Jechaliśmy w całkowitej ciszy.
Każdy pogrążony w swoich własnych myślach.
Słychać było tylko tętent kopyt i ciche, nerwowe parskanie koni.
Spojrzałem w górę, szukając czegoś, na czym mógłbym zaczepić wzrok i to coś nie byłoby piaszczystą drogą, po której szły z wolna nasze konie.
Wjechaliśmy w głęboki, gęsty las, więc korony drzew zasłaniały mi prawie całkowicie niebo, ale z tego, co zdołałem dostrzec, było dość pochmurnie.Oby nie padało.
Westchnąłem i zacząłem rozmyślać.
Dlaczego mnie to wszystko spotyka?
Dlaczego tu trafiłem?
Kto nie chce, bym dotarł do tej szkoły?
Kto chce mojej śmierci i dlaczego?A może, to nie najważniejsze pytania, nad którymi powinienem się zastanawiać.
Może powinienem zadać inne.
Nic z tego nie rozumiałem.
Czułem się zagubiony.
Samotny.
Nie wiedziałem, co mnie jeszcze czeka. Wiedziałem jedynie, że nie będzie to nic łatwego ani przyjemnego.
I wtedy przypomniało mi się, co Peris powiedział przed wyjazdem z Mrocznej Puszczy.
Może najważniejsze pytanie przed jakim stanę, to: Kim jestem?Zamknąłem oczy i odetchnąłem ciężko, czując już ból kręgosłupa od jazdy w siodle.
Nie ważne, z czym będę musiał się zmierzyć, znajdę w sobie siłę i dam radę.
Muszę dać sobie radę.
- Isil, co jest? Ręka cię boli? - zapytał zmartwiony Peris, podjeżdżając bliżej.
Niby chłopak jest dość zimny dla obcych, to dla bliskich jest niezwykle opiekuńczy.
Ciekawe ile jego twarzy jeszcze ujrzę?Otworzyłem swoje oczy barwy podobnież nocnego nieba i spojrzałem na niego z niewielkim uśmiechem, uspokajając go.
- Nie. Jest w porządku. Po prostu myślę. - odpowiedziałem.
- Jeśli coś cię trapi, to mów śmiało. - dorzucił.
- Na te pytania, sam muszę odkryć odpowiedzi. - uśmiechnąłem się smutno.Peris podjechał jeszcze bliżej mojego konia i zaczął natarczywie grzebać w swojej torbie.
Wyjął z niej mój zagubiony sztylet i mi go podał. Zauważyłem, że na szczęście był wyczyszczony z krwi. Wziąłem go ostrożnie, by się bardziej nie pokaleczyć i włożyłem do pasa, krzywiąc się, gdy musiałem podnieść ranną kończynę.- Nieźle się dzisiaj spisałeś. Dałeś radę tylu orkom za pierwszym razem. Walczyłeś, jakbyś to robił od zawsze. Uratowałeś mi dzisiaj tyłek.- zaczął się śmiać, co w jego wykonaniu dalej brzmiało dla mnie nienaturalnie. - Dzięki za to i przepraszam. - Jego ton głosu zmienił się diametralnie.
Z wesołego zmienił się na pełen skruchy i winy.Zmarszczyłem brwi w zastanowieniu i na niego zerknąłem, nie rozumiejąc, co tym razem chodzi mu po głowie.
- Za co ty mnie przepraszasz?
- Naraziłem cię. Niczego cię nie nauczyłem i zamiast uciekać, zmusiłem cię do walki. - sapnął.
- Co ty pierdolisz!?- krzyknąłem zdenerwowany, na co chłopak aż podskoczył na zwierzęciu, nie spodziewając się, że się tak uniosę. - Na nic mnie nie naraziłeś, rozumiesz!? Nic mi się takiego nie stało. To tylko ręka. Nic mi nie będzie. I nawet nie warz się obwiniać. To ja powinienem cię przepraszać, bo to wszystko jest przeze mnie. To mnie ktoś chce dopaść.Peris wysłuchał mnie bez przerywania. W dalszym ciągu bardzo zdziwiony moim nagłym wybuchem.
Nie dziwiłem mu się.
Rzadko krzyczę, no, chyba że sytuacja tego wymaga.
- Dobra, w porządku. Tylko nie krzycz tak. - i zaczął o dziwo chichotać jak nastolatka.
Popatrzyłem na niego jak na debila.
Humor zmienia mu się częściej niż kobiecie w ciąży!
Najpierw się o mnie martwi, potem chwali, zaraz potem przeprasza i wygląda, jakby miał w depresję wpaść, a za chwilę śmieje się jak po jakichś cholernych narkotykach.
No to chyba raczej normalne nie jest!
CZYTASZ
Symbol Mroku
Fantasy*Książka do gruntownej poprawy, więc przepraszam za napotkane błędy :D* ,, W małym mieście, w orła kraju, Nad sercem zalśni znamię. Dziecko z potępionego związku Anioła i Demona Okaże się wielkim darem. Kobieta zrodzi syna, który w...