Niedziela. Jak ja uwielbiam niedziele. Przestałam przejmować się wczorajszą akcją przy drzewie, Ryan też nie zachowuje się jakoś inaczej, więc nie widziałam w tym żadnego problemu.
Weszłam do pokoju po śniadaniu, a zaraz za mną Ryan. Nie przejmując się niczym, po prostu podeszłam do łóżka.
- Jest niedziela. Nie robię dzisiaj kompletnie nic. Leniuchuję - oznajmiłam wesoło.
Padłam na łóżko i nawet nie drgnęłam. Leżałam na brzuchu z rękami pod poduszką. Na moich ustach gościł błogi uśmiech. Uwielbiam takie niedziele.
Gdzieś z tyłu usłyszałam śmiech Ryana, a potem poczułam jak materac się ugina. Uchyliłam powieki i spojrzałam na niego. Leżał na boku, podbierając głowę na dłoni. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Wyciągnął w moją stronę rękę. Sięgnął do karku i zaczął go delikatnie ugniatać i masować. To było takie przyjemne!
Zaczęłam się rozluźniać. Tak rozluźniona jeszcze nigdy nie byłam, nawet nie zdawałam sobie sprawę, że można być tak rozluźnionym. Czułam się, jakbym nic nie ważyła i leżała na milusiej chmurce.
Zaczęłam mruczeć. Przymknęłam oczy i oddałam się temu błogiemu uczuciu, które dawał mi Ryan. Westchnęłam błogo. Jego dotyk był po prostu niesamowity. Raz po raz przechodziły mnie kolejne dreszcze, które kumulowały się w miejscu pomiędzy moimi nogami. Jęknęłam cicho, nie przestając mruczeć.
- Mm... widzę, że kotkowi podoba się mój dotyk - zamruczał Ryan. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy mężczyzna uniósł się nade mną. Nie przestawał mnie masować, ale do tego dołączył jeszcze usta na moim karku. Zabrał rękę, pieścił mnie teraz tylko ustami. Czułam mokry ślad na moim karku, idący w stronę szyi i tam zatrzymujący się na dłużej. Jego dłoń zaczęła jeździć po mojej talii i biodrze. Kolejne dreszcze wstrząsały moim ciałem. Jęknęłam, kiedy zaczął gładzić mój pośladek.
Zdałam sobie sprawę, że jestem aktualnie zupełnie od niego uzależniona, to on panuje nad sytuacją, a ja tak nie chciałam. Nie będę uległą panienką. Fakt, chcę się z nim sparować, ale na moich zasadach. Nie ma już czegoś takiego, że to facet musi dominować, jestem śnieżnym tygrysem i też lubię mieć władzę w swoich rękach. Ponadto jestem kotem, a kotów nie da zniewolić. Przynajmniej nie mnie, bo czasami mam wrażenie, że prawie wszystkie kotołaki zapomniały o swojej pierwotnej naturze. Wilki to wielcy konserwatyści, więc wciąż momentami zachowują się jak jaskiniowcy.
Szybkim ruchem zwaliłam Ryana z siebie. Wylądował oczywiście na łóżku. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, ja szybko się podniosłam i usiadłam okrakiem na jego brzuchu.
- I co teraz, wilczku? - uśmiechnęłam się zadziornie. Pierwszy raz ja to zrobiłam!
- Wybacz, kotku, ale jestem Alfą i to ja tutaj...
- Cii... - zatkałam mu usta palcem. - Nie ma takiej opcji. Ja też tutaj żądzę i radzę ci się słuchać, bo inaczej nigdy nie będziesz mnie miał - oznajmiłam mu zmysłowo. Widziałam jak jego oczy nabierają tego drapieżnego blasku, który jeszcze bardziej mnie podniecił, a także jak z trudem połyka ślinę.
- No, więc, co zamierzasz teraz ze mną zrobić?
- Słodkie tortury, mój kochany - uśmiechnęłam się szeroko.
Pomału zaczęłam odpinać jego guziki z koszuli. Przy okazji specjalnie się pochyliłam, aby mógł patrzeć na mój odsłonięty dekolt. Patrzeć, nie dotykać. Słyszałam jak głośno wciąga powietrze, a pięści zaciskają się na prześcieradle. I to mi się podoba. Mężczyzna kompletnie zdany tylko na moją łaskę. Mogę z nim zrobić teraz zrobić, co tylko chcę.
Wreszcie skończyłam odpinać guziki. Położyłam dłonie na jego nagim brzuchu i zaczęłam nimi jeździć, aby pomału zdjąć z niego koszulę. Podniósł się, pomagając mi przy tej czynności. Kiedy materiał spadł na ziemię, przyjrzałam się jego nagiemu ciału od pasa w górę. Potężna, umięśniona klata z licznymi bliznami odniesionymi w walkach. Do tego cudowny kaloryfer i pasek ciemnych włosów idący od pępka w dół, chowający się pod spodniami. Pochyliłam się jeszcze bardziej niż przedtem. Zaczęłam zębami skubać jego skórę na szyi, a moje ręce zajmowały się jego cudownym brzuchem i klatką. Czułam jak z mojego gardła wydobywa się ciche mruczenie, a Ryan powstrzymuje się, aby nie zacząć warczeć.
Spięłam się po jego szyi, dokładnie całując każdy kawałek skóry, aż doszłam do jego cudownych ust. Pocałowałam go zachłannie, na co Ryan odpowiedział mi z równą pasją i namiętnością. Położył swoje ręce na moim ciele, jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągając, chociaż mogłoby się zdawać, że to fizycznie już niemożliwe. A jednak. Wilk potrafi, gdy chce.
Ręce wilkołaka zaczynały wchodzić pod moją koszulkę, kiedy niespodziewanie drzwi z łomotem się otworzyły. Oderwaliśmy się od siebie. Ręce Ryana zostały tam, gdzie się zatrzymały i o dziwo nie przeszkadzało mi to.
W drzwiach stał Clark. Omiótł całe pomieszczenie wzrokiem, po czym jego uwagę przykuliśmy my. Spodziewałam się jakiegoś głupiego komentarza z jego strony, ale nic takiego się nie działo. Alfa zachowywał poważny wyraz twarzy.
- Wybaczcie, że przerywam wam wasz pierwszy wspólny raz, ale zaatakowali nas wygnańcy. Wszyscy zbieramy się przed domem. Ogarnijcie się i jak najszybciej dołączcie.
Wyszedł. Trzasnął drzwiami i tyle go widziałam.
Spojrzeliśmy z Ryanem po sobie. Odskoczyliśmy od siebie prawie jak poparzeni, szybko założyłam buty i skierowałam się w stronę wyjścia. Ryanowi zajęło to trochę dłużej, gdyż musiał jeszcze założyć swoją koszulę.
Zbiegłam na dół. Clark nie kłamał ani nie żartował. Wszyscy mieli wojownicze lub przestraszone miny. Niektórzy bywali także źli. Zapewne też bym była, że przerwano nam tak cudowną chwilę, ale sytuacja była o wiele gorsza. Ryan stanął za mną. Łypnęłam na niego wzrokiem, aby przekonać się, czy na pewno założył koszulę i wszystkie guziki są starannie zapięte. Nie miałam zamiaru z nikim dzielić się moim ciachem.
Na środek wyszedł Clark i jednym, głośnym warknięciem uciszył wszystkich zgromadzonych. Spojrzeliśmy na niego, a wtedy on zaczął mówić.
- Zostaliśmy zaatakowani przez Wygnańców. Nie znam konkretnej przyczyny ich zachowania, ale dowiem się. Tymczasem musimy udać się na walkę. Ci co nie chcą iść walczyć, zostają w domu i go bronią, kobiety w ciąży i dzieci także mają zakaz pójścia. Reszta za mną.
Clark skierował się w stronę lasu, który był oddalony od domu głównego o jakiś kilometr. Poszłam za nim, ale niespodziewanie poczułam uścisk na ramieniu.
- Co? - spojrzałam z wyrzutem na Ryana.
- Zostań - oznajmił poważnym, władczy tonem. Zaśmiałam się niewesoło.
- Żartujesz sobie ze mnie, tak?
- Nie, masz zostać.
- Chyba cię pojebało! Nie mam zamiaru kitrać się pod poduszką, kiedy wy będziecie walczyć. Idę z wami i koniec dyskusji. Ponadto jestem śnieżnym tygrysem, stworzonym do walki i władzy - odwróciłam się na pięcie, ale zatrzymałam się jeszcze, aby szybko dodać. - A, i jeszcze jedno. Nigdy nie próbuj mną rządzić. Nie należę do posłusznych kotków - wysyczałam jadowicie.
Pobiegłam w stronę, gdzie udała się reszta kotołaków i wilkołaków.
CZYTASZ
Do gabinetu, kotku
WerewolfAdelajda jest buntowniczką, która uważa, że mate nie jest jej potrzebny. Jest jedynym kotołakiem, który nie ma swojego wilkołaka. Uczęszcza do obowiązkowej szkoły dla zmiennych. Wszyscy odnajdują mate na pierwszym, ewentualnie drugim roku, a ona jes...