Nikt nie wiedział, kogo słuchać. Alfa i biały tygrys, ponadto z przeciwnych stron. Któreś z nas musiało okazać uległość. Musiało spuścić uszy i położyć się z pyskiem pomiędzy przednimi łapami. Jedno jest pewne, ja tego na pewno nie zrobię. Wszystko będzie zależeć od niego.
Ryan ostatni raz połasił się o mnie, po czym delikatnie przygryzł moje ucho. Nie wiedziałam, co to ma znaczyć. Chyba nie wymusza na mnie teraz uległości.
Jednak on zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałam, czego się nikt nie spodziewał. Stanął dwa kroki przede mną, spuścił uszy i położył się przede mną. Nie mogłam w to uwierzyć, że mi uległ. Ryknęłam głośno, dając wszystkim znać, że teraz ja tutaj rządzę. Nie spodziewałam się, że Alfy się zgodzą, ale najwidoczniej były w takim samym szoku jak ja, więc w ogóle nie zareagowali.
Uśmiechnęła się w duchu. Byłam taka szczęśliwa z postawy Ryana, gdybym była teraz w postaci człowieka, obdarzyłabym Ryana najpiękniejszym uśmiechem na jaki mnie stać i rzuciłabym się na niego, porządnie całując. Trąciłam go łbem, na znak, aby wstał, zrobił to bardzo powoli, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło, bo nie wskazywało to, aby się tego wstydził. Podeszłam do niego i zaczęłam się o niego ocierać. Warknął zaborczo.
Podeszli do nas Clark i Alfa wygnańców. Mierzyli się złowrogimi spojrzeniami, a następnie odwołali wszystkich. Zostaliśmy tylko we czwórkę, reszta się rozeszła, jeszcze tylko przyniesiono nam ubrania.
Byłam jedyną kobietą w towarzystwie trzech mężczyzn i chociaż każdy z nich miał mate, to i tak czułam się nieswojo. W końcu tak czy siak to faceci. I nie myliłam się, ubrania zostały mi przyniesione, a oni się na mnie gapili jak cielęta na namalowane wrota i o ile rozumiem Ryana, to reszty nie rozumiałam. Ryan widocznie zrozumiał, co się dzieje, bo wyskoczył przed nich, zasłaniając mnie swoim ciałem i warcząc groźnie w ich stronę. Obydwaj zorientowali się, na czym polega ich błąd i odwrócili się do nas tyłem. Mój mate stanął do mnie bokiem, aby mieć na oku i mnie, i ich. Czułam się nieco skrępowana, ale cały czas w głowie powtarzałam sobie, że przecież już mnie widział nago. Przemieniłam się i szybko ubrałam na siebie przyniesione rzeczy, czym były spodnie, bluzka i dresówka. Spojrzałam na Ryana i kiwnęłam głową, że skończyłam. Warknął na mnie, a ja przewróciłam oczami i z uśmiechem rozbawienia odwróciłam się plecami. Po chwili usłyszałam szelest zakładanych ubrań. Poczułam dłoń na ramieniu, więc się odwróciłam.
Stanęliśmy w kółku. Ryan objął mnie ramieniem, aby każdy widział, że jestem jego. Uległość pokazał, ale Alfa pozostanie Alfą.
- Więc po co się tutaj zebraliśmy i do cholery, co tutaj się odwaliło?! - warknął zezłoszczony Clark.
- Alfa - wskazałam na Alfę wygnańców. - Ma ci coś do powiedzenia i myślę, że razem musicie rozwiązać jakoś ten problem.
- Jestem Lucas, piękna tygrysico - skłonił się przede mną teatralnie z szerokim uśmiechem.
- Adelajda - kiwnęłam głową.
- No właśnie, o tym jak doszło do waszego poznania, to jeszcze sobie z tobą porozmawiam, kotku.
- Przejdźmy do konkretów! - krzyknął Clark. Był zły, bardzo zły.
Lucas powiedział mi dokładnie to samo, co usłyszałam ja. Czułam w sobie dumę, że dzięki mnie porozmawiają o tym i obie strony dojdą do porozumienia, bez potrzebnego rozlewu krwi. Obaj długo dyskutowali o tym, jak mają rozwiązać ten problem, a w tym czasie Ryan głaskał moje ramię i co chwilę całował w skroń. Dla lekkiej zaczepki położyłam dwa palce na jego lędźwiach i pomału zaczęłam sunąć palcami po jego kręgosłupie. Widziałam jak się prostuje, czułam jak napina wszystkie mięśnie i słyszałam, jak głośno wciąga powietrze. Moja kocia duma i samouwielbienie podniosły się do bardzo wysokiego poziomu.
CZYTASZ
Do gabinetu, kotku
WerewolfAdelajda jest buntowniczką, która uważa, że mate nie jest jej potrzebny. Jest jedynym kotołakiem, który nie ma swojego wilkołaka. Uczęszcza do obowiązkowej szkoły dla zmiennych. Wszyscy odnajdują mate na pierwszym, ewentualnie drugim roku, a ona jes...