Gdy się przebudziłem poczułem jak dłoń Marshalla gładzi moje włosy. Uśmiechnąłem się. Podniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy. Na jego ustach zagościł uśmiech.
- Jak się czujesz? - zapytałem z troską siadając.
- Już lepiej. - odpowiedział spokojnie.
- Martwiłem się o ciebie! - niemal to wykrzyczałem.
- Przepraszam. - spuścił głowę.
Wtuliłem się w niego. Jego zapach, mógłbym go wąchać tak cały czas. To trochę dziwne, ale prawdziwe. Poleżeliśmy tak, a on mnie głaskał. To było przyjemne. Potem poszedłem przygotować śniadanie. Zajrzałem do lodówki. Same pustki. Zauważyłem jajka i szczypiorek. Wyjąłem składniki na blat i miałem zamiar zrobić jajecznicę, ale usłyszałem huk w salonie. Szybko tam pobiegłem. Zobaczyłem Marshalla leżącego na podłodze. Przeraziłem się. Prędko do niego podbiegłem.
- Marshall! Co się stało?! - podniosłem go.
On syknął z bólu. Posadziłem go na kanapie. Byłem naprawdę zmartwiony. Bałem się o niego!
- Boli..- wydusił z siebie.
- Co?! - łzy zaczęły mi lecieć po policzkach.
Wskazał na klatkę piersiową. Zacisnąłem dłonie w pięści. Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do doktora. Po piętnastu minutach przybył.
- Co się stało księciu? - zapytał wchodząc.
- Coś jest z Marshallem! Pomóż mu! - rozpłakałem się na dobre.
- Spokojnie..- lekko się zdziwił. - Zobaczę co mu jest.
Badał go stetoskopem.
- Ma nieregularne bicie serca. - stwierdził.
- On nie może umrzeć! - krzyknąłem.
- Jeszcze nic nie jest pewne.
Potem ze swojej czarnej torby wyjął podręczny rentgen i prześwietlił jego klatkę piersiową.
- Ma złamane żebra i jeszcze coś dziwnego tu widzę. - przymrużył oczy.
- Co to jest? - ocierałem łzy.
- Jego serce powoli zamarza.
Popatrzyłem na chłopaka. Po jego policzku spłynęła samotna łza. Byłem przerażony.
- Ty pewnie książę masz coś na takie przypadki. - odparł.
Olśniło mnie. Przecież opracowywałem mikstury na różne ataki Lodowej Królowej. Czym prędzej zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do zamku. Po pięciu minutach zdyszany byłem na miejscu. Wbiegłem do środka.
- Książę! - zawołała pani Miętówka.
- Nie mam teraz czasu! - biegłem do laboratorium.
Wpadłem tam jak strzała o mało nie wyrywając drzwi z zawiasów. Szukałem spanikowany flakonika z fioletową cieczą. Gdy w końcu znalazłem szklaną buteleczkę udałem się w drogę powrotną. Biegłem ile sił w nogach. Kiedy tam dotarłem Marshall tam leżał coraz ciężej oddychając, doktor go wspomagał. Podszedłem do niego i dałem mu do wypicia miksturę. Po dłuższej chwili zrobiło mu się lepiej oraz miał już założony gips.
- Dziękuję doktorze. - uścisnąłem jego rękę.
- Nie ma sprawy. Od tego jestem, aby pomagać innym. - uśmiechnął się.
Później wyszedł, a ja zostałem tylko z Marshallem. Usiadłem obok niego.
- Lepiej już? - zapytałem.
- Tak, dziękuję kochanie. - uśmiechnął się.
Czułem, że pieką mnie policzki. Powiedział do mnie kochanie!
- Jesteś taki słodki. - odparł po chwili.
*w* Dałem mu całusa w policzek i poszedłem do kuchni kontynuować śniadanie. Zrobiłem jajecznicę i przyniosłem do salonu po czym zacząłem karmić Marshalla oraz sam jeść. Na początku się opierał, ale go przekonałem. Wyglądał tak uroczo. Po jedzeniu zrobiłem kilka zdjęć. Wampir się opierał, a fotki wyszły komicznie. Zacząłem się śmiać.
- Bo się obrażę. - nadął policzki.
- Jak słodko! - pisnąłem i zrobiłem zdjęcie.
Chłopak odwrócił głowę lekko zły.
- Marshall, nie gniewaj się. - zaśmiałem się nerwowo.
Milczał.
- Marshall. - posmutniałem.
On mnie tylko pociągnął w swoją stronę i wtedy nasze usta się złączyły. Na początku był to zwykły pocałunek z czasem przechodzący w coraz bardziej namiętny. Zarumieniłem się. Całował nieziemsko. Wplotłem dłonie w jego włosy, za to on trzymał rękę na moim policzku. To była magiczna chwila. Oderwaliśmy się od siebie, ponieważ zabrakło nam powietrza. Wtuliłem twarz w jego dłoń. Czułem się świetnie. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Otworzę. - poszedłem w ich stronę.
W drzwiach stała Fiona i Cake. Westchnąłem cicho.
- Hej K.B. Co tu robisz? - spytała widocznie zaskoczona dziewczyna.
- Obecnie stoję tu przed tobą. - uśmiechnąłem się z drwiną.
Blondynka prychnęła i weszła do środka bez mojej zgody.
- Marshall! - pisnęła.
Aż się wzdrygnąłem. Musi tak piszczeć na jego widok?!
Przykucnęła przy nim.
- Co się stało? Jak to się stało?! Kiedy?! Gdzie?! - pytała.
~Marshall
Ta dziewczyna zadaje za dużo pytań! Jest strasznie irytująca.
- To nic poważnego. - wymusiłem uśmiech.
K.B zmarszczył brwi. Też dla niego jest irytująca. I to bardzo.
- No jak to?! Masz przecież gips! - dociekała.
- Nie zamęczaj go pytaniami. - odparł spokojnym głosem K.B.
- Nie ciebie pytam! - zwróciła się do niego.
- Nie odzywaj się tak do niego. - powiedziałem zły.
- Oj tam. - prychnęła. - Przynieś mu wody!
On przewrócił oczami.
- Nie potrzebuję teraz pić.
- Musisz coś pić! - wtrąciła blondynka. - No idź po tą wodę! - wstała i zamierzała uderzyć K.B.
Wściekłem się. Chłopak zatrzymał jej rękę na co ja tylko patrzyłem.
- Nie rozkazuj mi. - powiedział groźnie. - Chyba musisz już wyjść. - pociągnął dziewczynę i wyrzucił za drzwi.
Byłem pełen podziwu. On nigdy tak nie robi.
~K.B
Wyrzuciłem tą dziewuchę z domu Marshalla. Byłem na nią wściekły. Poszedłem do pokoju, do chłopaka.
- Wow. - tylko tyle potrafił z siebie wydusić.
- Zdenerwowała mnie. - podrapałem się po karku.
- Dobrze, że ją wywaliłem. - uśmiechnął się.
Pocałowałem go w policzek i położyłem się obok niego. Włączyliśmy jakiś horror komentowaliśmy głupotę bohaterów. Momentami bałem się i wtulałem w wampira na co on mnie mocno tulił i się uśmiechał. Po obejrzeniu ułożyliśmy się do snu. Marshall pocałował mnie w czoło.
- Dobranoc księciuniu. - powiedział.
- Dobranoc.
Potem oboje zasnęliśmy wtuleni w siebie.
____________________________________
Mam nadzieję, że wam się podobało i za błędy przepraszam!
CZYTASZ
|Marshall lee x Prince Gumball| [Zakończone]
RomanceKsiąże Balonowy |K.B| wiecie, jak to na szlachcica przystało żyje w zamku. Jego poddani to słodyczanie i posiada nad nimi wszelką władzę. Lubi przyjęcia herbaciane i zajmuje się nauką. Jego najlepsze przyjaciółki to Fionę i Cake, które walczą ze złe...