10. Piątkowy wieczór

83.5K 4.5K 1K
                                    


Ryan nie jadł ze mną obiadów. Ani śniadań. On niczego ze mną nie jadł. Wstawał wcześniej, więc ja jadłam śniadanie później, na obiadach był w swoim gronie pedagogicznym, a ja z kolacją zawsze byłam zmienna, więc nigdy nie mogliśmy się zgrać. Nie żeby mi to przeszkadzało.

Umówiłam się z kolegami na piwo. Jak co piątek mieliśmy wypad do baru. Ubrałam na siebie przyległe, czarne spodnie i niebieską koszulę w kartę. Zaczesałam włosy, robiąc dwa kucyki po bokach mojej głowy. Lubiłam tak chodzić, bo wówczas jeden kucyk był biały, a drugi czarny i zawsze mi się to podobało.

Wyszłam z mieszkania. Byłam lekko spóźniona, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Ja często czekałam na nich, więc jeżeli raz na mnie poczekają, to się nic nie stanie. Wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę parkingu, gdzie zawsze się spotykaliśmy. Oczywiście zawsze to ja prowadziłam, bo oni niemal zawsze wracali przemieniając się, a ja nie, więc często także nie piłam.

Mama wysłała do mnie esemesa, więc zaczęłam go czytać i odpisywać. Kiedy skończyłam, byłam na tyle blisko moich znajomych, że wyraźnie słyszałam ich rozmowy. Uniosłam głowę do góry, chowając telefon do kieszeni spodni. Nie znosiłam torebek i nigdy nie miałam zamiaru ich nosić.

Zatrzymałam się jak wmurowana, kiedy zauważyłam, że pomiędzy moimi przyjaciółmi jest Ryan. Opierał się o mój samochód z zaplecionymi rękoma na klatce piersiowej. Kiedy mnie zauważył, uważnie zmierzył mnie swoim wzrokiem i uśmiechnął się zawadiacko.

Podeszłam do nich bliżej.

- Mogę wiedzieć, co on tutaj robi? - wskazałam na niego ręką i spojrzałam znacząco na Evę.

Dziewczyna unikała mojego wzroku, ale wreszcie nie wytrzymała.

- No dobra! Zaprosiłam go, no bo zanim my znalazłyśmy swoich mate, to też chodziłyśmy same, a potem oni się dołączyli, więc uznałam, że Ryan też powinien. W końcu to twój mate.

- Ale mogłaś się mnie spytać!

- No już, uspokój się, kotku - Ryan podszedł do mnie i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.

Nie chciałam tego, ale ten dupek miał to gdzieś. Pieprzony Beta. Westchnęłam sfrustrowana. Chciałam dzisiaj odpocząć od tego wszystkiego. Odpocząć od niego! Nie dość, że jest ze mną w pokoju, to jeszcze w szkole. Przytłacza mnie to wszystko. A teraz nawet idąc na piwo nie będę mogła się od niego uwolnić.

Wreszcie mnie puścił.

- Dobra, ale ty prowadzisz. Mam zamiar się dzisiaj upić - burknęłam pod nosem.

Wszyscy się zaśmiali. Podałam mu kluczyki, ale ich ode mnie nie wziął.

- Weźmiemy moje auto. Jest większe. W twoim wszyscy się nie zmieścimy.

Kiwnęłam głową. Ryan poszedł kilka rzędów samochodów dalej i podjęłam do nas swoją bryką. Usiadłam na miejscu pasażera z przodu. Widziałam, jak dyrektor uśmiechnął się pod nosem i ruszyliśmy. Moi koledzy, którzy zmieścili się z tyły w czwórkę, przez całą drogę prowadzili ożywioną konwersację. Nie rozumiem ich. Czy tylko ja w obecności Ryana czułam się skołowana? Czułam się wówczas jak gimnazjalistka, która czuje respekt do swojego dyrektora. W pewnych momentach tak właśnie miałam względem niego.

Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy wysiedliśmy. Mieliśmy pecha, bo dzisiaj wyjątkowo było dużo osób. Wszystko było zajęte. Aż dziw, że to przyznaję, ale na szczęście był z nami Ryan. Podszedł gdzieś i wrócił z wielkim uśmiechem na twarzy. Dostaliśmy stolik, można powiedzieć, VIP'owski.

- Jak to zrobiłeś? - spytałam, kiedy wreszcie usiedliśmy.

- Jestem dyrektorem najbardziej liczącej się szkoły dla wilkołaków i kotołaków. Po prostu jestem kimś - uśmiechnął się do mnie pewnie.

- Słuchaj, bo cały czas mnie zastawia, jak mam ci mówić? Panie dyrektorze czy Ryan? - odezwał się Alec.

- Prywatnie mówcie mi po imieniu, ale w szkole per dyrektorze.

Prychnęłam pod nosem. Myślałam, że zrobiłam to cicho i nikt nie usłyszy, ale myliłam się. Co ja w ogóle gadam? Jestem w towarzystwie wilkołaków i kotołaków. Wszyscy mają naprawdę wyczulony słuch.

Mężczyzna zaśmiał się nieco głośnej. Poczułam jego ręce na moich biodrach. Pisnęłam cicho, kiedy poszybowałam w górę i wylądowałam na jego kolanach. Patrzył na mnie intensywnym wzrokiem, w którym widziałam... władzę? Dziwne. Jeszcze u nikogo czegoś takiego nie wiedziałam.

- Oczywiście prócz ciebie, kotku. Ty możesz mówić do mnie jak chcesz i kiedy chcesz - wyszeptał mi ponętnym głosem.

Przybrałam hardą minę. Nie będę posłuszną kotką. Należę do drapieżników i nie będę robić z siebie ofiary.

- Dobrze, panie dyrektorze - warknęłam.

Przez chwilę patrzył na mnie z tą władzą, która budziła we mnie dziwnego rodzaju tendencję do uległości, ale ze mną nie było tak łatwo. Mierzyliśmy się spojrzeniami. Wreszcie parsknął śmiechem. Najwidoczniej uznał, że nie ma to większego sensu, bo ja nie odpuszczę.

- No to co bierzemy? - odezwała się w końcu Alina.

- Ja już zadeklarowałam, że się dzisiaj upijam, więc proszę piwo - odrzekłam najszybciej ze wszystkich.

- No to my też po piwie, a ty, Ryan?

- Ja wezmę Pepsi.

- No to idę, wezmę jeszcze jakieś przekąski.

Alina zwinnym ruchem zeskoczyła z kolan swojego mate i udała się złożyć nasze zamówienie. Zaczęliśmy gadać, przeważnie o szkole. Dużo rozmawialiśmy o naszych pracach magisterskich, które musimy oddać już w tym roku. Każdy z nas miał inny temat i myślę, że każdemu przypadł on do gustu. Po trzecim piwie byłam już o wiele bardziej wyluzowana i siedzenia na kolanach Ryana nie wywoływało u mnie takiego dyskomfortu.

- Ryan, ile ty w ogóle masz lat? - spytałam. Byłam bardzo ciekawa, a jakoś przedtem nie miałam okazji się spytać. Jak coś to zawsze będę mogła zwalić na alkohol.

- Dwadzieścia dziewięć - odpowiedział.

- Jesteś ode mnie o siedem lat starszy? Matko, kiedy ty ruchałeś panienki, to ja jeszcze w podstawówce byłam.

Ryan uśmiechnął się kpiąco. Zmarszczyłam brwi. Widziałam w jego oczach jakby nutkę dumy. On się cieszy, bo zaliczył tyle panienek, czy że ma taką młodą mate? W sumie każdy facet chyba chciałby mieć młodszą od siebie, prawda?

- To skoro jesteśmy przy pytaniach, to teraz moja kolej. Jakim jesteś kotołakim?

Też mi coś. Myśli, że mu odpowiem. Niedoczekanie jego!

- Nie twój interes - dopiłam resztę piwa.

- A z resztą. Za chwilę pełnia - powiedział niby do siebie, ale ja go usłyszałam. - A teraz wybacz, muszę iść z kimś pogadać, za chwilę wracam - jego ton zmienił się na nieco bardziej agresywny.

Zorientowałam się, że ma z kimś do pogadania, z którym raczej nie ma dobrych stosunków. Bez chwili zwłoki zeszłam z niego, poczekałam aż sam wstanie i dopiero wtedy usiadłam.

Kiedy zniknął z pola widzenia, odetchnęłam ciężko.

Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz