Rozdział XXXVIII

1.6K 111 18
                                    

Od razu jak się obudziłem, zacząłem pakować się do drogi, a potem dopiero zaliczyłem poranną toaletę i wciągnąłem na siebie ubrania. Gotowy z torbą na ramieniu zbiegłem na dziedziniec szkoły, na któtym podobno byli już wszyscy moi bliscy. Ravental biegł tuż przy mojej nodze nie ustępując mnie nawet na krok.

Przed szkołą jak mówiła chimera, wszyscy stali trzymając wodze swoich koni gotowi do drogi. Rozejrzałem się szukając zwierzęcia na którym mam pojechać. Jakim miłym dla mnie odkryciem było, że moim wierzchowcem jest Kage. Szybko do niego podszedłem i pogłaskałem, jego czarny, piękny pysk. Ogier lekko parsknął i otarł się delikatnie o moją klatkę piersiową. Wsadziłem nogę w strzemie i płynnie usiadłem w siodle chwytając wodze.
Ach....jak ja za tym tęskniłem!
Wszyscy widządz mój jakże wielki zapał, również wsiedli na różnej rasy konie i skierowaliśmy się do lasu.

( Time skip)

Jedziemy do Yarajs już pięć godzin. Moi zazwyczaj głośni przyjaciele jechali na wierzchowcach w całkowitej ciszy przetykanej gdzie niegdzie cichymi rozmowami ze swoimi zwierzęcymi towarzyszami, które przystąpiły do podróży swoich właścicieli. Nie wiem dlaczego tak jest. Może to przez to, że jadą z nami Direl i Dewos?
Nawet Raven się nie odzywał, tylko spoglądał na mnie co jakiś czas, jakby patrząc czy się nie zgubiłem.
Popędziłem trochę konia równając się z tatą i wujkiem.
- Za ile dojedziemy?- zapytałem anioła, który był najbliżej.
- Powinniśmy dojechać tam przed zmrokiem.- odpowiedział patrząc do przodu.- Twoi przyjaciele są dziwnie cisi. Coś im się stało?- zapytał po chwili.
- Direl, nie znają nas, no może oprócz Silvera. Nie wiedzą o czym z nami rozmawiać. Powinno im za jakiś czas przejść.- powiedział tata głaszcząc swoją karą klacz.
- Dewosie, dobrze wiesz, że w zamku zostaną pewnie jeden czy dwa dni i pojadą dalej w podróż. Po co im się do nas przyzwyczajać, skoro nie będziemy im towarzyszyć?
- Co? Dlaczego nikt mi o tym nie piwiedział?- zapytałem po usłyszeniu wypowiedzi szarowłosego.
- Ehh...Isil nie wiesz czegoś jeszcze. Otórz przy granicy ostatnio doszło do starcia wojsk Arana i Direla. Oni wszyscy są gotow do wojny i oboje jej chcą. Aran jak się dowie o tobie, wyśle swoje wojsko pare dni po tobie. Masz za zadanie mój synu pokonać i zabić Direla, a my jego sprzymierzeńców. Za parę tygodni rozpęta się piekło. Rozpęta się walka od której zależeć będzie wszystko.- powiedział demon opuszczając głowę.
Nic nie odpowiedziałem.

Resztę drogi jechaliśmy w całkowitej ciszy. Po paru godzinach na choryzącie ukazał się mur miasta i jego większe budynki. Najbardziej rzucały się w oczy wierze pałacu.
Przyspieszliśmy do galopu i po piętnastu minutach staneliśmy przed olbrzymią bramą. Z wieży strażniczej wyjrzał mężczyzna i najwyraźniej poznawszy Dewosa i ojca swojego króla rozkazał otwarzyć przejście. Wjechaliśmy do miasta i ruszyliśmy uliczkami w stronę siedziby władcy. Wszyscy mieszkańcy zchodzili nam z drogi i witali nas serdecznie. Przed dziedzińcem pałacu stali dwaj żołnierze i jakaś kobieta. Gdy nas dostrzegła na jej ustach wykwitł piękny uśmiech. Była ubrana w letnią ,zieloną sukienkę do kostek. Długie, brązowe włosy spięła w staranny warkocz. Od razu poznałem kim ona jest.
- Mama!- usłyszałem zaskoczony okrzyk Silvera zza moich pleców.
Elf sprawnie zeskoczył z konia i podszedł do matki.
- Syneczku mój drogi!-krzyknęła i dopadła go w objęcia, a widząc minę blondyna kobieta ma więcej siły niż na to wygląda.- Tęskniłam za tobą kochaneczku! Urosłeś czy mi się zdaje? Ale mięśni to na prawdę dostałeś!- ćwiergotała i złapała go za policzki jak malucha. Silver przez cały ten czas stał z burakiem na twarzy, a wszyscy zebrani ledwo powstrzymywali się od śmiechu. Nawet obaj rycerze i przechodzący co jakiś czas dworzanie.
- Mamo, zostaw go już. Wstyd mu robisz.-dobiegł nad wesoły męski głos zza pleców królowej.
Arthia, bo tak ma na imię matka Silvera odsunęła się kawałek pokazując nam młodego mężczyznę.
Zapewne dziedzica tronu Terry i zarazem brata mojego przyjaciela, Calladiona.
Był bardzo przystojnym chłopakiem o ostrych rysach twarzy i wyrazistych kościach policzkowych. Krótkie brązowe włosy opadały grzywką na prawe oko odsłaniając spiczaste uszy, a o odcień ciemniejsze oczy od tych Silvera patrzyły na nas z roznawieniem. Był on bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Miał na sobię zieloną, bardzo zdobioną koszulę i czarne, skórzane spodnie i również czarne buty za kostkę. Przy jego nodze dumnie kroczył czarny tygrys. Szatyn ruszył wolnym krokiem w naszą stronę.
- I bardzo dobrze, że mu wstydu narobie!- odparła kobieta łapiąc młodszego z synów na ucho.- To za nie wysyłanie do nas żadnych wiadomości.
- Mamo ,au au au, możesz mnie już puścić !?-jęczał blondyn, a Arthia łaskawie puściła zmaltretowanego syna.
- Arthio, wiesz że u mnie w szkole nic mu nie grozi.- Direl próbował ratować wnuka przed możliwymi kolejnymi torturami elfki.
- Nie broń go Direlu!
- Mamo, uspokuj się!- spróbował załagodzić sprawę Calladion i objął młodszego brata, a zaraz potem dziadka. Szatynka nie powiedziała już nic, tylko skinęła nam głową i poszła do pałacu. Przyszły władca Terry uśmiechnął się do nas.
- Wybaczcie za nią moi drodzy, a przede wszystkim ty mój bracie.- roztrzepał blond włosy młodego wojownika i spojrzał na szarowłosego anioła.- Dawno ciebie tu nie było dziadku.
- Wiem Calladionie. Poznajesz Dewosa?- wskazał mojego ojca, który już zszedł z konia, a my poszliśmy za jego przykładem. Szatyn uśmiechnął się do mojego rodzica i schylił głowę w geście szacunku.
- Tak, poznaje. Witam byłego króla Umbry i męża siostry mojego dziadka.
- Witaj. Ostatnim razem widziałem cię jak miałeś siedem lat. Minęło tyle czasu od tego momentu.- odowiedział mu demon.
- Dobrze Call, chce ci przedstawić resztę moich przyjaciół.- odezwał się Silver i zaczął kolejno nas pokazywać.- To jest Adillen, Yafal, Peris...
- Czekaj, czekaj! Peris?- brat Silvera przyjżał się niebieskookiemu uważnie i zaśmiał się cicho. - Jesteś tym samym drowem co pokonał kilka lat temu mojego brata w łócznictwie?- na przytaknięcie przez zwiadowcę zielonooki jeszcze raz parsknął.- Nieźle upokorzyłeś mojego brata. Porzócił przez tą porażkę łucznictwo. Jakim cudem jesteście w jednej drużynie i jeszcze się przyjaźnicie?- zapytał zerknąwszy na brata.
- Tak jakoś, dogadaliśmy się.- odpowiedział Silver patrząc na Perisa. - A to jest Isil.-pokazał na mnie głową.
- Isil jest synem Dewosa.-dodał Direl
- No no. Tego się nie spodziewałem. Nie wiedziałem Dewosie, że masz syna.- powiedział i podszedł do mnie.- Przypomina ciocie Elize.
- W ludzkiej postaci jestem podobny do mamy, ale w demoniej już nie.- powiedziałem patrząc w zielone oczy starszego ode mnie chłopaka.
- Mógłbyś się zmienić?-zapytał z wyraźną ciekawością Call. Spojrzałem na ojca, a on kiwnął mi głową na zgodę. Zamknąłem oczy i uwolniłem moje drugie ja. Przemiana dokonała się od razu. Jestem w tym coraz lepszy. Zgarnąłem moje czarne włosy za ucho pokazując bardziej oczy i machnąłem demonstracyjnie pare razy moimi czarnymi jak noc skrzydłami. Z zadowoleniem stwierdziłem, że w tej wersji jestem wyższy od brata Silvera. Uwielbiam być w tej postaci. Czuję się wtedy tak lekko i błogo. Przez moje ciało przechodzą wtedy takie dziwne fale mocy. Chmmm...ale mam teraz nowe odkrycie. Nie muszę się w mojej demoniej postaci skupiać na aurze ludzi do okoła mnie, bo i tak ją widzę. Calladion tak jak i jego brat ma srebrną. Aurę wojownika. A propo Calla. Wciąż stoi i patrzy z fascynacją na moje skrzydła. Będę musiał nauczyć się latać. Ale to kiedy indziej.
- Te skrzydła są niesamowite!
- Dziękuję. Mogę już się zmienić z powrotem?
- Synu zostań tak. Aran też będzie ciekaw twojej drugiej strony.-usłyszałem odpowiedź ojca po mojej prawej stronie.

Wszyscy ruszyliśmy za Direlem, Silverem i Calladionem do wnętrza zamku. Mogę śmiało stwierdzić,że we wnętrzu panował przepych. Na ścianach widniały portrety w zdobionych ramach. Było też wiele korytarzy i drzwi prowadzące do różnego rodzaju kmnat. Długie korytarze były oświetlane przez spore okna i dużą ilość pochodni czy świeczników, ale nie wszystkie były zapalone.
A może by tak się zabawić?
Poprosiłem ogień we wnątrz mnie, by zapalił te świece. Zrobił to z wielką przyjemnością. Call aż podskoczył na to, ale brat go uspokoił.
Skręciliśmy do jakiś wielkich drzwi, przy których stali strzażnicy z włóczniami, ale widząc swoich książąt od razu otworzyli wrota ukazując na komnatę o błękitnych ścianach. Dwa duże okna z wielkimi czarnymi zasłonami wychodziły na piękną łąkę. Na środku komnaty stał olbrzymi stół z około trzydziestoma krzesłami. Przy stole siedziało już dziesięć osób. Wszyscy odwrócili w naszą stronę oczy, a wysoki blondyn wstał ze swojego miejsca i posłał nam przyjazny uśmiech. Mógł mieć może na oko z czterdzieści lat. Długie do łopatek blond włosy lekko opadały na ramiona, a zielone jak mech oczy były bardzo wesołe. Miał ostre rysy twarzy i szczułą sylwetkę. Ubrany był w dłógą do połowy ud ozdobną, złotą tunikę.
- Witaj ojcze- usłyszeliśmy zsynchronizowane powitanie Silvera i Calladiona.
- Witajcie, cieszę się Silv, że wróciłeś.- i król przeniósł wzrok na Direla.- Dawno cię tu nie było tato.
- Zatrzymały mnie obowiązki, no i Dewos jak widzisz.- odpowiedział szarowłosy i wskazał głową na demona stojącego obok Perisa.
- No tak, witaj Dewos. A w jakiej sprawie do mnie przybywacie?
- W mojej sprawie Królu.- wystąpiłem trochę niepewnie przed szereg, a oczy Arana i ludzi przy stole zaczęły wychodzić z orbit.
- Co robi tutaj demon?- wykrzykną jakiś staruszek wskazując na mnie palcem.
Dzięki kim kolwiek jesteś ! W tej chwili czyje się jak eksponat w muzeum.
- Aranie, pozwól mi to wyjaśnić.- spokojny głos mojego ojca rozniósł się po sali i poczółem jego dotyk na ramieniu.- To jest Isil, Panie, mój syn.- powiedział z lekką dumą w głosie.
- Twój syn? Wrócił do Terry? To niesamowite!
- Aranie jest jeszcze coś o czym ci z Elizą nie mówiliśmy.
- Co takiego?- zapytał zbity z tropu blondyn.

,,Isil pokaż mu znamię'' usłyszałem ciche polecenie taty.
Rozpiąłem cztery guziki i odsłoniłem wielką gwiazdę w bluszczu. Po sali rozniósł się głuchy okrzyk zaskoczenia.
Chcieliście swojego wybrańca, to macie.

- On jest tym dzieckiem z przepowiedni.-szepną Aran i podszedł bliżej mnie.- Códownie! Wreszcie będziemy mogli raz na zawsze pokonać tego tyrana. No ale o tym porozmawiamy jutro. Jesteście pewnie zmęczeni. Calladion zaprowadzi was do waszych sypialni, prawda?
- Oczywiście ojcze. Chodźcie za mną!-machnął do nas ręką i ruszył do wyjścia.
Weszliśmy schodami na trzecie piętro i tam Call wskazał nam nasze pokoje.

Mój miał niebieskie ściany i ciemnobrązową podłogę. Na przeciw drzwi było olbrzymie łóżko z widokiem na las. Po prawej stronie stał mały stolik i bardzo duża szafa w kolorze czekolady. Po lewj saś było dwuosobowe łóże o niebieskiej pościeli i z tego samego koloru baldachimem. Na podłode leżał dywan ze skóry jakiegoś zwierzęcia. Wole nie wiedzieć jakiego. Brakuje mi Raventala. Ojciec kazał mu zostać w lesie, bo ludzie mogliby próbować go zabić.
Cofnąłem zmianę, zdjąłem koszulę i tak poszedłem spać.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz