Zakład

565 31 5
                                    

- Jak ja wygram a wiem, że wygram to ty opowiesz mi o sobie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Jak ja wygram a wiem, że wygram to ty opowiesz mi o sobie. A jak ty jakimś trafem wygrasz to ja powiem ci coś o sobie.- Puścił do mnie oko. - To co zakład?- Podał mi rękę. - Zakład. - Przyznałam i uściskałam jego lodowatą dłoń. Bez jakiejkolwiek zachęty pobiegłam do Starka, ponurak powolnym krokiem poszedł za mną żeby zobaczyć przedstawienie. - Tony!- Wrzasnęłam mu do ucha. - Tak?- Zapytał masując sobie ucho. - Mam prośbę. - Wyszczerzyłam się jak nigdy. Tony spojrzał na mnie z oczekiwaniem. - Mogę zabrać ponuraka na zakupy?- Wypaliłam z prędkością światła. - Oszalałaś?!- Wrzasną. Kątem oka zauważyłam jak bożek śmieje się pod nosem, nie dam mu satysfakcji wygranej.- To z kim mam zrobić te cholerne zakupy?!- Ja też się wydarłam. - A nie możesz iść z Nat?- Napierał. - Nat mówi, że jest zajęta. - Rzucam mu oburzoną minę. - Możesz przez internet zamówić.- Zaproponował. - Nie! - Krzyknęłam. Stark westchną głośno. - Dobra poczekaj przyniosę tylko nadajniki.- Niechętnie wstał i udał się do pracowni. Odwróciłam się do zszokowanego ponuraka i pokazałam mu język. - Wygrałam. - Przyznałam z uśmiechem. Tony wrócił z małymi nadajnikami wyglądającymi jak pchły. - Macie ich nie zdejmować. - Zagroził i przyczepił mi jedno na szyję. Podszedł do kłamcy zaaplikował mu nadajnik na szyi i zaczął do niego co mówić, jedyne co mogłam usłyszeć go groźby zabicia go jak coś mi się stanie. Zaśmiałam się w duchu, nawet jakby próbował to by mocno oberwał, ale by się zdziwił. Puścił Lokiego i podszedł do mnie. - Jakby coś się działo to jedno twoje słowo i już jesteśmy. - Spojrzał mi w oczy. - Oczywiście mamo. - Zasalutowałam mojej nowej mamie. Stark zaśmiał się pod nosem i odszedł w przeciwnym kierunku. Odprowadziliśmy go wzrokiem, kiedy zniknął z pola widzenia odegrałam taniec zwycięstwa. Przecież wygrałam z największym oszustem w wszystkich dziewięciu światach! - Lepiej już chodź moja tancereczko bo się puszka zaraz rozmyśli. - Po chyba nieumyślnie wypowiedzianych słowach ponurak trochę się zmieszał. - Czekaj chyba nie zamierzasz iść w zbroi? No wiesz zaatakowałeś niedawno miasto.- Spojrzałam na niego. - Nie założę midgardzkich łachów. - Prychnął. - To idę sama- Skierowałam się do wyjścia. Już chciałam otwierać drzwi kiedy uprzedził mnie kłamca. Był ubrany w czarne spodnie i białą koszulkę. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Wyszliśmy przed wieżowiec i skierowaliśmy się w stronę sklepu. - Na pewno chcesz tam wchodzić?- Zapytałam kiedy staliśmy przed sklepem z rzeczami dla dzieci. - Tak.- Otworzył mi drzwi. Kupiłam śpioszki, czapeczkę i mały kocyk. Szybko zapłaciłam i wyszliśmy ze sklepu. - Czemu jesteś taki miły?- Zapytałam bo nie wytrzymałam kiedy wziął moje siatki z zakupami. - A mam być wredny?- Spojrzał w moją stronę. - Nie, po prostu myślałam...- Przerwał mi.- Że jestem wrednym bezdusznym dupkiem, który chcę zajebać wszystkich i wszystko?- Zatrzymał mnie. - Może troszkę...- Zrobiło mi się głupio.- Chodź, kupimy coś do jedzenia.- Pociągnęłam go za sobą. - Dlaczego mieszkasz u Starka? - Zapytał. - Bo jestem psychopatyczną wariatką która zabiła współlokatorkę. - Kłamca zaczął się strasznie śmiać. - Z czego rżysz?- Zapytałam rozbawiona. - Przecież żartowałam. - Dodałam. - Wiem ale powiedziałaś to tak poważnie, że prawie uwierzyłem. - Wydusił pomiędzy atakami śmiechu. Przewróciłam oczami i weszliśmy do marketu. - Masz limit do 2 dolarów, ja zrobię trochę większe zakupy i spotkamy się przy kasie.- Pokazałam palcem miejsce spotkania. Rozeszliśmy się a po około 20 minutach stanęłam przy kasie czekając na ponuraka. Gdzie on jest? Zgubił się w sklepie? Po chwili zobaczyłam kłamce niosącego kanapkę owinięta filią. Zapłaciłam za zakupy i udaliśmy się w stronę parku. Po drodze Loki siłował się z folią, ja śmiałam się w tym czasie pod nosem. Udało mu się po jakimś czasie otworzyć opakowanie, przysunął sobie pod nos i powąchał, ja prawie sikałam ze śmiechu kiedy to robił bo wyglądał jak naukowiec badający swoje odkrycie życia. Odgryzł kawałek. - I jak diagnoza? - Zapytałam rozbawiona. - Robisz lepsze kanapki.-Skrzywił się. - Jak ty dużo o mnie wiesz.- Zaśmiałam się. - A ja o tobie prawie nic.- Przyznałam. - Co chcesz wiedzieć?- Zwrócił się w moją stronę. - Powiedz co chcesz.- Odparłam, wiem, że ma ciężką przeszłość i nie będę go zmuszać żeby wszystko powiedział. - Nazywam się Loki Laufeyson, jestem w połowie lodowym olbrzymem i bogiem kłamstw i psot.Mam 943 lata. Thor nie jest moim bratem jak i Odyn ojcem. - Skończył. No tyle to ja wiem, ale okej. - Teraz ty. - Spojrzał na mnie. - Nazywam się Kira McCartney, jestem w 22 tygodniu ciąży z Lucasem Jansonem z którym nie jestem w związku. Mam 26 lat i nie mam rodziny.- Okłamałam go w 96%. Spacer mijał nam przyjemnie nie odzywaliśmy się zbyt często, ale i tak było mi lepiej niż siedzenie całymi dniami w Stark Tower. - Loki? Mogę o coś zapytać?- Szatyn kiwnął głową. - Czy ty coś kombinujesz?- Roześmiałam się. -A wyglądam jakbym coś kombinował?- Odezwał się. - Nie mam pojęcia.- Przyznałam. Loki westchnął.- Nie mam co kombinować. -Usiadł na ławce. - Ucieczkę?- Przystanęłam obok.-Czy ty coś sugerujesz?- Spojrzał mi w oczy. -Nie.- Wpatrywałam się intensywnie w ziemię.- Nie mam po co uciekać.- Ten wpatrywał się w niebo. - Tak? A cóż to za powód?-Zapytałam zaciekawiona.- No wiesz, przez ograniczenie mocy szybko mnie znajdą... i lubię Cię denerwować.- Wyszczerzył białe zęby.- A no tak mogłam się domyślić.- Parsknęłam śmiechem. - Lepiej już wracajmy zaraz będzie padać.- Powiedziałam i wstałam z ławki. Po drodze do wieży obok nas przechodził starszy Pan z zakupami, które się rozsypały. -Pomogę- Podeszłam do staruszka i pomogłam pozbierać zakupy.- Dziękuję serdecznie.- Podziękował. -Czemu mu pomogłaś?- Warknął z obrzydzeniem Loki. - A czemu ty mu nie pomogłeś?- Zdenerwowana wyprzedziłam kłamce. - Bo nie będę pomagał jakimś śmieciom z ulicy.- Dogonił mnie.-A no tak przecież oni ci się do stup powinni płaszczyć!- Krzyknęłam. Wróciliśmy pokłóceni. Bez słowa zabrałam rzeczy dla dziecka i poszłam do pokoju. Czy on musi się zachowywać jak dupek? Trzasnęłam drzwiami. Usłyszałam ciche pukanie. - Proszę.- Powiedziałam pod nosem. W drzwiach zobaczyłam Starka. -Co się stało? Zrobił ci coś? - Zapytał. - Nie, nic się nie stało.- Wymusiłam uśmiech. - Na pewno? Oboje weszliście do pokojów trzaskając drzwiami.- Uśmiechnął się.-Trochę się pokłóciliśmy, to tyle. -Dodałam. -To może zrobimy jutro jakieś przyjęcie z okazji narodzin?- Ten to zawsze znajdzie okazje do picia. - Ale ja rodzę za jakieś 18 tygodni.- Odparłam. - No tak, ale obejrzeć jakiś film nie zaszkodzi?- Zrobił wielkie oczy. - Dobrze zastanowię się.-Uśmiechnęłam się. - Jarvis! Szykuj alkohol na jutro!- Krzyknął Tony wychodząc. 

No to na tyle dzisiaj! ( kłaniam się ponownie) A teraz zapraszam do komentowania!

FearlessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz