Strata

523 34 1
                                    


*Zmiana narracji*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*Zmiana narracji*

    Posępna pieśń wiatru przybrała na sile. Promienie wczesnego popołudniowego słońca wlewały się do pokoju niczym rzeka płynnego złota, otulając świetlistym kocem kobietę i jej martwe dziecko. Zegar kuchenny odmierzał minuty z pedantyczną dokładnością. Życie narodziło się i zgasło, a wszechświat ani na chwilę nie zwolnił. Maszyna czasu i przestrzeni nadal mełła ziarna czasu, którymi karmiła się ludzkość. Kira usiadła pod ścianą i szlochała, tuląc drobne ciałko, które miało przyjść na świat większe i silniejsze. - Moje dziecko, Moje dziecko, moje dziecko. - powtarzała szeptem, jakby wierzyła, że dzięki temu chłopiec wróci do życia. Twarz niemowlęcia przypominała oblicze mnicha pogrążonego w modlitwie; zamknięte oczy i milczące zaciśnięte usta świadczyły o tym, że wróciło do świata, tak niechętnie opuściło. 

    Nadgorliwe wskazówki nieubłaganie odmierzały czas. Minęło pół godziny, a Kira nie odezwała się ani słowem. - Przyniosę ci koc.- Odezwał się niepewnie Loki. - Nie!- Złapała go za rękę. - Nie zostawiaj nas.- Usiadł przy niej i otoczył ją ramieniem, pozwalając, by ukryła twarz w jego piersi. Widoczne na podłodze kałuże krwi zaczęły wysychać. Śmierć, krew, pocieszanie rannych. - Co zrobimy?- Odezwał się po chwili. - Z dzieckiem... z nim?- Kira spojrzała na zimne nieruchome ciałko, które trzymała w ramionach. - Zagrzej wodę.- Poleciła. Kłamca zerkną na kobietę. - Proszę, zagrzej wodę.- Nie chcąc jej denerwować, zdezorientowany wstał i postawił wodę na ogniu. - Kiedy się zagrzeje, napełni ją miskę. - Kira jeśli chcesz się umyć to cię zaniosę. - Przerwała mu. - To nie dla mnie. Muszę go umyć.- Spojrzała na niego. - W szafce obok łóżka jest kocyk który kupiłam, przyniesiesz go?- Wymamrotała. - Teraz jesteś najważniejsza ty, Nat zaraz przyjdzie. - Podszedł do kobiety. - Nie!- Głos miała stanowczy. - Nie! Nie chcę... nie chcę nikogo widzieć. - Wykrzywiła się. - Straciłaś dużo krwi, jesteś blada jak płótno. - Ukląkł. - Miska, Loki. Proszę. 

    Kiedy woda była ciepła, książę napełnił miskę i postawił ją na podłodze obok Kiry. Podał ściereczkę, a ona zamoczyła ją w wodzie i zaczęła wycierać twarz noworodka, zmywając z półprzezroczystej skóry smugi krwi. Kobieta po raz kolejny zwilżała ściereczkę i otarła twarz maleństwa, wpatrując się w nie, jakby liczyła, że lada chwila otworzy oczy i poruszy paluszkami. - Kiro. - Szepnął kłamca. Zrobiło mu się cholernie żal kobiety. 

*Perspektywa Kiry*

   Nie miałam siły na nic więcej oprócz patrzenia na moje dziecko. Byłam wdzięczna Lokiemu za to, że mi pomógł. Usłyszałam dźwięk windy. Wdowa wróciła. - Natasza!- Krzykną kłamca. Kobieta wbiegła do kuchni. - Co się stało!- Podeszła do mnie zszokowana widokiem krwi. - Poroniła.- loki podszedł do nas. Ja nie przestawałam obmywać dziecka, którego pępowina leżała na podłodze obok łożyska i błon płodowych. Nieznacznie uchyliłam głowę kiedy przyjaciel utulił mnie kocem. - Dzwoniliście do Starka?!- Zwróciła się do Lokiego. - Nie mogłem bo jakiś debil mnie do tego nie upoważnił.- Warknął w stronę kobiety. - Jarvis dzwoń do Starka natychmiast!- Krzyknęła. - Pan Stark już leci.- Odezwał się głos. Wdowa uklękła i zaczęła wycierać zeschniętą krew. Zanurzyłam ciało w wodzie uważając aby główka była nad poziomem wody i owinęłam drobne ciałko i łożysko ciasno w kocyk. - Loki weź prześcieradło i połóż je na stole. Mężczyzna przyniósł daną rzecz i zrobił co mu kazałam . - Połóż go na nim. - Poinstruowałam go zmęczonym głosem, a potem patrzyłam jak posłusznie wypełnia moje polecenie. Podeszłam i zaczęłam delikatnie owijać syna w materiał. Drużyna wylądowała na lądowisku. Stark wparował do salonu jak opętany i rzucił się na Lokiego. - To nie jego wina! - Zaczęła rozdzielać ich Natasza. Tony spojrzał na kłamce puszczając go. Mężczyźni patrzeli na siebie mordującym wzrokiem. Kiedy skończyłam wzięłam ostrożnie dziecko na ręce. Reszta mścicieli weszła już do środka, wszyscy spojrzeli na mnie. Ja zrobiłam parę kroków w kierunku wejścia na lądowisko i czekałam. Loki ominął iron mana i podszedł do mnie, oboje byliśmy cali w mojej krwi. - Może cię zaniosę do skrzydła szpitalnego?- Zaproponował. - Nie. Zaraz przyjadą Walkirie.- Powiedziałam bez namiętnie. Loki spojrzał na mnie zszokowany. Jak na zawołanie z nieba zaczął galopować w naszą stronę koń a na nim piękna kobieta odziana w zbroję. Zsiadła z skrzydlatego rumaka, podeszła do mnie i się ukłoniła. - Jestem Sigrun, córka Hogniego, siostra Bragiego i Daga. Przybyłam na twe wezwanie zabrać pół boga do Walhalli.- Wstała. Przyjaciele patrzeli na to wszystko zszokowani oprócz Lokiego. Podałam delikatnie młodej wojowniczce drobne ciałko mego martwego syna. Kobieta wzięła je, ukłoniła się lekko i wróciła z skąd przybyła. Stałam jak posąg, nie mogłam przyswoić informacji o stracie. Bóg kłamstw podszedł i delikatnie wziął mnie na ręce. Skierował się z Banerem do skrzydła szpitalnego. - Wszystko będzie dobrze Sigyn. - Wyszeptał mi do ucha. 

No dobra! Mam nadzieję, że to nudne nie było! Komentujcie bo nie będzie następnego rozdziału! Tak to szantaż!

FearlessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz