Historia o miłości i walce o lepsze jutro. Kira a raczej Sigyn to nordycka bogini, która na swojej drodze spotyka pewnego oszusta. Czy powinna mu zaufać?
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Mam dość... cholernie dość. Jasne światło raziło mnie w oczy, przymrużyłam je, kiedy przyzwyczaiłam się do blasku, spostrzegłam, że jestem w już w skrzydle szpitalnym. Podparłam się łokciami o łóżko, obok na krześle spał Loki. Szturchnęłam go w ramię, otworzył oczy i od razu się rozbudził. - Pomożesz mi pójść do pokoju?-Zapytałam słabo. - Na pewno?- Wstał. Pokiwałam słabo głową. Kłamca objął mnie w pasie i pod udami i zaczął ze mną iść w wyznaczone miejsce. - Powiedziałeś im? - Spojrzałam na ponuraka. - Nie.- Nie patrzył na mnie. Kiedy wychodziliśmy zatrzymał nas Stark. - Powinna być w szpitalu. - Stanął naprzeciwko. - Dam sobie radę.- Wymamrotałam. Loki ominął puszkę i weszliśmy do mojego pokoju. Położył mnie delikatnie na pościeli i pogłaskał po policzku. - Pójdę przynieść ci słodkiej herbaty.- Wyszedł. Położyłam rękę na mój płaski brzuch, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Nie ma go. Zniknął. Został mi odebrany siłą. Loki wrócił z napojem, postawił go obok łóżka. - Jak?- Nie spuszczałam wzroku od kłamcy. -Książka. Ta w której miałem ci coś pokazać. Był tam opis pewnej bogini, szalenie podobnej do ciebie. A nabrałem pewności kiedy Walkiria przybyła, nie zabrałaby byle duszy.- Podał mi herbatę. - Czemu nie powiedziałaś?- Zmarszczył brwi. - Loki, gdyby Odyn się dowiedział, że mam nie czyste dziecko z śmiertelnikiem to straciłabym je jeszcze szybciej.- Napiłam się łyka gorącego napoju. - To co teraz?- Odstawił kubek na stolik. - Muszę się dowiedzieć czyja to sprawka, bo jestem pewna, że to się stało z przyczyn naturalnych nie było. - Położyłam głowę na poduszce. - Czyli zemsta?- Ponurak uśmiechnął się pod nosem. - Na to wygląda.- Przyznałam mu rację. - Dobra, powinnaś się przespać, krótko spałaś.- Wstał i skierował się do drzwi. - Nie! Czekaj, proszę zostań ze mną.- Chwyciłam go delikatnie za dłoń. - Na pewno? Mogę kogoś zawołać.- Odwrócił się w moją stronę. - Proszę.- Powtórzyłam. Kłamca położył się obok mnie i prawie natychmiast zasnęłam.
Było wczesne rano, wykąpałam się wzięłam tabletki i powolnym krokiem poszłam do salonu. Wszyscy tam siedzieli nawet Loki. Bez słowa usiadłam pomiędzy kapitanem a Starkiem. - Muszę wam coś powiedzieć.- Wymamrotałam. Wszyscy patrzeli się na mnie z oczekiwaniem tylko kłamca intensywnie wpatrywał się w ziemie. - Nazywam się Sigyn i jestem boginią, dawczynią zwycięstw, mam 687 lat i pochodzę z Asgardu. Jeszcze ponad 6 lat temu nie sądziłam, że komukolwiek o tym powiem.- Przyznałam patrząc na wszystkich. - Mam nadzieję, że zrozumiecie moje milczenie.- Dodałam. - Oczywiście, że tak, nikt nie ma ci tego za złe.- Wypowiedziała się Wdowa. - Wie?- Skierowałam się w stronę Lokiego. - Tak, rodzina też, zaraz po ciebie przybędą. - Spojrzał na mnie. - Jeśli chcesz możemy lecieć z tobą. - Thor wstał. Wymusiłam uśmiech. - Ale przecież Loki jest wygnany.- Wstałam. - Polecę z tobą i nie obchodzi mnie to co myśli Odyn.- Poszedł w moją stronę. Na lądowisku zaświeciło się ostre światło i stali tam trzej mężczyźni. Podeszłam do każdego i się pożegnałam. - Kocham was.- Powiedziałam na odchodne. Jeden z mężczyzn podszedł i stanął przede mną. - Siostro.- Ukłonił się lekko. - Witaj bracie.- Skierowaliśmy się na zewnątrz. Chwyciłam mocno ramię ponuraka, przysunął się bliżej. - Heimdallu! Otwórz Bifrost!- Krzyknął Thor.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Poczułam szarpnięcie i lecieliśmy świetlistym tunelem. Wylądowaliśmy, złoto od razu walnęło mnie w twarz. Ładne, ale to przesada. Oderwałam się od księcia, na środku jak zwykle Heimdall stoi niewzruszony patrząc w wszechświat. - Witaj w domu.- Ukłonił się lekko. - Witaj.- Kiwnęłam głową. Mój brat Mani podszedł i pomógł mi przejść po Bifroście, kątem oka zauważyłam zdenerwowanie na twarzy Lokiego. - Jak się czujesz?- Zapytał podtrzymując moje ramię. - A jak myślisz?- Sprzedałam mu mordercze spojrzenie. - Co u Sol?- Zmieniłam temat. - Siostra ma się dobrze.- No tak przecież bogini słońca zawsze ma się dobrze, śmieszy mnie to, że są bliźniakami, Sol bogini słońca, Mani bożek księżyca. - A rodzice?- Byłam ciekawa jak tam matka, czy ją to w ogóle obchodzi, że cierpię. - Glaur i Mundilf starają się pocieszać po stracie wnuka.- Co on gada?- Co ty pieprzysz?! Matka przejmuję się stratą?! - Wydarłam się. - Muszę to zobaczyć. Doszliśmy do pałacu, strasznie boje się o kłamce. Strażnicy otworzyli wielkie wrota i szliśmy korytarzami zamku. Kiedy stanęłam przed obliczem Odyna bałam się tylko o jedną osobę, tak bardzo się bałam. - Powiedz mi co ON tutaj robi. - Spojrzał na księcia. - Dzięki pomocy Lokiego przeżyłam i proszę o wyrozumiałość w jego sprawie.- Ukłoniłam się. - Czy to prawda?- Skierował się do kłamcy. - Tak. - Patrzył mu prosto w oczy. - Biorę pełną odpowiedzialność za kłamcę.- Dodałam szybko. - Zgoda. - Powiedział po dłuższym zastanowieniu. - Straż doprowadzi was do komnat. -Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Kiwnęłam głową na znak podziękowania i ruszyłam w wyznaczonym mi kierunku. Odprowadzono mnie do komnaty, była ogromna w kolorach bieli i złota. Wielkie łoże będące na środku miało baldachim, obok był stolik a na przeciwko jego dwa fotele i stolik. Obszerna szafa na przeciwległej ścianie znajdowała się obok drzwi prawdopodobnie prowadzące do łazienki. Podeszłam do okna patrząc na znajomy mi widok, ktoś zapukał do drzwi. - Proszę.- Odwróciłam się. Powolnym krokiem niosąc tacę z herbatą. -Przyniosłam Pani coś ciepłego. - Postawiła tacę na stoliku. - Dziękuję.- Przystanęłam obok spadając na fotelu, wzięłam łyk gorącego napoju. Służka wyszła. Siedziałam tak przez chwilę do puki na drugim fotelu nie pojawił się Loki. Podskoczyłam przestraszona. - Poparzyłam się! - Krzyknęłam. - Wybacz.- Uśmiechnął się blado. Westchnęłam. - Wybaczam.- Spojrzałam się na ponuraka. - Chciałbym Cię zaprosić na spacer jutro po śniadaniu, za wstawienie się za mną.- Uśmiechnął się chytrze. - A więc do jutra, pokierowałam się do łazienki. Miło z jego strony ale nadal nie mogę znieść straty po dziecku.