W dniu wieczoru filmowego, kiedy poszłam rano zjeść śniadanie myślałam, że spotkam tam kłamce, ale się myliłam. Ani przed południem nigdzie go nie widziałam. Stark załatwił już wystarczającą ilość alkoholu, fajnie, że ja nie mogę pić... Poprosiłam Nat żeby pojechała ze mną na parę tygodni by odpocząć po tej imprezce. Zgodziła się i wzięła wolne. W trakcie imprezy Lokiego nie było, wszyscy się bawili a ja siedziałam w kącie zastanawiając się gdzie on jest. Polubiłam go mimo tego jakim potrafi być dupkiem.
Kiedy wyjeżdżałyśmy pożegnałam się ze wszystkimi tylko oczywiście nie z ponurakiem. Był słoneczny poranek, wiatr rozwiewał moje włosy we wszystkie strony. Wsiadłam do auta i ruszyłyśmy z piskiem opon. - Tak właściwie to gdzie jedziemy?- Zapytałam rudą. - Zobaczysz.- Uśmiechnęła się do mnie. Nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale kiedy się obudziłam głowa bolała mnie niemiłosiernie. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam wielkie pastwiska rozciągające się po horyzont. Drogę prowadzącą do ślicznego domu z wielką werandom i małą stodołą. - Jesteśmy na wsi?- Skierowałam się do Nat. - Tak jakby.- Roześmiała się. Zatrzymałyśmy się przed wiejską hacjendą. - Ale ktoś tu musi mieszkać. - Skierowałyśmy się do drzwi. - Owszem. - Zagadnęła tajemniczo. Kiedy miałam wchodzić zobaczyłam w progu Clinta z bananem na ustach. - Co ty tu robisz?!- Krzyknęłam zdziwiona widokiem bruneta. - To miała być niespodzianka.- Przytulił mnie. - Przecież żegnałam się z tobą parę godzin temu.- Odwzajemniłam uścisk. - No tak, ale chcieliśmy ci zrobić niespodziankę.- Zaprosił mnie gestem dłoni do środka. Za rogu wyszła kobieta. - Cześć, jestem Laura żona Clinta. - Podała mi dłoń. - Nie wiedziałam, że masz żonę. - Skierowałam się do Bartona ściskając dłoń Laury.
Spędziłam naprawdę miło czas z rodziną przyjaciela, okazało się też, że ma dzieci. Po czterech tygodniach wróciłam z Nat i Clintem do Stark Tower.
*Perspektywa Lokiego*
Siedziałem cały czas w pokoju, jak ona śmie podnosić na mnie głos. Po jakimś czasie wyszedłem do tej bandy coś zjeść. Było jakoś cicho jakby cała energia znikła z tego miejsca. Czekałem na przyjście Kiry, które nie nadeszło. Po dwóch dniach nie wytrzymałem. - Thor?- Zwróciłem się z szyderczym uśmieszkiem. Blondi odwrócił się w moim kierunku. - Kogoś tu brakuję. - Patrzyłem jak gromowładny próbuję zrozumieć co właśnie powiedziałem. - Chodzi ci o Kirę? Wyjechała na parę tygodni.- I wyszedł z pomieszczenia. Wyjechała. Przez kolejne tygodnie wysłuchiwałem pieprzenia Starka i Thora za uchem. Poszedłem za radom Kiry i leżałem na łóżku układając plan zabicia tych idiotów. Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyśleń, odwróciłem powoli głowę w tamtym kierunku. Zamarłem jak nigdy, wróciła. Myślałem, że rzucę się na nią. Opanowałem się natychmiastowo. - Kto to wrócił?- Wstałem powoli. - Wróciłam, chciałam się tylko przywitać .- Spojrzała na mnie. Zmieniła się przez ten krótki czas, brzuch urósł, piersi też, ale przytyć nie przytyła. - Okej to ja już pójdę. - Zamknęła za sobą drzwi. Uspokoiłem się na myśl, że wróciła.
*Perspektywa Kiry*
Po spotkaniu na chwilę kłamcy położyłam się zmęczona spać. Obudziło mnie to, że miałam całą mokrą koszulkę od mleka. Cholera znowu muszę się przebrać. Od jakiegoś czasu ulewa mi się coraz częściej. Przebrałam koszulkę na czystą i poszłam do salonu. Wyłożyłam się na całej długości kanapy i włączyłam TV. -Posuniesz się?- Tony stał nade mną. -Jak muszę.- Przyznałam. -Jutro nas nie będzie, zostaniesz tylko ty, Nat i jelonek.- Popatrzył na mnie. - Macie misję?- Zapytałam nie patrząc na rozmówcę. - Tak jakby.- Pomasował sobie kark. - No to wszystko jakby co to wołaj jestem w warsztacie.- Wstał i poszedł. Przymknęłam oczy tracąc kontakt z rzeczywistością. - Czemu nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz?- Usłyszałam nad sobą. - Bo nie miałam okazji jak siedziałeś cały czas zamknięty w czterech ścianach.- Wiedziałam, że to Loki więc nie trudziłam się z otwieraniem oczu. Poczułam ugięcie sofy, usiadł obok. - Mogę ci się pożalić? - Zwróciłam się do ponuraka. Usłyszałam westchnięcie. Uznałam to za tak. - Bolą mnie cycki, ruszyć się nie mogę, ciągle chcę mi się sikać i chcę mi się jeść.- Skończyłam. Loki położył rękę na moje ramię. - Jedynie co mogę to pomasować co Cię boli.- Chwyciłam to co miałam pod ręką a to, że trafiło na poduszkę to nie moja sprawa i walnęłam bożka w twarz. Zaśmiałam się na widok upierzonej twarzy towarzysza. - Ładnie to tak!- Wykrzyczał i zaczął mnie łaskotać. Kiedy skończył z łzami w oczach spojrzałam na jego zielone oczy. - Dzięki.- Powiedziałam wycierając policzki. -Nie, to ja ci dziękuję.- Delikatny uśmiech wpełzł na jego twarz. - Mi? Za co?! - Zszokowało mnie to. - Za to, że jako jedyna nie traktujesz mnie jak potwora.- Utkwił wzrok w podłogę.- Bo nim nie jesteś.- Intensywnie wpatrywałam się w jego czarne jak pióra kruka włosy. - Okej bo robi się za ckliwie, zmieńmy temat.- Skierował swój wzrok na mnie.
Obudziłam się w swoim pokoju, przegadaliśmy pół nocy i chyba zasnęłam. Prawdopodobnie przyniósł mnie tutaj. Dziś miałam być tylko ja, Nat i Loki w wieży. Po porannej toalecie poszłam na śniadanie. Ostatnio często chodzę w długich spódnicach i sukienkach żeby było wygodniej. Przekroczyłam próg kuchni i poczułam piękny zapach gofrów. Wdowa stała przy kuchence a przy stole siedział kłamca. - Dla mnie 3 poproszę!- Zawołałam przysiadając obok bożka. - Tak jest!- Zasalutowała Natasza. - Hej.- Uśmiechnęłam się do przyjaciela, tak nazwałam go "przyjacielem" największego krętacza w całym wszechświecie. Loki posłał mi lekki uśmiech. Zjedliśmy razem śniadanie. - Muszę wyjść na chwile na zakupy niedługo będę.- Nat wzięła torebkę i wyszła. - Wiesz co? Znalazłem coś ciekawego w jednej z książek, przeczytałem ją kiedy Cię nie było.- Wstał i skierował się do pokoju. - Pokaże Ci!- Krzyknął idąc w stronę korytarza.
Stałam właśnie w kuchni gdy poczułam straszliwy ból pod brzuchem. Upadlam na kolana. - Loki! Loki, szybko!- Bóg przebiegł z książką w ręku. Ja trzymałam się za brzuch i nie mogłam oddychać. - Loki! Coś jest nie tak. - Wyjęczałam z trudem. - Dziecko! Ja rodzę.- Wydusiłam. - Jesteś pewna?- Stał jak wryty.- Oczywiście, że jestem pewna!- Wydyszałam.- Nie wiem, co się dzieje! Ja tylko... słodki Jezu! Loki, to potwornie boli!- Krzyknęłam.- Pomogę ci.- Ukląkł obok mnie. -Nie! Nie ruszaj mnie.- Wydyszałam. - Jarvis dzwoń po pomoc!-Krzyknął.- Przykro minie mogę spełnić Pana prośby, nie jesteś upoważniony. Z każdym oddechem starałam się zwalczyć ból, z trudem wymawiając kolejne słowa.-To bardzo boli. Boże, Loki, spraw, żeby przestało boleć!- Krzyknęłam. -Nie mogę, nie mam na tyle mocy!- Wydusił. Moja sukienka nasiąkła krwią, która drobnymi strużkami płynęła po podłodze. Jestem w siódmym miesiącu i nic nie mogę zrobić.-Powiedz mi, co mam robić, Kira. Mów mi co mam robić!- Zdenerwowany kłamca nie wiedział co robić. Zaczęłam szarpać ubrana, próbując zdjąć bieliznę. Loki uniósł moje biodra, jednak moje krzyki były coraz głośniejsze, a ja wiłam się to w jedną, to w drugą stronę. Poród był szybki i bożek patrzył jak dziecko wyłania się z mojego ciała.
*Perspektywa Lokiego*
Było ubrudzone krwią i żałośnie małe. Przychodziło na myśl lalkę którą wiedziałem w jednym ze sklepów w którym byłem z Kirą, pokrytą we krwi kobiety nieprzygotowanej na jego narodziny. Miało około stopy i ważyło tyle co torebka cukru. Nie poruszyło się i nie wydawało żadnych dźwięków. Trzymałem je w ramionach, rozdarty między zdumieniem i przerażeniem, nie wiedząc, co właściwie powinienem zrobić ani co powinienem czuć. - Daj mi ją!- Głos kobiet wyrwał mnie z zamyśleń. - Daj mi moje dziecko! Chcę ją potrzymać!- Wykrzyczała. - To był chłopiec.- szepnąłem, wręczając jeszcze ciepłe ciało dziecka.- Mały chłopiec.1232 słowa! Zaszalałam! I zapraszam do czytania dalej!
CZYTASZ
Fearless
FanfictionHistoria o miłości i walce o lepsze jutro. Kira a raczej Sigyn to nordycka bogini, która na swojej drodze spotyka pewnego oszusta. Czy powinna mu zaufać?