Pomóc?

625 33 4
                                    

Znalazłam się w dziwnym mieście

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Znalazłam się w dziwnym mieście. Było opustoszałe, pozbawione życia, wymarłe. Szłam wzdłuż szerokiej posępnej alei. Otaczały mnie majestatyczne budowle, które rzucały martwe, nienaturalne cienie. Niepokojący labirynt dróg zdawał się nie mieć wyjścia. Na końcu doszłam do rozległego placu, wokół którego ciągnęły się rzędy arkad. Na środku wznosił się mistyczny posąg, przedstawiający kobietę rozpruwaną na kawałki, oczy miała białe, emitujące lekkim światłem. Po przyjrzeniu się rzeźbie dostrzegłam samą siebie. Głucha cisza sprawiła, że słyszałam bicie swego serca. Nagle ziemia zadrżała i usłyszałam przeraźliwy krzyk.

Obudziłam się zalana potem. Cholerne koszmary od kilku tygodni już mnie nachodzą. Spojrzałam na zegarek- 5.46. rano. Opadłam na poduszkę. Te sny nie zwiastują nic dobrego, ciągle widzę cierpienie, ból i strach, ale nie ludzi tylko mój, mój własny ból. Staram się o tym nie myśleć i zająć się dzieckiem, trzeba wymyślić imię, pokupować parę rzeczy i zrobić badania. Najbardziej mnie ciekawi czy to chłopiec czy dziewczynka, robiłam USG, ale prosiłam żeby mi nie mówiono jaka jest płeć. Postanowiłam wstać bo i tak już nie zasnę. Po porannej toalecie ubrałam spódnicę za kolano ozdobioną kwiecistym wzorem i do tego białą koszulkę. Kiedy skończyłam była godzina 7.00. Przejrzałam się w lustrze i uznałam, że nie wyglądam aż tak źle. Mimo widocznie odstającego brzucha, lubiłam to uczucie kiedy mogę się nawpychać ile mogę a i tak grubo nie wyglądam bo wszyscy wiedzą,że jestem w ciąży. Wychodząc z pokoju usłyszałam jak coś szklanego upadło w najbliższym pomieszczeniu. Podeszłam do drzwi i delikatnie zapukałam i uchyliłam delikatnie zostawiając małą szparkę, zobaczyłam siłującego się z klamrą przy zbroi kłamcę. Widok dość komiczny. - Pomóc?- zwróciłam uwagę mężczyzny na siebie. Loki odwrócił się w moja stronę z gorzką miną.- Dam sobie radę. - Oznajmił z pogardą nadal nie mogąc zapiąć jej we właściwym miejscu. Nie zważając na jego niechęci podeszłam i pomogłam bożkowi. Ten pokręcił nosem, ale kiwnął niezauważalnie głową na znak podziękowania. - Co tak wcześnie wstałeś. - Zapytałam patrząc na wyszykowanego. - To przesłuchanie? Nie mogłem spać. - Parsknął. Obeszłam go bez słowa i skierowałam się oczywiście do kuchni. Po paru krokach Loki dogonił mnie i szedł równi ze mną. - Chodzisz jak niczym jak dama. - Przyznał zerkając na mnie. Lata przyzwyczajenia, pomyślałam nie odpowiadając. Byłam bardzo szanowana w Asgardzie, pochodzę z bogatej i można powiedzieć rozchwytywanej rodziny. Zawsze mnie uczono takich rzeczy jak odpowiedni chód czy wypowiadanie się w ważnych sprawach. Ale rzadko bywałam w pałacu Odyna, jedynie na jednym z bankietów w którym spotkałam księcia i parę misji, które zdarzały się sporadycznie, ale wysyłano mnie na nie ze względu na moje moce. Kiedy doszliśmy do jadalni zaczęłam przygotowywać śniadanie. - Lubisz naleśniki?- Spojrzałam na boga. - Co to są te naleśniki?- Zapytał z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. - Jedzenie.- Odpowiedziałam zażenowana i rozbawiona. Loki spojrzał w moją stronę. - Nie jestem głodny. - Odparł. Może bym uwierzyła gdyby nie fakt, że właśnie zaburczało mu w brzuchu. Przewróciłam oczami, zrobiłam nam śniadanie i położyłam mu talerz przed nos. Wziął do ręki widelec i zaczął trącać naleśniki tak jakby zaraz miały mu skoczyć na twarz. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, z oczu zaczęły mi lecieć łzy, kiedy spojrzałam jeszcze raz na rozgniewaną minę kłamcy uspokoiłam się bo chciał mnie zabić wzrokiem. - Gdybyś nie była w ciąży i ta banda nie zabiła by mnie jakby ja cię zabił to byś już dawno martwa leżała.- Był tak poważny więc nie odezwałam się ani słowem. - To jakbym nie była w ciąży to byś mnie zabił?- Zapytałam. - Możliwe.- Przyznał wkładając sobie kawałek usmażonego ciasta do buzi. - Dlaczego?- Przewrócił oczami. - Bo wiem jak to jest. - Wymamrotał. No tak... przecież on ma dzieci. - Sleipnir?- Zapytałam. - Tiaaa. Zaraz, skąd wiesz?- Podniósł brew. - Czytałam mitologię nordycką...- Skłamałam. Po zjedzonym śniadaniu do kuchni weszła Romanoff. Spojrzała na nas ze zdziwieniem. - Hej Nat, mam pytanie. - Podeszłam do kobiety. - O co chodzi?- Uśmiechnęła się do mnie. - Miałam zamiar dziś iść na zakupy żeby pokupować coś dla dziecka.- Wdowa położyła mi rękę na ramię. - Przykro mi jestem dziś zajęta.- Przyznała. - Ok, to pójdę sama. - Wymusiłam uśmiech. - Ja chętnie pójdę, ale gdzie? - Za plecami usłyszałam głos Starka. - Kupić pieluchy i smoczki. - Odwróciłam się do przybysza. Miliarder skrzywił się z niesmakiem. - Ja pieluch nie będę zmieniać. - Dodał szybko. - Jak nie ty? A kto ma to robić?- Zaśmiałam się pod nosem. - Chciałabym to zobaczyć.- Wypaliła Nat. - Pewnie skręciłby maszynę do przewijania. - Odparłam. Miliarder jak przybył tak wybył. Natasza poszła do salonu a ja przysiadłam obok ponuraka. - Co?- Spojrzał na mnie. - A ty?- Wypaliłam. - Co ja?- Wpatrywał mi się w oczy. - Czy ty ze mną pójdziesz?- Loki prychnął pod nosem. - Co ty myślisz, że mnie od tak wypuszczą?- Zadrwił. - Zakład?- Rzuciłam wyzwanie bożkowi. - O co?- Zapytał zainteresowany. - A co proponujesz?- I w tym momencie zobaczyłam po raz pierwszy w życiu prawdziwy i najszczerszy uśmiech kłamcy.

Mam nadzieję, że tam jesteście! Zostawiać komentarz! Teraz! A jak to już zrobiłeś drogi czytelniku czekaj na kolejny rozdział! ;)

FearlessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz