Rozdział 13 Sezon II (Część 35)

316 26 10
                                    

Obudziłem się szczęśliwy, bo obok mnie leżała osoba, którą kocham. Wyglądał uroczo, kiedy spał. Blake był wczoraj taki dziki, a zarazem delikatny. Zarumieniłem się na samą myśl o tym wydarzeniu.

- Cześć Leo, jak się spało? - otworzył oczy.

- Dobrze - uśmiechnąłem się do niego.

Nagle do pokoju wszedł K.O.

- Cześć dzieciaki! - przywitał nas.

Blake szybko nakrył nas kołdrą po same szyje.

- Zimno wam? - zapytał.

- T-Tak - zaśmiał się nerwowo ognik.

- Chciałem tylko powiedzieć, że jest 10 rano oraz, żeby się zbierał Leo, bo rodzice będą się martwić - powiedział.

- Oczywiście - uśmiechnąłem się.

Wtedy wyszedł, a my odetchnęliśmy z ulgą.

- Wystraszyłem się - popatrzyłem na chłopaka.

- Ja też

Szybko wstaliśmy z łóżka i ognik podszedł do mnie od tyłu.

- Hej, co ty robisz? - zaczął całować mnie po szyi.

Było mi przyjemnie.

- Blake, bo mi zaraz stanie i co ja zrobię? - zakryłem twarz w dłoniach.

- Pozbędziemy się problemu - uśmiechnął się zboczenie.

- Nie! - odsunąłem się. - Grzecznie się ubierzemy

Zrobił obrażoną minę, a ja się zaśmiałem. Szybko ubrałem moje ciuchy i zeszliśmy na śniadanie. Zjedliśmy i musiałem już iść. Wyszedłem z zamku, a Blake pociągnął mnie za rękaw.

- Coś się stało? - odwróciłem się.

Chłopak wpił się w moje usta. Całował namiętnie.

- Będę tęsknić - popatrzył na mnie.

- Też będę - odwróciłem wzrok.

Do oczu napływały mi łzy.

- Nie płacz Leo - przytulił mnie.

- Postaram się - pocałowałem go w policzek i poleciałem w stronę domu.

Było mi smutno, że musiałem wracać do zamku. Chciałbym z nim zostać już na zawsze. Wkrótce byłem już na miejscu.

- Witaj Leo - przywitał mnie K.B.

- Hej - chciałem, jak najszybciej udać się do pokoju.

- Fajnie było u Fiony? - spytał wampir.

- Tak - zacząłem się pocić.

- A ty na pewno byłeś u cioci Fiony? - K.B przymrużył oczy.

- No przecież - spociłem się jeszcze bardziej ze stresu.

- To zmykaj - Marshall poczochrał mnie po włosach.

Szybko wleciałem do komnaty i zamykając drzwi oparłem się o nie. Odepchnąłem z ulgą. Jakby się dowiedzieli, gdzie byłem i co robiłem. Nie chcę wiedzieć, jaka by była ich reakcja. Walnąłem się na łóżko i po prostu zasnąłem.

- Leo! - usłyszałem wołanie z dołu.

Zerwałem się równe nogi i zleciałem szybko.

- Musimy porozmawiać - oznajmił K.B.

- O czym? - spytałem.

- Siadaj - powiedział.

Zrobiłem, jak kazał i zająłem miejsce na przeciwko niego.

- Okłamałeś nas - zmarszczył brwi.

Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Pot spływał mi z czoła. Bardzo się denerwowałem. Jak oni mogli to odkryć?

- J-Ja? - próbowałem się wymigać.

- Nie udawaj głupiego Leonardzie - spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.

Powiedział do mnie pełnym imieniem, to zły znak. Jeszcze bardziej zacząłem się stresować.

- Powiedziałeś, że nie dodasz do zupy ogórkowej czerwonego barwnika, a to zrobiłeś! - wstał.

Totalnie nie wiedziałem o co chodzi, ale ucieszyłem się, że to nie było nic związanego z Blake'm.

- No przepraszam, kusiło mnie - popatrzyłem na niego.

- To pomożesz mi zrobić nową - westchnął.

Przytaknąłem i poszedłem za nim. Zaczęliśmy robić posiłek i w pewnym momencie poczułem, że coś tu jest nie tak. Przyszedł tata Marshall i popatrzyli na mnie.

- Leo - zaczął K.B. - Wyprowadzamy się

- Co?! - oczy mi się powiększyły.

- Taką decyzję podjęliśmy z tatą - odparł Marshall.

- Nie zgadzam się! Tu jest dobrze! - łzy cisnęły mi się do oczu.

- Synku - zmartwił się balonowy.

- Tak nie będzie! - wybiegłem z zamku.

Uniosłem się i poleciałem prosto do królestwa ognia. To co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania. Cały zamek był w ruinach. Nie wierzyłem.

- Leo! - usłyszałem głos Blake'a.

Rozejrzałem się, ale nikogo nie zobaczyłem. Zmartwiłem się. Chłopak mnie wolał, a ja go nie widzę.

- Leo! - znowu usłyszałem jego głos.

Zobaczyłem go pod głazem.

- Blake! - podleciałem do niego.

Nie chciałem, żeby umierał. Mój ukochany. Po jego czole spływała krew. Przeraziłem się.

- Wszystko będzie dobrze! - próbowałem go wyciągnąć.

- Leo, dla mnie już nie ma szans - popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.

- Nie mów tak! - łzy leciały mi po policzkach.

- Mam zmiażdżone nogi, nie uratujesz mnie - spuścił wzrok.

Zacząłem płakać. Jak to mogło się stać. Znałem go od zawsze, a teraz ma tak po prostu umrzeć?! To nie może być prawda.

- Leo - ktoś potrząsał mnie za ramię.

Gwałtownie otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku dysząc.

- Co się stało? - spytał Marshall.

- Miałem koszmar - dotknąłem twarzy.

Policzki miałem mokre od łez. Tata mnie przytulił i pogłaskał. Wtuliłem się w niego. Po chwili wszedł K.B.

- Co się stało syneczku? - podszedł zmartwiony.

- Miał zły sen - odparł wampir.

Balonowy też się przytulił i chwilę tkwiliśmy w takim uścisku. Potem zszedłem na dół na obiad.

No cześć ludziki! Jest następny rozdział! Trochę dramat, ale co tam!

|Marshall lee x Prince Gumball| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz