Event Sylwestrowy (Część 14)

679 53 42
                                    

Dziś jest 31 grudnia! Niedługo zacznie się nowy rok, a ja go zacznę z moim kochanym chłopakiem, Marshallem. Po prostu będzie najlepszy!  Nie mogę się doczekać! Wstałem z łóżka i jak petarda pobiegłem do łazienki. Umyłem się, ubrałem i zbiegłem do kuchni. Po drodze wywaliłem się na schodach i zrobiłem salto oraz wylądowałem jak ninja na podłodze. To satysfakcjonowało. Za chwilę przybiegł Marshall.

- Co ty robisz? - zapytał.

- Spadłem ze schodów, zrobiłem salto i tak wylądowałem. - popatrzyłem na niego i puściłem oczko.

- ;-;

- No co? - wstałem i otrzepałem ubrania.

- .____________.

Wtedy poszedłem do kuchni i co zrobiłem na śniadanie? Kaczkę pieczoną! A co! Będzie wykwintnie! Kiedy Marshall zszedł ubrany to akurat była gotowa. Nałożyłem całe śniadanko na talerze i zaniosłem do pokoju.

- Łooooooooo..! - Marshall otworzył szeroko oczy.

- Mam nadzieję, że się najesz. - uśmiechnąłem się.

- Tym na pewno. - dał mi całusa w policzek.

Zsiedliśmy i zaczęliśmy jeść.

- To jest pyszne! - oblizał się chłopak.

- Dziękuję, dziękuję. I kto tu robi dobre jedzonko?

- No ty. - uśmiechnął się.

Kiedy skończyliśmy jeść to zrobiłem znowu salto, ale sam z siebie i zebrałem talerze. Potem pozmywałem. Marshall mi pomógł. Kochany jest. Tak pomocny i czuły, kochający, troskliwy, leniwy. He he~ No to potem ubraliśmy się w ciepłe w kurteczki, spodnie i założyliśmy kozaki oraz wzięliśmy sanki. Wyszliśmy z domu. Było pięknie i biało. Ale też było słońce i śnieg jebał po oczach. Poszliśmy na górkę. Marshall usiadł za mną na sankach i zjechaliśmy! Było super! Od dawna się tak nie bawiłem. Potem stanęliśmy, bo ja zaprowadziłem Marshalla na pustą przestrzeń.

- Ulepimy dziś bałwana? No chodź zrobimy to! - zatrzepotałem rzęsami.

- Tobie nie odmówię. - przyciągnął mnie do siebie i pocałował.

Potem zaczęliśmy lepić bałwana. Oczy i usta były z liści eukaliptusa, nos w patyka, a ręce a marchewek.

- Czekaj, coś mi tu nie gra. - odszedłem parę kroków.

- Ale co? - spytał.

Podszedłem i poprawiłem krzywi liść.

- Teraz jest dobrze. - uśmiechnąłem się i przytuliłem do chłopaka. Później porobiliśmy aniołki na śniegu. Mnóstwo aniołków! Następnie poszliśmy pod 'pałac' Lodowej Królowej i obrzuciliśmy go srajtaśmą. Nie mogłem opanować śmiechu. Prawie się zsikałem. I tak nam zleciał cały dzień. Wróciliśmy do domu zmęczeni. Położyliśmy się obok siebie na kanapie i wtuliłem się w Marshalla.

- To był super dzień. - powiedziałem.

- Z tobą każdy dzień jest super. - chłopak pocałował mnie czoło.

Obejrzeliśmy różne filmy i cisnęliśmy bekę z bohaterów. No i właśnie kiedy skończyliśmy było po 23. Weszliśmy na górę. Po drodze wzięliśmy z kuchni szampana i kieliszki. Wyszliśmy na balkon. Marshall nalał nam szampana i postawił na stoliku obok. Kiedy była 23:59 Marshall zaczął mnie całować. Był to namiętny i pełen uczuć pocałunek. Nasze języki tańczyły. To było magiczne! Skończył mnie całować o 00:01.

- Szczęśliwego nowego roku księciuniu. - trzymał w dłoniach moją twarz i patrzył mi w oczy.

- Nawzajem kochanie.

Wtedy ucałował mnie w czoło i napiliśmy się szampana. To mój najlepszy sylwester na świecie. Sztuczne ognie były przepiękne. Marshall cały czas mnie obejmował. To było przyjemne. Po obejrzeniu kolorów na niebie chłopak włączył muzykę.

- Mogę prosić do tańca? - lekko się ukłonił i wystawił rękę.

- Oczywiście. - uśmiechnąłem się i ukłoniłem.

Od razu wziął mnie w obroty patrząc mi przy tym głęboko w oczy. Nigdy tego nie zapomnę. Tego pierwszego sylwestra z miłością mojego życia.

|Marshall lee x Prince Gumball| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz