Kobieta prześwidrowała mnie nieodgadnionym spojrzeniem złotych oczu. Talsharr siedział spięty przy Matce plemienia i patrzył ze spuszczoną głową na swoje palce.
- Chcesz aby przepowiednia się ziściła, powiadasz?-zaczęła monotonnym głosem.
Jej dobry humor jakby uleciał.
- A czy wiesz, co to oznacza?
- To oznacza wojnę.-odpowiedziałem cicho.
- A wojna oznacza krew i śmierć, chłopcze. Wiem, że działasz z dobrych pobudek, ale pamiętaj. Piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami.- kobieta wstała i zaczęła przechadzać się z wolna po namiocie.
- Isilu, wiesz dla czego nie spotkaliście żadnej innej wioski na tej pustyni?
- Bo tu nie ma za dobrych warunków do życia?
Kobieta zaśmiała się chrapliwie.
- To także, ale wciąż nie jesteś za blisko. Otóż na tej pustyni przez wiele lat mieszkało wiele plemion kitsune. Było dziesięć sporych wiosek. Żyliśmy przez wiele stuleci w pokoju i względnym dobrobycie. Do czasu, gdy na tronie zasiadł twój wuj i pożal się boże, Król!-ostatni wyraz prawie wypluła. Jej ton wskazywał prawdziwą pogardę dla Deryta.
- W stolicy powstał ruch oporu pod przywództwem drowa o imieniu Miccaldo.Miccaldo? Skąd znam to imię.
Zmarszczyłem brwi.
Nagle coś mi zaświtało.
I to tak mocno.
Czy nie takie imię nosił ojciec Perisa?
Hmm...to musi być on!- Lecz pewnego dnia, Deryt dowiedział się o jego zdradzie i wyrżnął z zimną krwią całą jego rodzinę wraz z nim.
- Nie całą.-przerwałem jej.- Ten drow, który ze mną przybył ,jest jego synem.
- Dobrze wiedzieć, że ktoś z tego zacnego rodu przetrwał i stąpa po ziemi.-powiedziała z szerokim uśmiechem.- Ale ty mi nie przerywaj jak mówię!-skarciła mnie stanowczo.
- Wybacz.
- No mniejsza. Po śmierci mężczyzny władzę nad buntownikami przejął Isabaal.Coś mi te imię dwoni, ale nie wiem kompletnie z którego kościoła.
- Wraz z innymi lisami połączyliśmy się i zaczęliśmy wspomagać opór. Jakieś dwa lata temu na granicy między pustynią, a doliną Ułamanych gór, a dokładniej w małej wiosce Iter, zawitali żołnierze. W tej miejscowości mieszkał jeden z mężczyzn, który był po naszej stronie. A że był ważny... Żołnierze chcieli go dostać w swoje łapy. Wszyscy wiedzieli ,co to oznacza. Skazanie na stracenie. Kotołaki mieszkające tam, przeciwstawiły się. Nasze kitsune wraz z Isaabalem dotarły tam w trakcie walki, w którą się włączyły. Tego dnia wioska spłonęła, kotołaki wraz z kitsune zostali wycięci w pień, a dowódca oporu zniknął po tym wszystkim. Po prostu nas zostawił! Uciekł! Ta klęska dała nam wszystkim do myślenia. Możemy wam pomagać na przykład poprzez dostarczanie racji żywnościowych, ale nie wejdziemy na pole bitwy już nigdy.
Straciliśmy za wiele ludzi. Cała wioska którą widzisz jest złożona z połączenia pozostałych przy życiu mieszkańców dziesięciu plemion.
Wybacz książe, ale to już nie nasza bitwa.-zakończyła ze smutkiem w głosie.Nie wiedziałem co powiedzieć. Opuściłem wzrok na swoje dłonie, które zacisnąłem.
Bo co ja mogę?
Zwykłe ,,Przykro mi'' nie zwróci życia poległych! Nie wymaże bólu straty! Nie zwróce ukochnych im osób!
To nie było tak dawno temu.
To tylko dwa lata.Spojrzałem na kobietę i siedzącego obok niej w ciszy blondyna.
- Nie mogę od was tego wymagać i nie będę o to was prosić. I tak wiele zrobiliście.Gdy skończyłem ostatnie zdanie, do namiotu wpadła ta sama kobieta, którą spotkałem wcześniej. Już chciała coś mówić, lecz szybko się zreflektowała i skłoniła lekko w geście szacunku.
- Enallya, dziecko przestań się kłaniać, tylko mów!-upomniała ją staruszka, przewracając oczami.
- Mam wiadomość do białowłosego podróżnika.
- A więc mów.-nakazałem.
- Pański przyjaciel przeszedł pomyślnie leczenie. Jego życiu nie zagraża już trucizna. Teraz musi tylko pożądnie wypocząć.
Na słowa płomiennowłosej uśmiechnąłem się prawie że radośnie.
- Kamień spadł mi z serca.-westchnąłem.- Dziękuję.-uśmiechnąłem się do niej serdecznie.
- Nie dziękuj.-odparła lekko zaczerwieniona.
- Idź do niego, książe.-zaproponował złotooki wstając, a ja podążyłem za jego przykładem.
- Książe?!-krzyknęła zaskoczona nażeczona Leila.- Wybacz mi. Nie powinnam się do ciebie Panie zwracać na ty.-na powrót się pokłoniła wystraszona.
Zaśmiałem się na te słowa i wraz z Talsharrem podszedłem do niej. Delikatnie dotknąłem jej ramienia, a ona uniosła niepewnie na mnie wzrok.
- Nie przejmuj się. Nie jestem moim wujem. Nie będę cię za to karać. Ale mogłoby pozostać moje pochodzenie tajemnicą, która nie wyjdzie na światło dzienne z tego namiotu?-zwróciłem się do wszystkich.
- Jak sobie życzysz, Isilu.-skinął mi głową jasnowłosy.- Ale czy nie lepiej ujawnić twą pozycję?
- Nie jestem przyzwyczajony do traktowania mnie...jak to ująć...po królewsku. Chcę aby wasze plemię traktowało mnie jak zwkłego podróżnika.
CZYTASZ
Symbol Mroku
Fantasy*Książka do gruntownej poprawy, więc przepraszam za napotkane błędy :D* ,, W małym mieście, w orła kraju, Nad sercem zalśni znamię. Dziecko z potępionego związku Anioła i Demona Okaże się wielkim darem. Kobieta zrodzi syna, który w...