27. Obiad

67.3K 4K 348
                                    



- Dość, Ryan - szepnęłam, ale w ogóle nie poskutkowało, nawet na mnie nie spojrzał. Nic. Zero jakiejkolwiek reakcji. - Powiedziałam dość!

Odepchnęłam go z całej siły i udało się. Miałam tyle szczęścia, że dzięki drzewie miałam siłę oparcia i łatwiej mi było. Ryan cofnął się kilka kroków w tył, a ja zwinnie zeskoczyłam na ziemię. Nabrałam kilka głębszych wdechów, aby uspokoić szalejące serce i oddech.

Spojrzałam na mojego towarzysza. Mocno zaciskał pięści i szczękę, a w oczach wiedziałam samo pożądanie. Mięśnie miał napięte do granic możliwości. Nie musiałam nawet patrzeć w dół, aby wiedzieć, jak zareagował na to wszystko jego członek. Nawet nie chciałam patrzeć. Nie żebym się brzydziła, ale czuję przed tym pewną blokadę, może to wynika z tego, że jestem przed pierwszym razem? Mniejsza.

Zdawałam sobie sprawę, że Ryan używa wszystkich swoich sił, aby się na mnie nie rzucić. Przygryzłam dolną wargę, bo to ja doprowadziłam go do takiego stanu. Przymknął oczy, z jego piersi wydobyło się warczenie, ale nie byłam w stanie stwierdzić, jakie emocje się za nim kryły. Na moich oczach zaczął się rozluźniać i spokojnie oddychać. Otowrzył oczy i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się lekko.

- Ryan? - spytałam nieśmiało.

- Nic mi nie jest. Wybacz.

- Nie, to ja przepraszam, ale... ja tak nie mogłam - spuściłam głowę.

- Kotku, nic się nie stało. Wracajmy, nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny jak wilk.

Uśmiechnęłam się do niego blado i kiwnęłam głową potwierdzająco. Objął mnie w pasie i przyciągnął do swojego rozpalonego ciała.

- Ryan, może się przemienisz, co?

- Dlaczego? Nie podoba ci się moje ciało?

- Nie, tylko... No wiesz, to jest dom watahy i tutaj są kotołaki i...

- I...?

- No, cholera jasna! I jestem o ciebie zazdrosna, więc z łaski swojej zmień się w tego kudłacza! - krzyknęłam sfrustrowana.

Ryan zaśmiał się głośno. Pocałował mnie szybko w usta i zmienił się w szarego wilka. Kiedy wyszliśmy z parku, pognał pierwszy do domu. Kiedy przekroczyłam próg, on już na mnie czekał. Ubrany i oparty o barierkę przy schodach. Ręce miał zaplecione na klatce piersiowej. Spojrzał na mnie i posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów, na których widok mięknął mi kolana i serce zaczyna szybciej bić. Odwzajemniłam uśmiech.

Podszedł do mnie i objął w talii, prowadząc do jadalni. Śmiało dałam się zaprowadzić. Jadalnia była ogromnym pomieszczeniem o jasnobrązowych ścianach i szarych filarach. Przez wielkie okna wpadały promienie słoneczne i oświetlały całe pomieszczenie. Na środku stał długi stół wykonany z jasnego drewna, a do niego krzesła z ciemnego drewna zaopatrzone w poduszeczki. Wszędzie było nakryte, a większość miejsc już zajętych. Ryan odsunął mi krzesło gdzieś na środku i sam usiadł obok mnie.

Niespodziewanie do jadalni wpadła Cassie. Miała zmierzchwione włosy, pomięte ubrania i zaróżowione policzki. Poprawiła się jeszcze szybko i ruszyła ku szczytu stołu, jednakże kiedy zobaczyła mnie, natychmiast się cofnęła.

- Może chcecie usiąść koło nas? - zwróciła się do mnie, ruchem głowy pokazała miejsce na samych końcu.

- Nie, nie trzeba, naprawdę. Tutaj jest nam dobrze.

Do gabinetu, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz