15. Nieprzyjemni goście

83.9K 4.5K 721
                                    


Siedziałam w pokoju i oglądałam telewizję, ale kompletnie nie wiedziałam, o czym mówią postacie w tym wielkim, płaskim pudełku. Cały czas myślałam o pocałunku Ryana. Na samą myśl czułam, jak moja twarz zaczyna palić. Oczywiście nie zrobiłam mu awantury przy ludziach, a później już nie miałam okazji, bo zaszył się w swoim gabinecie. Ale ja jeszcze go dopadnę.

Chociaż... Przecież sama oddałam pocałunek, mogłam go odepchnąć, ale tego nie zrobiłam.

Musiałam odetchnąć. Wyszłam na świeże powietrze. Jeszcze było ciepło, ale pomału musiałam się już przygotowywać, że zacznie robić się zimno.

Rozejrzałam się dookoła. Przed chwilą jeszcze słyszałam ludzkie głosy, a teraz nie było nikogo. Coś mi nie pasowało. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam spacerować. Musiałam dowiedzieć się, o co chodzi.

Nie długo pozostałam w tej niewiedzy, gdyż za budynkiem uczelni, gdzie znajdował się las, zrobiło się niewielkie zbiegowisko. Nie było aż tyle uczniów, aby zaraz zrobiły się takie tłumy i nic nie było widać. Doskonale wiedziałam jak Ryan stoi na samym przodzie w postaci wilka z dumnie wypiętą piersią i spokojem. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam kilka wilków schowanych w cieniu drzew. Ale z nimi były jeszcze kotołaki. Coś było nie tak. Nikt tak o nie przyjeżdża sobie do tej szkoły. W dodatku oni jeszcze byli przemienieni w zwierzęta, więc tym bardziej.

Przyjrzałam się im dokładniej. Każdy z nich miał na łapie jakiegoś koloru obręcz z futra. Od razu skojarzyłam fakty. Wygnańcy.

Mimo, że byliśmy podzieleni na watahy, to każda wataha dzieliła te same prawa nałożone z góry. Różniliśmy się ewentualnie tradycjami i obrzędami, niczym więcej. Wygnańcy, to zmienni, którzy nie chcieli przyjmować tych praw lub ich dzieci, którzy nie chcieli wstąpić do żadnej watahy. Ogólnie nie stanowili żadnego niebezpieczeństwa ani nie sprawiali kłopotów, ale mieli swoje terytorium, na które nikt nie wchodził, nawet ludzie, gdyż przeważnie to były jakieś pustkowia czy coś w ten deseń.

To było dziwne, że tutaj przyszli.

Moje mięśnie napięły się przygotowane do ataku.

Wygnańcy zaczęły warczeć na Ryana i pomału zbliżać się do niego. Poczułam narastającą we mnie złość, że ktoś grozi mojemu mate. Nie potrafiłam się powstrzymać. Zaczęłam biec w tamtym kierunku. Kiedy przebiłam się przez niewielki tłum, zauważyłam, że pomiędzy nimi, a Ryanem znajdowało się jakieś dziesięć metrów. Wszyscy zachowywali bezpieczną odległość.

Nie zatrzymując się, skoczyłam i zmieniłam się w kota. Nie czułam się dziwnie, nawet jeżeli tak długo nie przemieniłam się. To było jakby ktoś nie zakładał przez dłużysz czas pewnej bluzki i założył ją po pewnym czasie. Czujesz się tam samo, żadna nowość.

Wyskoczyłam przed Ryana i ryknęłam głośno. Mój ryk spłoszył wszystkie ptaki z okolicy. Nachyliłam się delikatnie do przodu w geście gotowości do walki. Moja sierść najeżyła się. Do moich uszu dobiegł dźwięk grupowego nabierania powietrza, ale zignorowałam to. Teraz liczyło się coś innego.

Na mój gest nieproszeni goście zawahali się. Nie dziwię się. Byłam białą tygrysicą w czarne pasy. Mój kotołak był niespotykany. Oczywiście zdarzały się tygrysy, ale jeżeli były jasne, to zawsze kremowe. Należę do rodzaju kotołaków unikatowych, czyli takich, których jeszcze nigdy nie było i nie będzie. Takie kotołaki się najsilniejsze.

Wygnańcy zaczęły się cofać. Widziałam ich nieufne spojrzenia, ale ostatecznie odwróciły się w końcu w stronę lasu i pobiegły.

Rozluźniłam się i wyprostowałam. Odwróciłam się i spojrzałam na Ryana, którzy wpatrywał się we mnie. Stał jak wcześniej. Uśmiechnęłam się w duchu. Ryan był ogromny względem mnie, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Alina ma rację, powinnam dać mu szansę i zacząć trochę lepiej go traktować. Zaczęłam kierować się w jego stronę spokojnym krokiem. Przyglądał mi się uważnie. Podeszłam do jego ogromnej piersi i zaczęłam się o nią łasić, uśmiechając się w duchu. Idealnie do niego pasowałam, bo akuratnie, gdybym się dumnie wyprostowała, to sięgałabym do jego szczęki. Więc mogłam się spokojnie łasić o jego klatkę piersiową, nie bojąc się, że zahaczę o jego szyję. Pocierałam policzkiem o jego jasną sierść i muszę przyznać, że było to naprawdę przyjemne. Raz po raz przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Ryan jakby przez chwilę stał sparaliżowany i dopiero po chwili załapał się w sytuacji, bo rozluźnił się nieco i zniżył, przez co teraz czubek mojej głowy dotykał także jego szyi.

Mruczałam już od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zwróciłam na to uwagę. Usłyszałam, że z gardła Ryana także zaczęło wydobywać się rozkoszne warczenie, które świadczyło o tym, że także mu się podoba, co jeszcze bardziej mnie nakręcało.

Jednakże nie mogłam dać się tak łatwo. Wciąż na tyle nie zbliżyłam się do Ryana, że od razu mu się oddać i tak dalej. Przestałam się do niego przymilać. Ale na tym nie koniec moich skromnych zalotów. Zrobiłam kilka kroków w przód, jakbym chciała go otoczyć, ale wciąż mocno przylegałam do jego ciała. Wilk wciąż warczał z przyjemności. Odeszłam od niego, kierując się lekko za niego i w stronę lasu. Oddalając się specjalnie uniosłam ogon, aby ponętnie przesunąć nim po dolnej szczęce wilka.

Jak się spodziewałam, jego głowa ruszyła się za moim ogonem, aby mieć z nim jak najwięcej styczności. Spojrzałam na niego przez ramię i uśmiechnęłam się w duchu.

Dawno nie byłam w tej postaci, więc chciałam się wyszaleć. Raz się żyje, prawda? Ponadto kto wie, kiedy następny raz się zamienię? Tego nikt nie wie, nawet ja. W zależności od sytuacji.

Oddaliłam się kilka kroków i spojrzałam na Ryana. Wcześniej spostrzegłam, że uczniowie rozeszli się i zostawili nas samych, co o wiele bardziej mi się spodobało. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i przez chwilę wpatrywał się we mnie intensywnym wzrokiem.

Kiedy zrobił kilka kroków w moją stronę, wiedziałam już, że za mną pobiegnie. Nie zastanawiając się więcej, zrobiłam susa w stronę lasu.

Biegłam pomiędzy drzewami z niesamowitą szybkością. Dawno nie czułam tego wiatru, który muskał moją sierść. Drzewa stawały się jedynie rozmazanymi śladami. Dzięki mojemu wzrokowi widziałam każdą przeszkodę, a kocie umiejętności sprawiały, że chociaż poruszałam się szybko, to równocześnie cicho. Do moich uszu dobiegł dźwięk uderzanych o ziemię łap. To nie były moje łapy. Ja poruszałam się cicho. To Ryan.

Cholera, szybki jest. Nawet się tego nie spodziewałam. Mknęłam pomiędzy drzewami najszybciej, jak tylko potrafiłam. Nie chciałam, aby mnie dogonił. Nie lubiłam tego uczucia, kiedy okazywało się, że mężczyzna jest szybszy i silniejszy od kobiety.

Po chwili Ryan zrównał się ze mną. Co chwilę trącał mnie łbem, abym się zatrzymała, ale ja nie miałam zamiaru. Co chwilę skręcałam i szamotałam się między drzewami, aby tylko się od niego uwolnić. Wychodziło mi to nader zgrabnie, bo jako kot poruszałam się znacznie zwinniej.

Zatrzymałam się dopiero wtedy, kiedy trafiłam na polanę. Po chwili dołączył do mnie Ryan.


Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz