Obudziłam się dość wcześnie. Szybko się ubrałam i poszłam biegać. Jeszcze wszyscy spali, a ja pomału wymknęłam się z internatu i poszłam biegać. Normalne było, że szkoła znajdowała się koło wielkiego lasu. Znałam tam już niemal każdą ścieżkę znajdującą się w promieniu pięciu kilometrów od szkoły.
Oczywiście bieganie nie było mi potrzebne. Wilkołaki i kotołaki mają wrodzoną kondycję i tężyznę fizyczną, ale każdy z nas uwielbia sport, a ja w nim czułam największe ukojenie. Czasami zdawało mi się, że tylko to powstrzymywało mnie od zwariowania w tej szkole.
Po powrocie szybko się wykąpałam i wysuszyłam włosy. Ubrałam się normalnie, ale założyłam jeszcze bransoletkę w kolorze czerwonym, co znaczyło, że jestem na trzecim roku. Na pierwszym nosi się żółte, na drugim pomarańczowe, na trzecim czerwone, a na czwartym czarne.
Westchnęłam ciężko. Byłam gotowa. Pierwszy jest apel, a potem jest śniadanie. Jak ja nie znoszę tego okresu. Na auli jest największy hałas, bo przeważnie tam wszyscy znajdują swojego mate. Poczekałam jeszcze na Esmeraldę i razem poszłyśmy do auli. Przy okazji opowiadałam jej, gdzie co jest, bo ja znałam tą szkołę jak własną kieszeń.
Już z daleka dało się słyszeć wycie wilkołaków, którzy przepełnieni szczęściem wyli, bo znaleźli swoją mate. Przewróciłam oczami i weszłam do auli, a za mną moja współlokatorka.
- Może dzisiaj znajdziesz swojego mate?
- Nie wiem, ale to raczej niemożliwe. Chyba że jestem wyjątkiem i jest ode mnie młodszy, a ja takiego nie chcę.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Gustuję w starszych, ale równy mojemu wieku ujdzie.
- To ty sobie gustuj, a ja idę na poszukiwania mojej bratniej duszy - zachichotała pod nosem i zniknęła w tłumie.
Czekałam aż jakiś nauczyciel wejdzie na podest i zacznie przemowę. Co roku wchodzi ktoś inny. Przypuszczam, że mają jakąś kolejkę, albo losują jak w totku. Oczywiście zaczęła się głupia przemowa o tym, że zaczyna się nowy rok, życzy wszystkim znalezienia swojej bratniej duszy i takie pierdoły, które słyszę co roku od trzech lat. Po prostu cudownie.
Kiedy wreszcie to piekło się skończyło. Udaliśmy się na śniadanie. Byłam głodna jak diabli, nie marzyłam o niczym innym jak tylko o zjedzeniu jakiegoś mięsa i napiciu się mleka. W stołówce oczywiście padały kolejne wycia wilków, którzy rzucali się na swoje partnerki jak na jakiś kawałek mięsa. Większość dziewczyn już siedziała na kolanach swoich wilkołaków i uśmiechały się szeroko. Usiadłam przy wolnym stoliku. Po chwili dołączyły do mnie dziewczyny ze swoimi chłopakami z mojego roku.
- Jak tam, Adelajda? Znalazłaś już swojego mate? - spytała mnie długowłosa blondynka.
- A wyglądam? - spytałam z sarkazmem.
- Tobie ewidentnie jest potrzebny jakiś facet. Robisz się zrzędliwa jak stara panna - rzuciła brunetka.
- A niby co on mi takiego zrobi, że nagle stanę się słodziutką wróżką? - spytałam ze sztucznym uśmiechem.
- Zerżnie cię tak mocno, że nie będziesz mogła chodzić i wyparuje z siebie całe to zrzędliwe napięcie - odezwał się mate blondynki.
- Mike, żebym ja cię przypadkiem nie zerżnęła tym nożem - rzuciłam z mordem w moim głosie. A blondynka na jego kolanach zaśmiała się.
- Ja tam zerżnęłabym go czym innym - skrzywiłam się, bo doskonale wiedziałam, o co jej chodzi i nie chciałam wnikać w ich chore fetysze. Niestety, ale miałam tą nieprzyjemność i widziałam ich "zabawki". Nigdy więcej!
Podano nam śniadanie. Dzisiaj wyjątkowo było nałożone z góry, bo zawsze jest szwedzki stół. Były to kromki z dużą ilością szynki. Poprosiłam jeszcze o szklankę mleka. Po chwili dostałam moje kochane mleczko i byłam szczęśliwa. Uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam jeść.
- Jej nie jest potrzebny facet, jej jest potrzebna duża ilość mleka - zaśmiał się przeznaczony brunetki.
- Nie wiem jak wy, ale ja uważam, że Adelajda trafi na kogoś takiego, że nam wszystkim szczęki poodpadają - odezwała się blondynka z pełną buzią.
- Możemy przestać gadać o moi mate, a zacząć jeść? W ciszy!
- No już, już. Uspokój się.
Na szczęście po chwili zeszliśmy z tego tematu i luźno zaczęliśmy rozmawiać o nowym roku szkolnym. Po chwili usłyszeliśmy pierwszy dzwonek, który głosił, że trzeba już pomału kończyć. Drugi jest ostrzegawczy, że zostało pięć minut, a trzeci to lekcja. Niby to są ala studia, a wszystko wygląda jak w zwykłej szkole. To mnie denerwuje.
Zebraliśmy się przed salą, w której miały być wykłady. Zobaczyłam kilka nowych twarzy, co mnie zdziwiło. Chyba zrobili sobie przerwę i wrócili. Można zrobić coś takiego, ale ja wolałam to odbębnić jak najszybciej i wyjść z tej głupiej szkoły.
Zabrzmiał trzeci dzwonek i już wszyscy weszliśmy do sali wykładowej. Zasiadłam na swoim stałym miejscu, czyli na samym szczycie sali. Nikt tam nie siedział, prócz mnie, ale za to przede mną siedzieli moi najlepsi koledzy.
Na środek wyszedł starszy mężczyzna. Uwielbiałam tego gościa. Zawsze się z nim kłóciłam i przedrzeźniałam, ale ogóle fajny typ. Gdy tylko mnie zauważył, uśmiechnęłam się do niego kpiąco. Oczywiście on nie mógł odpuścić sobie takiej okazji.
- O... Panna Adelajda jak zwykle sama? Nie czujesz się trochę zażenowana, że wszyscy dookoła ciebie siedzą w parach chłopak-dziewczyna, a ty jesteś sama?
- Też miło pana widzieć, panie Adamie. Niestety muszę pana zaskoczyć, bo jestem zażenowana pana widokiem. Wygląda pan jeszcze gorzej niż przed wakacjami. Co taki stary dziad jeszcze robi na uczelni?
- Miło słyszeć, że język ma panna wciąż taki sam. Mam nadzieję, że nie używałaś go do sprawiania komuś przyjemności - wszyscy na sali zaczęli się śmiać. Sama uśmiechnęłam się rozbawiona.
- Muszę pana rozczarować. Używam go do robinie sobie przyjemności, rozmawiając z panem.
Mężczyzna zaśmiał się szczerze. Ja po prostu uwielbiałam tego starucha.
- Dobrze, starczy, wracajmy do wykładu.
I się zaczęło. Napisałam na kartce pytanie do jednej z koleżanek. Zrobiłam z niego idealny samolot. Czekałam aż Adam odwróci się do białej tablicy, a wtedy puściłam jej samolot. Kilka osób zauważyło to i zaśmiało się, kiedy jego czubek wplątał się we włosy rudej. Ta wyjęła go i przeczytałam zawartość. Spojrzała na mnie. Przechyliła lekko głowę na bok, wydęła usta w dzióbek i zaczęła wachlować się ręką. I już wszystko wiadomo. Następny wykład ze starą Smith, która jest jędzą, jakich mało. A co jest najlepsze? Jest żoną pana Adama.
Wreszcie wykład Adama się skończył. Dzień ogólnie minął dobrze, ale jak zwykle poprztykałam się ze starą Smithową. Co za paskudna baba. Zagroziła mi, że wywali mnie do dyrektora. W sumie słyszałam, że niby jest jakiś nowy dyrektor, ale jeszcze go nie widziałam. A to też dziwne. Studia, a jednak jest dyro. Czuję się tutaj jak w liceum, a nie jak na studiach! No nic, bywa.
CZYTASZ
Do gabinetu, kotku
WerewolfAdelajda jest buntowniczką, która uważa, że mate nie jest jej potrzebny. Jest jedynym kotołakiem, który nie ma swojego wilkołaka. Uczęszcza do obowiązkowej szkoły dla zmiennych. Wszyscy odnajdują mate na pierwszym, ewentualnie drugim roku, a ona jes...