Rozdział 6 (Część 6)

1.1K 91 44
                                    

Gdy się przebudziłem poczułem jak dłoń Marshalla gładzi moje włosy. Uśmiechnąłem się. Podniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy. Na jego ustach zagościł uśmiech.

- Jak się czujesz? - zapytałem z troską siadając.

- Już lepiej. - odpowiedział spokojnie.

- Martwiłem się o ciebie! - niemal to wykrzyczałem.

- Przepraszam. - spuścił głowę.

Wtuliłem się w niego. Jego zapach, mógłbym go wąchać tak cały czas. To trochę dziwne, ale prawdziwe. Poleżeliśmy tak, a on mnie głaskał. To było przyjemne. Potem poszedłem przygotować śniadanie. Zajrzałem do lodówki. Same pustki. Zauważyłem jajka i szczypiorek. Wyjąłem składniki na blat i miałem zamiar zrobić jajecznicę, ale usłyszałem huk w salonie. Szybko tam pobiegłem. Zobaczyłem Marshalla leżącego na podłodze. Przeraziłem się. Prędko do niego podbiegłem.

- Marshall! Co się stało?! - podniosłem go.

On syknął z bólu. Posadziłem go na kanapie. Byłem naprawdę zmartwiony. Bałem się o niego!

- Boli..- wydusił z siebie.

- Co?! - łzy zaczęły mi lecieć po policzkach.

Wskazał na klatkę piersiową. Zacisnąłem dłonie w pięści. Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do doktora. Po piętnastu minutach przybył.

- Co się stało księciu? - zapytał wchodząc.

- Coś jest z Marshallem! Pomóż mu! - rozpłakałem się na dobre.

- Spokojnie..- lekko się zdziwił. - Zobaczę co mu jest.

Badał go stetoskopem.

- Ma nieregularne bicie serca. - stwierdził.

- On nie może umrzeć! - krzyknąłem.

- Jeszcze nic nie jest pewne.

Potem ze swojej czarnej torby wyjął podręczny rentgen i prześwietlił jego klatkę piersiową.

- Ma złamane żebra i jeszcze coś dziwnego tu widzę. - przymrużył oczy.

- Co to jest? - ocierałem łzy.

- Jego serce powoli zamarza.

Popatrzyłem na chłopaka. Po jego policzku spłynęła samotna łza. Byłem przerażony.

- Ty pewnie książę masz coś na takie przypadki. - odparł.

Olśniło mnie. Przecież opracowywałem mikstury na różne ataki Lodowej Królowej. Czym prędzej zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do zamku. Po pięciu minutach zdyszany byłem na miejscu. Wbiegłem do środka.

- Książę! - zawołała pani Miętówka.

- Nie mam teraz czasu! - biegłem do laboratorium.

Wpadłem tam jak strzała o mało nie wyrywając drzwi z zawiasów. Szukałem spanikowany flakonika z fioletową cieczą. Gdy w końcu znalazłem szklaną buteleczkę udałem się w drogę powrotną. Biegłem ile sił w nogach. Kiedy tam dotarłem Marshall tam leżał coraz ciężej oddychając, doktor go wspomagał. Podszedłem do niego i dałem mu do wypicia miksturę. Po dłuższej chwili zrobiło mu się lepiej oraz miał już założony gips.

- Dziękuję doktorze. - uścisnąłem jego rękę.

- Nie ma sprawy. Od tego jestem, aby pomagać innym. - uśmiechnął się.

Później wyszedł, a ja zostałem tylko z Marshallem. Usiadłem obok niego.

- Lepiej już? - zapytałem.

- Tak, dziękuję kochanie. - uśmiechnął się.

Czułem, że pieką mnie policzki. Powiedział do mnie kochanie!

- Jesteś taki słodki. - odparł po chwili.

*w* Dałem mu całusa w policzek i poszedłem do kuchni kontynuować śniadanie. Zrobiłem jajecznicę i przyniosłem do salonu po czym zacząłem karmić Marshalla oraz sam jeść. Na początku się opierał, ale go przekonałem. Wyglądał tak uroczo. Po jedzeniu zrobiłem kilka zdjęć. Wampir się opierał, a fotki wyszły komicznie. Zacząłem się śmiać.

- Bo się obrażę. - nadął policzki.

- Jak słodko! - pisnąłem i zrobiłem zdjęcie.

Chłopak odwrócił głowę lekko zły.

- Marshall, nie gniewaj się. - zaśmiałem się nerwowo.

Milczał.

- Marshall. - posmutniałem.

On mnie tylko pociągnął w swoją stronę i wtedy nasze usta się złączyły. Na początku był to zwykły pocałunek z czasem przechodzący w coraz bardziej namiętny. Zarumieniłem się. Całował nieziemsko. Wplotłem dłonie w jego włosy, za to on trzymał rękę na moim policzku. To była magiczna chwila. Oderwaliśmy się od siebie, ponieważ zabrakło nam powietrza. Wtuliłem twarz w jego dłoń. Czułem się świetnie. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Otworzę. - poszedłem w ich stronę.

W drzwiach stała Fiona i Cake. Westchnąłem cicho.

- Hej K.B. Co tu robisz? - spytała widocznie zaskoczona dziewczyna.

- Obecnie stoję tu przed tobą. - uśmiechnąłem się z drwiną.

Blondynka prychnęła i weszła do środka bez mojej zgody.

- Marshall! - pisnęła.

Aż się wzdrygnąłem. Musi tak piszczeć na jego widok?!

Przykucnęła przy nim.

- Co się stało? Jak to się stało?! Kiedy?! Gdzie?! - pytała.

~Marshall

Ta dziewczyna zadaje za dużo pytań! Jest strasznie irytująca.

- To nic poważnego. - wymusiłem uśmiech.

K.B zmarszczył brwi. Też dla niego jest irytująca. I to bardzo.

- No jak to?! Masz przecież gips! - dociekała.

- Nie zamęczaj go pytaniami. - odparł spokojnym głosem K.B.

- Nie ciebie pytam! - zwróciła się do niego.

- Nie odzywaj się tak do niego. - powiedziałem zły.

- Oj tam. - prychnęła. - Przynieś mu wody!

On przewrócił oczami.

- Nie potrzebuję teraz pić.

- Musisz coś pić! - wtrąciła blondynka. - No idź po tą wodę! - wstała i zamierzała uderzyć K.B.

Wściekłem się. Chłopak zatrzymał jej rękę na co ja tylko patrzyłem.

- Nie rozkazuj mi. - powiedział groźnie. - Chyba musisz już wyjść. - pociągnął dziewczynę i wyrzucił za drzwi.

Byłem pełen podziwu. On nigdy tak nie robi.

~K.B

Wyrzuciłem tą dziewuchę z domu Marshalla. Byłem na nią wściekły. Poszedłem do pokoju, do chłopaka.

- Wow. - tylko tyle potrafił z siebie wydusić.

- Zdenerwowała mnie. - podrapałem się po karku.

- Dobrze, że ją wywaliłem. - uśmiechnął się.

Pocałowałem go w policzek i położyłem się obok niego. Włączyliśmy jakiś horror komentowaliśmy głupotę bohaterów. Momentami bałem się i wtulałem w wampira na co on mnie mocno tulił i się uśmiechał. Po obejrzeniu ułożyliśmy się do snu. Marshall pocałował mnie w czoło.

- Dobranoc księciuniu. - powiedział.

- Dobranoc.

Potem oboje zasnęliśmy wtuleni w siebie.

____________________________________

Mam nadzieję, że wam się podobało i za błędy przepraszam!


|Marshall lee x Prince Gumball| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz