14. Po pełni

83.7K 4.7K 335
                                    


Zawsze po pełni jest dzień wolnego, bo nikt nie ma sił iść na uczelnię, a nauczyciele po całonocnej warcie, aby nikt nas nie zobaczył, także byli padnięci. Ryan zjawiał się w mieszkaniu nad ranem, kiedy ja byłam już po śniadaniu. Umył się i od razu poszedł spać. Wówczas nigdy nie mam co robić, bo koledzy śpią, a ja jestem chyba jedyną osobą na całej uczelni, która po pełni normalnie funkcjonuje.

Spacerowałam sobie dookoła budynku, kiedy usłyszałam z oddali wycie wilków i ryki kotów. Zmarszczyłam brwi. Oczywiście wszędzie było pełno kotołaków i wilkołaków, ale nigdy nie wyły tak jawnie. Ludzie mogli się dowiedzieć i o ile wycie wilków było normalne, tak ryczenie kotołaków już nie. Musieli być daleko, gdyż nawet ja ledwo to mogłam usłyszeć.

Zmarszczyłam brwi. Wolałam się w to nie mieszać, więc wróciłam do internatu. Spacerowałam dwie godziny, ale gdy weszłam do mieszkania, nikogo w nim nie było. Po Ryanie nie było ani śladu. Dopiero po paru minutach zauważyłam karteczkę na łóżku. Szybko ją przeczytałam. No tak, Ryan poszedł wypełniać jakieś dokumenty do gabinetu. Jako dyrektor to był jego obowiązek, aby jak najszybciej po pełni napisać raport czy aby nic się nie stało.

Po pełni, jedynie co się działo, to pod wieczór było wychowanie fizyczne dla chętnych, ale oczywiście zmienni kochają sport, więc każdy chętnie na to przychodzi. Oczywiście zawsze jest więcej mężczyzn niż kobiet, bo tak czy siak mężczyźni są lepsi jeżeli chodzi o tężyznę i w ogóle rzeczy fizyczne, jednakże udowodnione jest, że to kotołaki mają bardziej przyswajalny mózg i uczą się nawet dwa razy szybciej do swoich partnerów.

Szykowałam się właśnie do takich zajęć, które były moimi ulubionymi. Normalne. Ubrałam na siebie czarną bluzkę i obcisłe, przylegające rybaczki. Do tego sportowe buty i byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek, aby upewnić się, że jest odpowiednia godzina. Była.

Z uśmiechem na ustach wyszłam z mieszkania. Na polu była piękna pogoda. Z daleka słyszałam już wesołe rozmowy i krzyki. Wszyscy wychodzili ze swoich mieszkań i kierowali się w stronę bieżni. Nie każdy brał udział, ale doping zawsze był mile widziany, szczególnie że takie zajęcia po pełni wszyscy mieliśmy razem.

Na miejscu zauważyłam masę wilkołaków i kotołaków. Na orliku mężczyźni grali w piłkę, na stadionie każdy robił sobie wstępną rozgrzewkę i rozciąganie. Poszłam do tego drugiego i zaczęłam robić sobie rozgrzewkę. Wszyscy przygotowywaliśmy się do mini zawodów, bo kto nie lubi rywalizacji? Zmienni ją uwielbiają, szczególnie mężczyźni, ale kotki też potrafią pokazać pazurki.

Moim celem było wygranie biegu na pięćdziesiąt kilometrów. Niby dużo, ale dla nas do bułka z masłem. Średni czas takiego dystansu to około godziny, naprawdę niewiele jak na taki dystans. Podczas takiego biegu dozwolone jest przemienienie się tylko raz na maksymalny dystans dwóch kilometrów. To jest bardzo dobre dla gepardów, gdyż charakteryzują się one niezwykłym sprintem, ale małą wytrzymałością, więc najczęściej to właśnie oni wygrywają takie wyścigi, bo zostawiają przeciwników daleko w tyle.

Pierwszy raz biorę udział w takiej konkurencji. Jakoś ostatnio coś mnie tknęło. Zaczynam się zastanawiać czy to nie po to, aby zaimponować Ryanowi? Tylko po co? Ja mu imponuję na każdym kroku, dosłownie. Widzi we mnie bóstwo, jakiego nie ma na tym świecie. Na tym polega więź mate, zwłaszcza u wilków.

Byłam gotowa do biegu. Spojrzałam jeszcze na orlik, gdzie czarno-biała piłka lata z jednej strony boiska na drugą. Kiedy skończę biegać, raczej już nie będą grali, ale może załapię się na ostatnie minuty i wejdę na boisko.

Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz