21. Prawda

75.2K 3.8K 356
                                    



 Wyszłam z gabinetu i cieszyłam się w duchu, że nikogo nie było w sekretariacie. Szybko czmychnęłam w stronę internatu. Wykłady dawno się skończyły, więc nawet nie miałam po co tam iść. Zastanawiałam się, czy nie wstąpić do moich kolegów, ale zdecydowałam, że nie, bo jeszcze będą się mnie wypytywać, a chciałam to zostawić dla siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie cudownych ust Ryana. Matko, co ta więź ze mną robi? Na początku byłam jak najbardziej na nie, potem miałam jeden mętlik w głowie i sama nie wiedziałam, czego chce, a teraz wiem, że chcę jego i tylko jego.

W mieszkaniu zaczęłam robić sobie kolację. Ryan powiedział mi, że nie będzie go do późna, więc nawet nie miałam zamiaru na niego czekać.

Zrobiłam sobie jajecznicę na maśle, do tego zagrzałam swoje ulubione mleko. Usiadłam przed telewizorem i zrelaksowałam się. Oczywiście w telewizji nic nie było ciekawego, więc po chwili wyłączyłam to pudełko. Przez chwilę zastanawiałam się, co takiego mam robić, bo autentycznie mi się nudziło. Uczyć mi się nie chciało. Ubrałam buty z zamiarem udania się do moich przyjaciół. Zamknęłam za sobą drzwi.

Szłam przez korytarz, kiedy do moich uszu dobiegł jakiś ściszony dźwięk. Były to ludzkie głosy. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam, że drzwi od jednego z mieszkań są otwarte. Ciekawość to cecha niemal każdej kobiety, więc nie mogłam się powstrzymać, aby sprawdzić, co się dzieje.

Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że to drzwi do mieszkania pana Adama. Weszłam do środka niepewnie. Nie powinno się zostawiać drzwi otwartych na oścież. Już chciałam coś powiedzieć i spytać się, czy ktoś jest w środku. Otrzymałam nawet usta, kiedy usłyszałam głos Ryana. Skupiłam się na tym, co mówią.

- Chyba wiesz, że łamiesz zasady, Ryan - odezwał się Adam.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi.

- O twoją mate! Biorąc tą pracę doskonale zdawałeś sobie sprawę, jakie są warunki. Wiedziałeś, że dyrektor nie może mieć żadnej mate.

- Nie moja wina, że ją teraz znalazłem.

- Ale wiedziałeś, że istnieje takie ryzyko. Jeżeli rada się dowie, nie będzie litości. Zabiją cię i nie będzie ich obchodzić, że ją właśnie teraz znalazłeś.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Fakt, poprzedni dyrektor stracił swoją mate, ale nie wiedziałam, że nieposiadanie mate jest warunkiem, aby tutaj pracować! Kto wymyślił takie beznadziejne warunki?!

- To co mam zrobić?

- Aktualnie?

- No a kiedy?! - zdenerwował się mój mate.

- Możesz iść do mieszkania, pożegnać się z Adelajdą, przeprosić ją za ból jaki poczuje ze straty mate i zamówić sobie nagrobek.

Oparłam się o ścianę. Nie chciało mi się więcej słuchać. Przeze mnie Ryan zginie, bo znalazł swoją mate. Cholera, dlaczego teraz, kiedy wszystko się zaczęło układać, musi nagle runąć jak pieprzony domek z kart?

Zacisnęłam pięści.

- Ryan, wiesz, że nam to nie przeszkadza. Jesteśmy wszyscy tacy sami i wiemy, co to znaczny znaleźć mate. Nikt z nas nie wygada, ale... ten chłopak co był u ciebie. Ponoć Adelajda wtedy leżała na kanapie zmęczona czymś.

- Oj, trochę się posiłowaliśmy, nic nie zaszło.

- Każdy odebrał to inaczej. Sekretarki słyszały bardzo charakterystyczne krzyki Adel. A on to odebrał na pewno jednoznacznie. I przyznałeś, że to twoja mate. Na pewno się poskarży, to jego praca, aby zgłaszać takie kontrowersyjne sprawy. Już nie żyjesz, Ryan - Adam był nad wyraz spokojny, co jeszcze bardziej mnie złościło.

Poczułam ból w sercu. Ryan umrze. Zabije go rada. Dlaczego? Bo mnie pokochał. Jak można zabijać za miłość? Nie wytrzymałam, weszłam w próg i przyjrzałam się mężczyznom. Ryan stał do mnie tyłem, więc Adam pierwszy mnie zobaczył. Ryan poszedł w ślad za nim. Widziałam, jak otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale byłam szybsza.

- Miałeś zamiar mi powiedzieć? - spytałam zdeterminowana.

Widziałam jak Ryan prostuje się i mierzy mnie groźnym spojrzeniem, jakby był zły, że się mieszam.

- Nie.

- Dlaczego?

- Bo to nie twoja sprawa - syknął nieprzyjemnie. To jednak mnie nie zraziło, wręcz przeciwnie.

- Nie moja sprawa? Twoja śmierć to nie moja sprawa?! Cholera! Oznaczyłeś mnie, zaakceptowałam więź, a teraz mówisz mi, że to nie moja sprawa?!

- Tak!

- A żebyś się nie przekonał, że to dopiero nie będzie moja sprawa - syknęłam wściekła i wyszłam.

Nie udałam się do naszego mieszkania, ani do znajomych. Od razu wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę lasu. Przemieniłam się, aby jak najszybciej oddalić się stąd. W mojej głowie pomału układał się plan. Ucieknę, zniknę na rok. Przecież już mam mate, więc gdy wrócę nie będę musiała chodzić do szkoły. Ryan zrezygnuje z posady i wszystko będzie dobrze. Przecież rada nie może go zabić bez dowodów. Będą musieli przyjechać do szkoły i zbadać sytuację, a jeżeli mnie nie będzie, to nie będzie podstaw, aby go zabić.

Plan idealny!

Biegłam przed siebie ile tylko miałam sił. Poruszałam się bezszelestnie pomiędzy drzewami i krzakami. Zaczynało zmierzchać, robiło się coraz zimniej. Mimo to i tak się nie zatrzymywałam. Wiedziałam już, że dawno przekroczyłam granicę terytorium szkoły, która wcale mała nie była, ale ja musiałam zniknąć. Starałam się być cicho, bo wiedziałam, że teraz jestem na terytorium ludzi i może być niebezpiecznie. Zwolniłam deczko, aby rozpoznać się w terenie. Las był naprawdę spory i chciałam poczekać aż zrobi się całkowicie ciemno, aby pobiec przez bardziej otwarty teren.

Po swojej lewej usłyszałam dźwięk łamanej gałęzi. Zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać. Byłam pewna, że to nie przypadek lub jakieś zwierze. Niemożliwe. Nie usłyszałam dźwięku ponownie, więc zaczęłam iść dalej, ale wciąż byłam czujna. Bardzo czujna. Mięśnie miałam napięte do granic możliwości.

Tak jak się spodziewałam, to nie było zwykłe złamanie gałęzi. Usłyszałam ludzkie głosy, a potem krzyki. Ruszyłam przed siebie najszybciej, jak tylko potrafiłam. Usłyszałam za sobą szczekanie psów. Musiałam im uciec. Nie chciałam zostać złapana, ale też nie chciałam zrobić krzywdy ludziom. Niespodziewanie przede mną pojawił się człowiek. Wycelował we mnie, ale odskoczyłam na bok unikając strzału. Za to oberwał jeden z psów. Rzuciłam się na mężczyznę z bronią i mu ją wyrwałam z rąk, niszcząc w pysku.

Skoczyłam i pobiegłam dalej. Zanim się obejrzałam jakiś pocisk trafił w ziemię tuż obok mnie. Zdekoncentrowało mnie to i omal nie wbiegłam w drzewo. Byłam zmuszona się zatrzymać, ale to był mój błąd. Zostałam otoczona przez około piętnastu mężczyzn i prawie dwa razy tyle psów. Nie podobała mi się ta sytuacja. Mieli bronie i rozmawiali między sobą nieprzyjemnie. Jedni nie mogli uwierzyć, że spotkali tygrysa, drudzy chcieli mnie zabić i sprzedać moje futro, a jeszcze inni sprzedać całą i zdrową.

Nie podobał mi się żaden pomysł. Poradziłabym sobie z nimi, ale ja naprawdę nie chciałam nikomu robić krzywdy. To tylko bezbronni ludzie! Nie wiedzą, kim jestem i nie można mieć im tego za złe. Będę musiała być delikatna. 

***

Hej, moi mili. Jak tam święta i przygotowania? Cóż, pomyślałam, że przydałoby się złożyć jakieś świąteczne życzenia, więc życzę wszystkim dużo uśmiechu, radości i aby w Waszym życiu na nowo zagościł zmartwychwstały Jezus, żebyście dobrze przeżyli te święta. Smacznego jajka i czasu na czytanie wattpada xD. 

Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz