8 - nie, wcale nie szkoda

846 39 1
                                    

PIIIK PIIIK PIIIK

Ech, poniedziałek rano.. Jak ja nie lubie tego momentu kiedy muszę wstać.. Niechętnie przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Tradycyjnie pościeliłam łóżko i stanęłam przed szafą. Wybrałam szare leginsy oraz czarną koszulę. Nie było to zbyt ambitne, ale czego oczekiwać w poniedziałek rano. Powolnym krokiem ruszyłam do łazienki gdzie wykonałam poranną toaletę. Ubrałam się w wybrane ciuchy i pomalowałam się tak jak zawsze to robiłam. Popsikałam się jeszcze perfumami i wróciłam do pokoju. Miałam ogromną ochotę spowrotem położyć się do łóżka, ale za 20 minut muszę wyjść. Zabrałam torbę i zeszłam na dół. Położyłam moją torebkę w przedpokoju i weszłam do kuchni.

- Cześć siostra. - Jordi przywitał mnie buziakiem w policzek. - Chcesz tosty? - zaproponował.

- Pewnie. - zgodziłam się. To jedna z niewielu rzeczy jakie potrafi zrobić, więc trzeba to docenić. Jeju gdyby nie ja to on by umarł z głodu.

- Co dziś robisz po szkole? - wow, co się stało że o to pyta..

- Wrócę, zrobię pewnie sobie coś do jedzenia, potem odrobię lekcje i chwilę poczytam. A jak już skończę to umówiłam się z Denisem, że pójdziemy razem na siłownię. - oznajmiłam mu.

- Dobrze. - uśmiechnął się podając mi tosty.
- A Ty?

- Podjadę z Gerim w jedno miejsce, bo mamy kilka spraw do załatwienia. - poinformował mnie.

- Czy wy wszystko musicie załatwiać razem? - zdziwiłam się.

- Nie możemy bez siebie żyć. - wybuchł śmiechem. Zjadłam powolnie moje tosty i popiłam to herbatą.

- Jordi która godzina?

- 7;38 - odpowiedział spoglądając na zegarek na piekarniku.

- Dobra ja lece, do potem. - przytuliłam go i wyszłam do przedpokoju. Założyłam czarne trampki i zabierając torbę wyszłam przed dom.

- Siemka. - machnął mi Gerard wchodząc do mnie do domu.

- Cześć. - westchnęłam i wyszłam przed bramę. Czekał już tam na mnie Denis.

- Obiekt twoich westchnień właśnie wszedł do twojego domu. - zaśmiał się przytulając mnie na powitanie.

- Skreślę Cię z tego referatu, przysięgam. - zagroziłam mu.

- Dobra, już nic nie mówię. - podniósł ręce w geście obronnym.

- I git. Czym jedziemy? - zapytałam siadając na ławeczce.

- Akurat 124 jedzie. Możemy wsiąść. - odparł. Wstałam z ławki i wsiedliśmy do autobusu.

***

Mijała właśnie druga matematyka. Na szczęście dzisiaj już ostatnia lekcja. Byłam pare razy przy tablicy i coś z tej matmy zaczaiłam. Usłyszałam, że wibruje mi telefon w torbie. Wyciągnęłam go i ukryłam za piórnikiem.

NOWA WIADOMOŚĆ 📥
Jordi
✉Jordi: O której Ty kończysz?
✉Ja: O 12, a co?
✉Jordi: A o której będziesz w domu?
✉Ja: Jeśli zabiorę się z Rafcią to tak z 15 po
✉Jordi: Zrobiłabyś mi jakiś obiad?
✉Ja: Skoro ugotuję dla siebie to i dla Ciebie też.
✉Jordi: Dziękuje, będę jakoś przed 13
✉Ja: Okej

- O której na tą siłkę się wybieramy? - Denis zapytał cicho.

- Myślę, że tak około 17. - zadecydowałam.

- Dobrze. - uśmiechnął się. - Jedziemy z Rafą?

- Chciałabym, bo muszę ugotować obiad. - westchnęłam.

It ain't me. | gerard piqueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz