetknęli w naszą stronę, nie ukrywając zaciekawienia.
- Las ma swój koniec za co najmniej dwadzieścia minut drogi stąd.
- A zła?
- Las Cienia kończy się pustynią.
- Co?! Jak to?! Pustynia obok lasu?!

Zamknąłem oczy i złapałem się za nasadę nosa.
Za sobą usłyszałem ciche kroki i poczułem ciepło, bijące od czyjejś dłoni na swoim ramieniu.
- Spokojnie, Isil.-głos Adillena był cichy i kojący.- Wyjaśnij wszystko na spokojnie. Co powiedział Ravental?

Zrobiłem trzy głębokie wdechy i otworzyłem oczy, odwracając się do moich towarzyszy.
Zielonowłosy puścił moje ramię i odszedł dwa kroki, patrząc na mnie oczekująco.
- Za Lasem Cienia jest pustynia.- to jedno zdanie wystarczyło, by wszyscy wyraźnie zbledli.
- Nie jest dobrze.-ochrypły głos Kiriala wydobył się z jego spierzchniętych warg.
W jednej sekundzie demon zakrył swoje usta i kaszlnął solidnie.
Opuścił rękę i odchylił głowę do tyłu, głośno przełykając slinę.
- Kirial?-zwrócił się do niego
mago-medyk.
- Jest ok.-wysapał.
- Kira, nie jest dobrze i przestań mówić inaczej!- rozkazałem, patrząc na chłopaka twardo.

On musi zrozumieć, że chcemy mu pomóc.
A ukrywając prawdę o swoim stanie nam to utrudnia.

- Kira? Poważnie?-uniósł brew i spojrzał na mnie z grymasem.- Nie mogłeś wymyślić czegoś...lepszego? To brzmi tak babsko!-fuknął.
Uśmiechnąłem się szeroko, może trochę za szeroko, na te słowa.
- Ha! Teraz wiem jak do ciebie mówić, by cię trochę podrażnić!-wykrzyknąłem triumfalnie.
Ciemnowłosy tylko prychnął donośnie, jak obrażone książątko.

A podobno, to ja tu jestem księciem.

Zaśmiałem się w duchu i spojrzałem na moją chimerę, która w tej chwili starannie wylizywała sobie futro na łapie.
- Raven, czy mógłbyś wziąść na swój grzbiet tego upartego diabła?
- Bez najmniejszego problemu.
- Isil, nie zgadzam się!-krzyknął czarnooki, ledwo, ale krzyknął.
- Przestań się tak unosić. Dobrze wiesz, że sam nie dasz rady iść, a ja nie mam zamiaru cię nieść. I zapewne reszta ma takie samo zdanie.- Peris łypnął na zabójcę z góry, mając na twarzy całkowicie poważny wyraz.
Demon nie mając najwyraźniej pomysłu na ripostę, wywrócił tylko oczami.

Korzystając z okazji doskoczyłem do chłopaka i nie czekając na jego żadną reakcję, wziąłem go na ręce w stylu panny młodej.
Czarnooki nawet nie zaczął się wyrywać.
Nie jest to dobry znak.
- Raven.
Stworzenie na mój głos wstało z ziemi natychmiastowo, zwarte i gotowe.
Czerwone ślepia patrzyły smutno na mordercę w moich ramionach.
Posadziłem go na grzbiecie bestii, a on mocno chwycił jej miękkiej grzywy.
- Jest tak słaby.-doszło mnie ciche westchnięcie, a raczej pomruk Raventala.
- Wiem.-odpowiedziałem bezgłośnie.
- Dobra, zbieramy się! Jeśli cokolwiek macie wyjęte z toreb, to to pozbierajcie. Nie mam zamiaru zostać tu ani chwili dłużej ,niż to jest konieczne. Jasne?-omiotłem spojrzeniem wszystkich.
Moi towarzysze skinęli głowami i w ciągu paru chwil, byli gotowi do drogi.

                                .....

Ravental miał rację.
Po dwudziestu minutach dotarliśmy na kraniec lasu i równocześnie początek piaszczystej pustyni.
Granica była wydzielona prawie jakby ktoś przyłożył do ziemi linijkę i postanowił : O tu zacznie się pustynia! Tu zacznę sypać piach!

- Taraz będzie ta cięższa część podróży.- głos Perisa był ochrypły i nie ukazujący choćby małej cząski uczuć właściciela. - Będziemy musieli przedrzeć się przez te morze piachu.
- Tak.-sapnął Silver.- Na szczęście mamy dość zapasów jedzenia, bo żaden z nas nie wie, jak daleko ciągnie się to pustkowie i czy w ogóle jest tu cokolwiek zdatnego do spożycia, czy do upolowania. A o wodę chyba nie będziemy się musieli tak bardzo martwić.- elf spojrzał na mnie z wymownym uśmiechem.
- W co ty chcesz mnie wrobić?
- Jak to w co?-blondyn zmienił uśmiech na niewinny.- Przydasz się do znajdywania wody, jak na maga tego żywiołu przystało.
Uniosłem oczy w niebo i złożyłem ręce jak do modlitwy.
- Za co mnie tak pokarano?-zapytałem płaczliwie, starając się rozładować napięcie w grupie i chyba mi się jako tako udało.
Opuściłem wzrok i skierowałem wzrok na moich towarzyszy.
Yafal, Silver i Peris stali spokojnie z torbami przewieszonymi przez plecy i broniami przy biodrach, oczywiście oprócz drowa, którego łuk spoczywał przy kołczanie obok torby.
A Adillen co róż zerkał na niezwykle bladego czarta, wtulającego się w grzywę mojego zwierzaka.

Ta podróż nie będzie lekka.
Mieliśmy polegać na znajomości terenu przez Kiriala, a on jest ledwo żywy i w każdej chwili może mu się pogorszyć.
Teraz nie tylko musimy przejść przez ten nowy i niebezpieczny teren, ale i znaleźć pomoc dla chłopaka.

- Musimy ruszać.-spojrzałem przed siebie.
W oddali widziałem tylko błękitne. bezchmurne niebo, piach, piach i jeszcze więcej piachu.
Obyśmy nie natrafili na żadną burzę.
Zrobiłem pierwszy krok na nowe podłoże.
Dziwnie jest stąpać po miękkim, jasnym piachu, a wsześniej po twardej ziemi i szorstkiej trawie.

Ravental podbiegł do mnie wraz z Kirialem, równając się ze mną.
Gdy rzuciłem okiem na skrytobójce, powróciła moja determinacja i pozrona siła.
Muszę mu pomóc. Tak samo jak i reszcie moich przyjaciół. Przyszli za mną tu z własnej woli, a teraz muszę sprawić, by powrócili cali i zdrowi.

Szedłem spokojnie, a za sobą słyszałem przytłumione kroki i ciche sapanie Eliara oraz ciche szepty zielonowłosego, skierowane najprawdopodobniej do jego jaszczurki.
Na moje usta wpłyną mimowolie delikatny, ledwo widoczny uśmiech.

Z nimi przy boku dam radę sprostać wielu przeciwnościom.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz