Rozdział L

1K 84 8
                                    

Demon.

Ten facet jest demonem.

- Kim jesteś?- zapytałem brązowowłosego.
- Nie twój zasrany interes!- warknął, na co Kirial przycisnął zimną stal do jego gardła jeszcze mocniej. Widziałem jak z nacięcia, które powstało, pociekła mała stróżka czerwonej cieczy i skapnęła na ziemię.
- Obawiam się, że jego, skoro chciałeś go zabić.- usłyszałem mrożący krew w żyłach głos czarnookieko.
- Nie miałem go zabić!- krzyknął rogaty facet i próbował się podnieść, ale mój towarzysz przytrzymał go za kudły i pociągnął ku glebie.
- A co miałeś zrobić?- zapytałem, unosząc jedną białą brew do góry.
- Miałem cię zaprowadzić tylko do tego przeklętego jeziora! Miałeś tylko do niego wejść! Nic więcej!
- Kto ci to zlecił?- do rozmowy przyłączył się Silver.
- Dobrze wiecie kto!-wywarczał.
- Deryt.-stwierdziłem cicho.
- Brawo, geniuszy!- sarknął demon z ogonem i splunął mi pod nogi.
- Typowy najemnik.- prychnął Kirial.- Całkowity brak szacunku.
- Coś jeszcze nam powiesz?- zadał pytanie elf.
- Spierdalaj!- krzyknął i próbował się podnieść, ale tym razem czarnowłosy demon poczęstował go solidnym kopniakiem w brzuch.
- Co z nim zrobimy?- usłyszałem pytanie od blondyna.
- Mam pomysł!- Kirial wciął mi się w zdanie i poderżnął beznamiętnie gardło dla brązowowłosego.
Z rany zaczęła wylewać się olbrzymia ilość jasnej krwi. Wężooki puścił truchło i klękając, wytarł ostrze sztyletu o zieloną trawę.
- Kto to teraz posprząta?!-krzyknął Peris, patrząc na czarnowłosego z mordem w oczach.
Ten tylko wzruszył ramionami i chwycił trupa za rękę. Pokręcił zirytowany głową i zaczął ciągnąć go w stronę lasu jak worek kartofli.

Ja wraz z Silverem podeszliśmy do reszty towarzystwa. Okazało się, że podczas naszej rozmowy rozbili już obóz i teraz Yafal starał się nieudolnie rozpalić ogień, uderzając o siebie dwa krzemienie.
-Weź się przesuń!-westchnąłem i podszedłem do okręgu zrobionego ze sporych kamieni ,wypełniony był stosikiem drewna. Usiadłem przy palenisku i jednym ruchem ręki wznieciłem ogień. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i spojrzałem na Yafala.- Tak to się robi.
Wampir tylko prychnął i siadł na swoim kocu.
Silver, Peris i Adillen się do nas dosiedli, czekając aż wróci demon.

Kirial nie wracał już dobre piętnaście minut.
Byłem niemało zdenerwowany.
Stało mu się coś?
Czy może nas opuścił, skoro jesteśmy już tak blisko Umbry?

Już się miałem podnosić, by go znaleźć, gdy ciemna głowa wychyliła się zza zarośli, a zaraz po niej reszta młodego mordercy.
Miał zarzuconego na swoje plecy szarego i całkiem sporego zająca.
Serio?
On poszedł najzwyczajniej w świecie zapolować?
A ja się zaczynałem martwić o tego kretyna!

- No, ja złapałem żarcie, to kto je teraz zrobi?- zapytał podchodząc do nas. Walnął zająca obok paleniska i popatrzył na nas wyczekująco.
Peris pokręcił głową i wyjął z jednej torby nóż do skórowania. Wziął szaraka za uszy i zaczął pozbawiać go skóry. Adi zaoferował się, że poszuka jadalnego zielska.

I tak oto po godzinie mieliśmy mięso zająca z rożna i surówkę z leśnych roślinek.

Wszyscy gdy nastał mrok zapadli w kamienny sen niezmącony niczym. Ravental i Eliar leżeli blisko półki skalnej wodospadu, a jaszczurka Adillena spała zakopana w miękkiej grzywie mojej chimery.

Rano wstałem znacznie szybciej niż reszta.
Moi przyjaciele spali dalej spokojnie ,niedaleko już dawno wypalonego ogniska. Obejrzałem się po wszystkich i z zaskoczeniem nie dostrzegłem czarnej czupryny Kiriala.
Wstałem z mojego posłania i poszukałem go wzrokiem, lecz nic nie zobaczyłem.
Zatrzymałem swój wzrok na szczycie wodospadu.

Może...?

Nie czekając na nic ,zacząłem wdrapywać się na szczyt.
Niektóre półki były na tyle duże, że mogłem na nich spokojnie stanąć, a niektóre utrudniały mi dalszą drogę.
Stanąłem po dość długim czasie na jednym z kamiennych schodków i spojrzałem do góry.

He...niezły W-F z samego rana.

Kolejne miejsca odpowiednie do wejścia były znacznie mniejsze niż do tej pory.
Znów wznowiłem zaprzestaną czynność i chwyciłem pierwszą skałę.
Aż do samego końca plułem sobie w twarz, że w tym świecie nie ma czegoś takiego jak sprzęt dla alpinistów.

A w ogóle gdyby ten idiota nie znikał bez słowa, to bym tu nie właził jak kretyn, chcąc go wypatrzeć z góry.
Czemu tu nie ma tak potrzebnej rzeczy jak telefon!!!

Chwyciłem się ostatniej szczeliny, lecz ta zaczęła dziwnie trzeszczeć.
Cholera!!
Tyle zdołałem pomyśleć zanim nie zacząłem spadać.
Już myślałem, że zginę śmiercią tragiczną, spadając z dużej wysokości na twardą ziemię, lecz w ostatniej chwili, ktoś złapał mój nadgarstek w mocnym uścisku.

Spojrzałem na właściciela dłoni i gdybym nie dyndał nad przepaścią, skakałbym z nieukrywanej radości.
Szczerze...nigdy bym nie sądził, że widząc wężowe oczy Kiriala ,będę odczuwać taką euforię.

Chłopak zaczął wciągać mnie z całej siły na krawędź wodospadu.
Złapałem się jego przedramienia kurczowo i po chwili siłowania leżałem obok czarnowłosego, dysząc razem z nim z wysiłku.
Pamiętajcie, koniec adrenaliny, równa się brak siły.

- Eghhh...nigdy więcej takiej wspinaczki!-wysapałem, rozkładając się na wznak na wilgotnym mchu, porastającym pobliską ziemię.
Usłyszałem cichy chichot młodego demona, więc przekręciłem swoje granatowe oczy w jego stronę.

Siedział z jedną nogą podciągniętą pod klatkę piersiową i schylał głowę w dół, przez co całą twarz zakrywała mu czarno-czerwona, długa grzywka.
Uniósł buzię i spojrzał na mnie z dużym i co najważniejsze, szczerym uśmiechem, który był niezwykle zaraźliwy, bo nie umiałem się powstrzymać i odwdzięczyłem się tym samym. Jego oblicze zmieniało się nie do poznania, gdy był szczęśliwy. Twarz o ostrych rysach stawała się delikatniejsza, a zazwyczaj matowe i straszne oczy, teraz pięknie się iskrzyły.

- Wow!
- Co?-zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
- Pierwszy raz widzę, że się uśmiechasz i to tak prawdziwie.
- Bo mnie rozśmieszyłeś. Gdybyś umiał latać, to nie miałbyś takich problemów.- wstał i otrzepał czarne spodnie.
Wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać z czego bardzo chętnie skorzystałem.
- Ale nie umiem.-odparłem i spojrzałem w dół.
Oooo...
Cofnąłem się.
Z dołu ten wodospad wydawał się mniejszy.
Znacznie mniejszy!
Chciało mi się śmiać.
Mam skrzydła, a zapomniałem o moim lęku wysokości, który mam od najmłodszych lat.

- Hmmm...- doszedł mnie cichy pomruk kolorowowłosego.- Mamy idealne warunki do nauki.
Uniosłem jedną brew do góry.
O czym on gada?
-Zmień się!
Nie mając nic do stracenia, wywołałem swoje prawdziwe ja.
Tylko czemu zawsze jak się zmieniam, gumki do włosów nie wytrzymują i pękają!?
Sięgnąłem do przedniej kieszeni spodni i wyjąłem z niej czarną frotkę, którą związałem moje w tej chwili czarne kudełki, sięgające mi do sławnego miejsca kończącego nasze plecy.

Po skończonej czynności, pomachałem pare razy skrzydłami.
- No, to teraz skacz!- zakomenderował, a ja spojrzałem na niego jak na wariata.
- Ty se chyba kpisz!- krzyknąłem i spojrzałem w dół zbocza, a potem na niego.- Chcesz mnie chyba zabić!!!
- Jak bym chciał cię zabić, to już dawno byś był martwy.- westchnął i przewrócił oczami.
- Ha fajnie wiedzieć!- zaśmiałem się histerycznie. - Do reszty zwariowałeś!
- Może.- wzruszył ramionami.- Ale to najlepszy sposób, abyś się szybko nauczył latać! Dzieci najlepiej rzucać na głęboką wodę, by zaczęły pływać!
- Zaczne kwestionować metody wychowawcze twoich rodziców.
- Oj Isil, jak nie dasz rady, to cię złapie! - Już się czuje bezpiecznie!-sarknąłem i znów spojrzałem w dół.
- No to fajnie!-usłyszałem i zostałem brutalnie zepchnięty ze skarpy.
- Machaj skrzydłami!- krzyknął za mną.

Sam se machaj!!
Jak przeżyje, to go ZABIJE!!

......................................................................

No, dzisiaj tak trochę krótko, ale mam nadzieję, że wam się podobało. ;-)

Przepraszam za wszystkie błędy, których tu nie znalazłam.
Gomen nasai !!!

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz