Nie mogłam uwierzyć, że go w końcu znaleźliśmy. Biegłam ile sił miałam w nogach, zostawiając Lokiego w tyle. Zanim znalazłam się przy chatce wyszedł z niej powolnym krokiem ten sam staruch który nauczał mnie przez tyle lat.
- Tinker!- Stanęłam przed nim.
- Sigyn.- Spojrzały na mnie te same niesamowicie i tak nierealnie niebieskie oczy. Nie zmienił się ani trochę, ta sama długa biała broda, te same runy namalowanie na ciele i zrogowaciałe dłonie, które wykonały niejedno arcydzieło. Na barku mężczyzny usiadł dość niespotykany i niewielki ptak z zielonymi skrzydłami i ogonem. Był to Particeps, najlepszy przyjaciel starca.
- Nie mogę uwierzyć, że to ty.- Wydusił osłupiały na mój widok. Kłamca doszedł do nas i stanął obok mnie, wyciągając dłoń w stronę Tinkera.
- Loki.- Przywitał się krótko.
- Miło mi poznać księcia. - Uścisnął mu dłoń.
- Co was tu sprowadza?- Odkrzyknął i gestem dłoni pokazał nam drzwi do chatki.
- Przybyłam cię o coś prosić.- Usiedliśmy przy niewielkim stole w chyba...kuchni, ale bardzie to jakąś zielarnię przypominało.
- Słucham.- Podał nam dwa kubki z bodajże herbatą.
- Potrzebuje gladiusa, jest mi niezmiernie potrzebny.- Starzec zaczął nerwowo mamrotać pod nosem.
- Mam go, ale jest jeden warunek bym ci mógł go dać.- Wstał z krzesła a, że był naprawdę niski zrobił to bardzo szybko i zwinnie jak niektóre krasnoludy mieszkające w tych terenach. Zaczął szperać coś przy jednej z książek.
- Musisz oczyścić umysł, zapomnieć o desperacji, zaznać spokoju. Miecz sam musi chcieć byś go wzięła, inaczej będzie do niczego.- Podał mi ową księgę.
- Co? Ale jak ja mam to niby zrobić?- Zatkało mnie, jak tu być spokojnym w takiej sytuacji, jestem o krok od dowiedzenia się kto zabił moje dziecko.
- Inaczej nie pomogę, jedyne co mogę poradzić to poczytaj sobie co jest w środku.- Usiadł na swoje miejsce.
- Oczywiście możecie tu pobyć kilka dni aż się oczyścisz i dojdziesz do pewnych wniosków.- Dodał i wyszedł.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwile, kurwa mać... i co teraz? Jak ja to zrobię.
- Przepraszam. - Odezwałam się.
- Za co?- Kłamca odwrócił się w moją stronę.
- Niepotrzebnie cię tu targałam za sobą, teraz stoimy w miejscu.- Zdenerwowałam się.
- Nie obwiniaj się, to ja za tobą tu przybyłem.- Wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Damy sobie rade, zawsze dajemy.- Przytulił mię delikatnie dodając otuchy.
Minęło parę dni, a ja ani się nie oczyściłam, ani nie uspokoiłam. Siedzę tylko całymi dniami nad niewielkim klifem i wertuję cały czas tą okrutną książkę w której nic niema. Od czasu do czasu spoglądam na łowiącego w morzu ryby Lokiego i Tinkera. Dość zabawnie to wygląda, ponurakowi woda sięga do pasa a starcowi do ramion. Jeden zarzuca sieć a drugi wyciąga na tyle szybko by ryby nie uciekły. Czasami zdarza mi się zapatrzeć na księcia, kiedy dni są naprawdę gorące a ten chodzi bez koszulki i pomaga w niektórych czynnościach gospodarzowi. Nawet mi się wydaję, że czuję się tu naprawdę szczęśliwy. Siada nad brzegiem plaży i wsłuchuje się często w morzę, jakby marzył o zostaniu tu na zawszę. Dom był na szczęście tyle duży by nas tam pomieścić. Najlepiej się siedziało przed kominkiem i słuchało huraganu i błyskawic za oknem. Chatkę otaczało zaklęcie praesidium, wyczarowanie przez Tinkera. Pod koniec dnia gdy siedzieliśmy wszyscy przy kolacji, którą złowili nad ranem starzec oznajmił nam, że wyrusza na dwa dni by znaleźć jakąś roślinę czy coś. Wczesnym rankiem wyruszył zostawiając nas samych.
Obudziłam się i przetarłam oczy, czując ból w mięśniach. Źle spałam. Powolnym krokiem zeszłam do kuchni witając się z Lokim.
- Chciałabyś gdzieś pójść?- Zagadnął podając mi śniadanie.
- A gdzie?- Zapytałam zaciekawiona wpychając sobie jajecznice do ust.
- To niespodzianka. - Uśmiechnął się pod nosem.
- A więc dobrze. - Zgodziłam się bo lubię niespodzianki.
- Ale najpierw zjesz ze mną obiad. - Wyprostował się.
- A śniadanie ci nie wystarczy ?- Zadrwiłam.
- Oczywiście, że nie.- Wstał i zabrał naczynia.
Po obfitym posiłku poszliśmy się przejść po plaży. Niesamowite, nie ma tu takich mórz jak na ziemi, są one jakby trzy w dziwny sposób oddzielone. A za klifem parę metrów jest tak jakby jezioro odgrodzone od pozostałem wody. Nie bywam tam często bi jest strasznie zarośnięte, tylko Loki tam chodzi po drewno na opał do kominka. Przez całą drogę rozmawialiśmy, kiedy nadeszło południe udaliśmy się na taras a kłamca poszedł po obiad.
- Kiedy je zrobiłeś?- Spojrzałam na homary na talerzu.
- Złowiłem rano, a jak je zrobiłem to wiesz... czary mary.- Zaśmiał się.
Po udanym obiedzie zachód słońca zbliżał się nieubłaganie.
- Jest coś wyjątkowego, wręcz mistycznego w oglądaniu zachodu słońca nad wodą.- Przyznał, kiedy wpatrywaliśmy się w słońce.
- No zbieraj się, idziemy na niespodziankę.- Otarł ręce o spodnie i wstał kierując się do domu.
Pobiegłam szybko do pokoju by się przebrać. Ubrałam szybko niebieską sukienkę i zbiegłam na duł.
Loki był ubrany w zwykłą białą podkoszulkę i dżinsy.
- Mam złe wieści.- Popatrzał na mnie.
- Jakie?- Stanęłam przed nim.
- Chciałem cię zabrać w pewne miejsce, ale te chmury nie wróżą najlepiej i nie jestem pewien, czy powinniśmy tam jechać. - Podrapał się w tył głowy.
- Dlaczego?- Zapytałam rozbawiona.
- Burza. Nie będziemy pod dachem i może nas zamoczyć. A do tego jeszcze pioruny. - Skrzywił się.
-Na razie nie pada. Jak daleko jest to miejsce?- Wyszłam na zewnątrz.
- Jakieś pół kilometra stąd. - Szedł za mną.
- W takim razie pojedziemy.- Oznajmiłam w końcu z determinacją.
- Mam w nosie deszcz.- Stanęłam.
- Jesteś pewna?- Zerknął z podniesioną brwiom.
- Całkowicie. - Spojrzałam na chmury.
Piszcie czy się podoba ;)
CZYTASZ
Fearless
FanfictionHistoria o miłości i walce o lepsze jutro. Kira a raczej Sigyn to nordycka bogini, która na swojej drodze spotyka pewnego oszusta. Czy powinna mu zaufać?