13. Pełnia

81.6K 4.4K 309
                                    


Wieczorem wróciłam od koleżanek. Nasza "szkolna" pełnia zaczynała się w momencie, kiedy księżyc powinien pojawić się na niebie, bo oczywiście, czasami jest zachmurzenie.

Patrzyłam przez okno, kiedy to wszystko miało się zacząć. Na podwórzu widziałam już niemal wszystkich. Nie było jednak ani jednej osoby, która byłaby w postaci człowieka, dlatego na podwórzu roiło się teraz od wielkich wilkołaków i różnego rodzaju kotów. Oparłam czoło o szybę. Według tutejszej tradycji wszyscy podczas pełni mieliśmy być pod tymi postaciami i się po prostu bawić, czyli polować, biegać, urządzać jakieś walki. W tym czasie nauczyciele wchodzili do lasu i na pola, i pilnowali, aby żaden człowiek tego nie zobaczył.

Dyrektor w pełnie miał ważną rolę, ponieważ to on mówił, jaki nauczyciel gdzie ma iść, a także on przewodniczył polowaniu. Zaplotłam ręce na piersi i zaczęłam się zastanawiać, czy tam iść.

Stanął za mną. Położył swoje łapy na moich biodrach, ale nie zareagowałam.

- Przemień się - wyszeptał mi do ucha.

- Nie przemieniam się, kiedy nie ma takiej potrzeby - odpowiedziałam obojętnie.

Ryan westchnął ciężko. Wyszedł z mieszkania. Odsunęłam się od okna i padłam na łóżko. Przynajmniej będzie całe moje. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ten wieczór będę musiała spędzić sama. Chociaż... może jednak zejdę na dół.

Po chwili usłyszałam wycie i kocie ryki. Chętni wyruszyli na polowanie. Jeszcze chwilę poczekałam aż w końcu zdecydowałam się wyjść. Ubrałam na siebie skórzaną kurtkę i opuściłam budynek. Żadne światła się nie świeciły. Dzisiejsza noc była bezchmurna, więc księżyc dawał wystarczająco dużo światła. Gwiazdy migotały na niebie i przyprawiały o zachwyt.

Usiadłam na schodach internatu i patrzyłam na to, co dzieje się na dziedzińcu. Wilki i koty goniły się nawzajem, albo miziali gdzieś z boku. Przeważnie Alfy udawały się na polowanie, ale zdarzały się wyjątki, że nie. I teraz przed moimi oczami były takie wyjątki, które urządziły sobie małą walkę na trawie. Oczywiście każdy znał umiar, więc jeszcze nikt nigdy nie wyszedł z tego mocno poturbowany. Dwa wilki Alfa walczyły ze sobą i chociaż wyglądało to groźnie, po ich ruchach było można zobaczyć, że się ograniczają.

Czy chciałam dołączyć do tego wszystkiego? Oczywiście. Lubiłam polować. Kochałam biegać. Z chęcią pobiłabym się z jakimś wilkiem lub kotem. Jednak ja postawiłam sobie żelazną zasadę: nie przemieniam się, jeżeli to nic ważnego. Dlaczego tak?

A dlaczego nie?

To ja mam kontrolę nad swoim ciałem i ciałem kota, więc nie ulegam czemuś takiemu jak pełnia, nie przemieniam się, nawet jeżeli wszyscy dookoła mnie przemienili się. Po prostu nie. Z tego powodu nawet nie było mi jakoś smutno. Przez to czułam się od nich trochę wyższa, bardziej opanowana i pełna kontroli nad obydwoma wcieleniami.

Podeszła do mnie żółta puma i zaczęła łasić o moje nogi. Uśmiechnęłam się delikatnie i pogłaskałam ją po pysku. Polizała moją dłoń. To była Alina. Nie poszła na polowanie. Ona nigdy nie poluje. Nie lubi zabijać, nawet jeżeli ma naturę drapieżcy.

Spojrzała na mnie swoimi maślanymi oczkami. Zaśmiałam się cicho, ale pokiwałam przecząco głową. Chciała, abym się przemieniła. Tak naprawdę jeszcze nikt nie widział mojej przemiany. W sumie to nawet sama nie wiem, kiedy ostatnio się przemieniałam. Pewnie będzie już z pięć lat. Ostatni raz zrobiłam to, gdy ratowałam dziecko z pożaru.

Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Palił się dom. Słyszałam ze środka płacz dziecka. Bardzo cichy, niesłyszalny dla ludzkiego ucha. Wskoczyłam w płomienie i w środka przemieniłam się w kota. Wyciągnęłam z pożaru dziewczynkę, która miała na oko sześć lat. Wyskoczyłam z nią przez okno, gdzie nie było nikogo. Oczywiście po tym wszystkim dostałam mocno po uszach od rodziców.

Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie. Jedno z najlepszych. Niespodziewanie usłyszałam głośne wycie dochodzące z lasu. Wracali. Nagle wszyscy umilkli. Zaczęli patrzeć w las, oczekując powrotu łowców. Nawet ja to robiłam. Wyszli. Na początku wychodzili uczniowie. Większość z nich miała pyski i łapy całe we krwi. Oznaczało to udane polowanie. Uśmiechnęłam się delikatnie.

Patrząc na wilki, jakoś nie zobaczyłam Ryana. Był na samym końcu. Kiedy go zobaczyłam, ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy. Był... jasno-szarym wilkiem. Nawet bardzo jasnym. Ktoś mógłby się nawet pokłócić, że jest biały. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego wilka. Ponadto był ogromny, większy od całej reszty. Dumnie wyprostowany, jak przystało na szefa tej całej placówki.

Zobaczył mnie. Przez chwilę stał i patrzył w moje oczy, a ja w jego. On pierwszy się ruszył. Podszedł do mnie, a ja musiałam zadrzeć głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy. Gdybym wstała, to jego łeb byłby jedynie nieco niżej od mojej. Miał co najmniej metr sześćdziesiąt, a to było naprawdę sporo. Pieprzony genetyk. Przełknęłam ślinę.

Nie wiedziałam, co mam zrobić. Na jego widok serce zabiło mi mocniej, jakby chciało wylecieć z mojej piersi oddać mu się. Budził we mnie respekt, a także szacunek. Przy takim wilkołaku od razu kobieta czuje się bezpieczniej. Ryan schylił się i zaczął ocierać się pyskiem o mój policzek. Delikatnie się spięłam, ale nie było to nieprzyjemne spięcie. Raczej takie, które człowiek wywołuje, aby zmusić się, aby nie jęknąć z przyjemności.

Uniosłam dłoń i delikatnie pogłaskałam go po jego sierści. Na szczęście dyrektor nie poluje, więc nie musiałam martwić się, że pobrudzę się krwią. Wilk polizał mnie po policzku i położył się za mną. Spojrzałam na niego zdziwiona. Bardzo pomału zaczęłam się kłaść, aż wreszcie trafiłam na jego ciepłe ciało. Było też miękkie, co spodobało mi się. Na początku byłam spięta, ale kiedy Ryan po raz kolejny trochę się poocierał o mój policzek, po prostu wyluzowałam.

Spędziliśmy tak dużo czasu. Ryan pilnował, aby uczniowie, szczególnie młode Alfy nie pozabijały się, chociaż nie było to zbytnio potrzebne. Chłopcy umieli panować nad sobą. Tego właśnie uczono ich w tej szkole. Jedynie kiedy podczas jakiegoś pojedynku mój mate widział, że używają nieco za dużo siły, to warczał niebezpiecznie, a wówczas wszyscy się go słuchali i odpuszczali.

Ziewnęłam przeciągle. Nie był to pierwszy raz, więc postanowiłam, że trzeba iść spać.

- Dobranoc - rzuciłam po prostu i skierowałam się w stronę drzwi do internatu. Ryan warknął cicho pod nosem, ale usłyszałam to.

Spojrzałam w jego stronę i prychnęłam głośno. A było tak pięknie. Musiał wszystko spartaczyć, jakie to typowe. Tej nocy już go nie widziałam, ale się nie dziwię, cały czas pilnował porządku, dopóki nie skończyła się pełnia.


Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz