20.1 Złość

78.5K 4.7K 747
                                    


Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić. Trochę pomogło. Wyprostowałam się i zmierzyłam go wzrokiem. Prawdę powiedziawszy złość na niego już dawno mi przeszła, ale musiałam trzymać się swojej racji.

- W ogóle po co mnie wezwałeś?

- Jesteś świeżo oznaczona. Musisz być przy mnie, bo inaczej nie wytrzymasz. Przyznaj, że ledwo wytrzymywałaś na wykładach - położył dłoń na stole i nachylił się w moją stronę.

- Co?! Pierwszy raz o czymś takim słyszę! - oburzyłam się.

- Mało który kotołak o tym wie, a potem nie jest w stanie przez kilka dni odkleić się od swojego wilka.

- Ty pieprzony pojebie! To po jaką cholerę mnie oznaczałeś?! Gdybym o tym wiedziała, w życiu bym się na takie coś nie zgodziła!

- Kotku, ty nie miałaś nic do powiedzenia. Miałem ochotę cię wtedy oznaczyć i to zrobiłem.

Przymrużyłam oczy. Miał całkowitą rację, ale trudno było to przyznać. Nie chciałam pogodzić się z tym, że nie mam nad czymś kontroli, że to co się dzieje z moim życiem jest uzależnione od kogoś.

Ścisnęłam mocniej zęby. Dłonie zacisnęłam w pięści i uniosłam rękę. Chciałam go uderzyć, jakoś się wyżyć i dać karę za to, że mnie ugryzł. Złość przyćmiła mój umysł, chciałam mu porządnie wpierdolić! Ryan złapał moją pięść, przez chwilę siłowałam się z nim, jęcząc przy okazji z wysiłku.

Ryan pociągnął mnie w swoją stronę, ale nie zostałam przyciągnięta do jego klatki, ale popchnięta na biurko. Leżałam na nim plecami, a Ryan przede mną. Nachylił się nade mną, mocno ściskając moją pięść. Próbowałam się wyrwać, ale na nic to. Na jego ustach wciąż widniał zawadiacki i pewny uśmieszek. Biła od niego duma i władza. Że też Alfa musiał mi się trafić. Złapał za moje kolano i odepchnął od siebie, przez co zostałam jeszcze bardziej na biurku, a moje nogi nie dotykały posadzki. Zaczęłam go bić w klatkę piersiową moją wolną ręką.

- Puszczaj mnie, ty... - szamotałam się, jak tylko mogłam.

- Niech pomyślę... Nie - uśmiechnął się cwaniacko.

Złapał moją drugą rękę i tak mnie trzymał, uśmiechając się coraz szerzej. Nie podobało mi się to, że miałam unieruchomione dwie ręce. Siłowałam się z nim, jęcząc z wysiłku, co musiało śmiesznie wyglądać. Ja ze wszystkich sił próbowałam się uwolnić, a on po prostu stał niewzruszony i mnie trzymał. Udało mi się wyciągnąć nogę i położyć mu ją na klatce piersiowej. Cholera nic! Ten facet jest jak wielka skała, nie do ruszenia! Zaczynałam czuć delikatny opór na rękach. Ryan użył nieco siły, przez co moje ręce zaczynały kierować się nad moją głowę. Wiedziałam, że wtedy nie będę już miała jakichkolwiek szans, więc jeszcze bardziej starałam się nie doprowadzić do tego. Na nic moje starania, jedynie jeszcze bardziej się zmęczyłam, aż poczułam krople potu na czole.

- Ryan, nie! Ani się waż! Nie rób tego! Aa!

I dupa, ręce miałam nad moją głową, skrzyżowane w nadgarstkach. Byłam teraz bezbronna. Westchnęłam sfrustrowana, ale nie miałam zamiaru się poddawać. Ja nigdy się nie poddaję. Drugą ręką Ryan zepchnął moją stopę ze swojej klatki i się oczyścił.

- Śmiało, walcz. Uwielbiam ruchliwe kocice, które pokazują pazurki - zaśmiał się uwodzicielsko.

Otworzyłam szeroko oczy. Gdzie podział się ten miły i wyluzowany facet? Nie rozumiem go. Zdaję sobie sprawę, że ja jestem raz miła, raz kochająca, a raz mam ochotę go zabić, ale ja jestem niestabilna przez tą więź, nie byłam w stanie jej zaakceptować, ale żeby on? A może od początku udawał i teraz pokazuje mi swoją prawdziwą naturę?

Zaczęłam wierzgać się jeszcze bardziej. Podniosłam nogę i udało mi się obrócić na brzuch, ale nie był to najlepszy pomysł, bo teraz byłam wypięta w jego stronę. Ryan zaśmiał się cicho z moich poczynań, ale nie skomentował tego. I bardzo dobrze.

Teraz ręce miałam przed sobą, więc byłam w nieco lepszej sytuacji. Targałam się jak ryba na lądzie, ale jakoś nie robiło to na nim większego wrażenia. Byłam już zmęczona i dyszałam ciężko, ale i tak walczyłam o swoje.

Po dłuższej szarpaninie, czemu towarzyszyły moje krzyki i śmiech Ryana, opadłam całkowicie z sił. Mężczyzna podniósł mnie, przez co stałam oparta plecami o jego klatkę piersiową, obejmował mnie i powstrzymywał, abym nie upadła. Zwiesiłam głowę, przez co włosy zakryły moją twarz.

- Już się wyszalałaś? - zapytał przy moim uchu.

- Tak - odpowiedziałam cicho, dysząc.

Odwrócił mnie w swoją stronę i posadził na biurku. Nabrałam dużo powietrza, aby odzyskać oddech. Chciało mi się pić. Spojrzałam gdzieś na bok, trochę głupi było mi popatrzeć mu w twarz.

- Przepraszam - bąknęłam cicho. Zrobiło mi się trochę głupio.

- Nic się nie dzieje, kotku. Nie zrobiłaś mi krzywdy.

- Ale ja nie tylko za to przepraszam. Chodzi mi o mój stosunek do ciebie. Po prostu... tak długo nie miałam mate i nagle pojawiłeś się ty. Trochę mnie to zdezorientowało i przez to co chwilę zmienia mi się humor, i takie tam. W ogóle wkurza mnie myśl, że jestem przy tobie bezbronna, nie mogę ci nic zrobić, bo jesteś silniejszy ode mnie.

- Rozumiem cię, kotku. Zachowujesz się jak prawdziwa Alfa. I nie jestem na ciebie zły, przynajmniej nie jesteś nudna, a twoje humorki rozśmieszają mnie. Śmiesznie było popatrzeć jak robisz z siebie idiotkę - zaśmiał się.

- Dzięki, wiesz? - fuknęłam oburzona.

- Zmęczona?

- Trochę - wysapałam.

- To chodź.

Zanim się obejrzałam, poszybowałam w górę. Ryan położył mnie na kanapie, która stała po prawej stronie od biurka. Ryan zakrył mnie kocem.

- Nie mogę iść po prostu do pokoju? - jakoś nie podobało mi się spanie w jego gabinecie.

- Ile razy mam ci mówić, że musisz być przy mnie? Nie czułaś się na zajęciach jakoś dziwnie?

- No... czułam - odpowiedziałam niechętnie.

- A więc nie zachowuj się jak dziecko i idź spać.

Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Uśmiechnęłam się pod nosem, że wytłumaczyłam mu swoją sytuację.


_____________________________

Hejka. Wiem, że ten jest mega krótki, ale spokojnie, jak widać po tytule to jest 1 część tego rozdziału i to od was zależy czy dzisiaj będzie 2. Musicie wbić 600 gwiazdek, wiem że dacie radę :D. Dodam przed albo po kościele, jeszcze nie wiem. 

Powodzenia!

Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz