31. Rada

62.6K 3.6K 788
                                    


Cassie była zrozpaczona. Była silną kobietą, ale takie słowa wypowiedziane z ust mate potrafiły zaboleć każdego. Po wielu błaganiach Clarka, wreszcie udała się do niego na rozmowę. Zamknęli się w gabinecie i tyle ich widziałam.

Siedziałam w naszej sypialni i oglądałam film, kiedy z głośnym hukiem do środka wparował Ryan. Wyglądał na przestraszonego i podenerwowanego. Spojrzałam na niego marszcząc brwi. Omiótł spojrzeniem cały pokój, aż wreszcie jego wzrok utkwił w mojej postaci. Jego oczy zabłysły.

- Uciekaj.

Wszedł do środka, podszedł do okna i spojrzał przez nie. Po chwili zasłonił żaluzję i jeszcze raz na mnie spojrzał.

- Co ty gadasz?

- Musisz uciekać. Dostałem cynk od Adama, że Rada wie, że tutaj jestem i jedzie po mnie. Musisz uciekać. Nie jestem pewny, co zrobią tobie. Prawdopodobnie nic, ale lepiej nie dmuchać na zimno.

- Ryan! Jestem kotem, jestem zbyt dumna, aby uciekać jak tchórz, nie zostawię cię.

- Adel, to nie podlega dyskusji. Masz w tej chwili uciekać w las.

Złapał mnie za ramie i siłą wyprowadził z pokoju. Jakoś zbytnio się nie opierałam. Widziałam już, że jest zły i zdenerwowany, więc nie chciałam go jeszcze bardziej wkurzać. Przy okazji patrzyłam na innych. Ich twarze też nie były zadowolone, wszyscy wyglądali na podenerwowanych, było to spowodowane prawdopodobnie tym, że Alfa i Luna byli naprawdę pokłóceni i źle wpływało to na watahę. Na szczęście do niej nie należałam, więc mnie to nie dotyczyło.

Zostałam wypchnięta na zewnątrz. Ryan już otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale nagle zastygł w miejscu. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam nasłuchiwać. Samochody. Dużo samochodów. Ryan chyba się nie mylił, że go znaleźli, ale to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, żeby tutaj zostać i mu pomóc.

- Uciekaj - odezwał się wreszcie.

- Nie, nie zostawię cię - tupnęłam nogą, aby spotęgować moje przekonanie, że zostaję.

Ryan spojrzał na mnie wkurzony. Powiem szczerze, że pierwszy raz widziałam go tak wytrąconego z równowagi i przestraszyłam się. Skuliłam się delikatnie, ale i tak nie mogłam tego tak zostawić.

- Ale...

- Kurwa, Adel, nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej! Masz w tej chwili uciekać w las. Ale już! - użył głosu Alfy, którego no... zlękłam się jeszcze bardziej.

Zadziałałam instynktownie. Skierowałam się w stronę lasu, który znajdował się w niewielkim odstępie od parku. Biegłam najszybciej, jak tylko potrafiłam, ale po pewnym czasie zatrzymałam się i spojrzałam za siebie, gdzie znajdował się dom watahy.

Ale jestem głupia. Jednak zostawiłam go samego. Przestraszyłam się jego głosu Alfy i uciekłam jak tchórz. O nie, tak być nie może. Zacisnęłam pięści i ruszyłam z powrotem. Biegłam najszybciej, jak tylko potrafiłam. Przed domem watahy zrobił się tłum, przez co nie mogłam przedostać się na sam przód, ani zbytnio nic nie widziałam. Nawet stawanie na palcach niczego nie dawało. Byłam lekko sfrustrowana.

- Proszę się rozejść. Ten osobnik zostanie skazany na śmierć, złamał prawo - usłyszałam czyjś mocny i tubalny głos. To był jeden z tej Rady? Mówił o Ryanie? Oczywiście, że mówił o Ryanie, bo o kim innym?!

- Szanowny Kevinie Werfel, może jednak jest jakaś łagodniejsza kara. Może da się coś zrobić? - to był Clark. W moim sercu pojawił się cień nadziei, że może jednak Ryan przeżyje i wszystko będzie dobrze.

- Niestety, wiedział, jakie są skutki, musi ponieść karę.

Potem usłyszałam jak drzwi samochodu zatrzaskują się z impetem i odjeżdżających kilka pojazdów. Stałam jak słup soli i nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Oni naprawdę go zabrali i chcą go zabić.

Tłum zaczął się rozchodzić, czemu towarzyszyły ciche i niezrozumiałe szepty. Poczekałam aż wszyscy się rozejdą, po czym wzrokiem próbowałam odnaleźć Cassie wśród pozostałych. Nie było jej, więc wbiegłam do domu. Złapałam ją zaraz przy wejściu.

- Cassie!

- Adelajda? Co ty tu robisz? - spojrzała na mnie zdziwiona.

- Ryan kazał mi uciekać, ale wróciłam.

- To dobrze, że poszłaś, ale nie powinnaś wracać! Szukali też ciebie, ale nigdzie nie wyczuli twojego zapachu, więc dali sobie spokój. Tymczasowo. Został tutaj jeden z nich, musisz uciekać.

- Nie będę uciekać jak tchórz. Gdzie zabrali Ryana?

Cassie rozejrzała się nerwowo dookoła, złapała mnie za dłoń i pociągnęła w nieznanym mi kierunku. Okazało się, że udaliśmy się do gabinetu Clarka. Zanim się tam zamknęłyśmy, Cassie jeszcze raz wyjrzała zza drzwi i spojrzała, czy na korytarzu nikogo nie ma. Zamknęła drzwi i odwróciła się w moją stronę. Wzięła wdech.

- Cassie, gadaj - zniecierpliwiłam się.

- Ryana złapała Rada, chyba zdajesz sobie sprawę dlaczego.

- No wiem.

- Szukali także ciebie. Wiesz, w końcu jesteś jego mate.

- Ale po co im ja?

- Nie wiem. Pewnie jakieś przesłuchanie, czy coś. Nie mam zielonego pojęcia, ale jakiś z ich parobków został tutaj, aby zobaczyć, czy nie wrócisz.

- Gdzie on jest? Muszę z nim pogadać.

- Powaliło cię?!

- Musi mi powiedzieć, gdzie jest Ryan.

- Przecież wtedy on ciebie zabierze! Nie ma takiej opcji, jeszcze potraktują cię torturami, a na to pozwolić nie mogę. Ryan by mnie zabił, a teraz najważniejsze dla niego jest, abyś się ukryła.

- W dupie mam ukrywanie się. Pokażę tej całej Radzie co o nich myślę, niech tylko powiedzą mi, gdzie są.

- Adel, czy ty w ogóle wiesz, kim jest Rada?

- Nie i mam to w poważaniu, a co?

- Rada składa się z najsilniejszych zmiennych! Ponoć posiadają także magiczne moce. Nie zadzieraj z nimi.

Przez chwilę patrzyłam na jej zdeterminowaną twarz. Ona się bardziej przejmowała niż ja, gdzie to wszystko najbardziej mnie tyczyło. Bez słowa minęłam Cassie, otworzyłam drzwi i wyszłam z pomieszczenia. Uważnie się rozglądałam, czy aby gdzieś nie ma tego gościa. Zapamiętałam już tutejsze zapachy, więc zapach kogoś nowego od razu rzuci mi się w oczy. Ignorowałam natarczywe wołania Cassie, miałam teraz gdzieś jej troskę o mnie.

Zeszłam na parter, rozejrzałam się bardzo uważnie. Krzątało się tam kilka osób, robiąc sztuczny tłum, ale poza tym nie było nikogo znaczącego. Wszystko wróciło do normy, tylko od czasu do czasu było słychać jakieś szepty dotyczące akcji sprzed kilkunastu minut.

Wyszłam na dwór w nadziei, że może tam kogoś zobaczę. Nie myliłam się. Mój zwierzęcy instynkt okazał się być niezawodny. Ledwo otworzyłam drzwi, poczułam niepasujący zapach, znacznie wyróżniający się spośród innych. Mój wzrok padł na nieco wyższego ode mnie mężczyznę z blond włosami i szarymi oczami. Wyglądał na dumnego i pewnego w tym, co robi. Nasze spojrzenia skrzyżowały się i już wiedziałam, że jest kimś więcej niż Gammą i w dodatku zna się na swojej pracy.

Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz