- Co? - zatrzymałam się. Spoglądałam na Brazylijczyka, który naprawdę nie dowierzał w to co się teraz dzieje. Ja za to nie dowierzam w jego słowa.
- Nie no nic, to już przecież nieważne - wzruszył ramionami.
- Ale kiedy on chciał mi się oświadczyć? - zapytałam.
- Mówił coś o tym dwa tygodnie temu. Nie wiedział jak to zrobić, a ja z Roberto podsuwaliśmy mu pomysły. Spotkaliśmy się jakoś we trzech na piwie - odpowiedział mi.
- Dobra, nie drążę tematu. Nie obchodzi mnie to - machnęłam ręką. Nakazałam chłopakowi aby wykonał rozgrzewające ćwiczenia i postanowiliśmy, że pójdziemy wcześniej na siłownię. Brazylijczyk aby rozluźnić atmosferę sypał dennymi sucharami. Mam słabe poczucie humoru, więc pewnie dlatego mnie śmieszyły.
- Co robią dziki w zamku? - zapytał, a ja musiałam się grubo zastanowić.
- Nie wiem, co? - odpowiedziałam otwierając drzwi od siłowni i wpuszczając tam Rafa.
- Penetrują lochy - odpowiedział, a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem. To było tak głupie, że aż śmieszne.
- Nie mogę już z tobą - mało co się nie zwijałam tam ze śmiechu. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się. Na siłowni była większa część drużyny. Chłopaki wraz z Gerardem spoglądali na mnie. Ja zignorowałam ich i poszłam na koniec sali.
- Czuję niezdrową atmosferę - szepnął Rafinha.
- Tak wyszło - wzruszyłam ramionami. Pokazałam mu ćwiczenia jakie musi wykonać, po czym obserwowałam jego pracę. Sądzę, że idzie mu coraz lepiej. - Idzie ci coraz lepiej. Nie zdziwię się jak za parę tygodni wrócisz na boisko - oznajmiłam, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak sądzisz? - zapytał uradowany.
- Tak, ale to zależy od wyników i oczywiście lekarzy - powiedziałam głośniej, na co trener zwrócił na mnie uwagę.
- Lecisz jutro z nami do Lyonu - oznajmił, a ja spojrzałam na niego wkurzona. Nie chcę z nimi nigdzie lecieć.
- Po co? Przecież jest lekarz - wskazałam na Johna. - A ja mam tutaj Rafcia pod opieką - poklepałam delikatnie Brazylijczyka po plecach.
- Ale potrzebuję pomocnika - wtrącił John. - Rafem zajmie się mój asystent, ma nieciekawą sytuację i musi pozostać na miejscu. Sprawy rodzinne - dodał.
- I akurat muszę nim być ja? - zapytałam.
- Tak, bo jesteś bardzo dobra. Jedziesz z nami i mnie to nie interesuję. Za wyjazd dostaniesz podwyżkę, a ona teraz ci się przyda - zarządził zdenerwowany. Wiedział jak mnie przekonać. Podwyżka była mi teraz bardzo potrzebna.
- Dobra, jadę - westchnęłam. - O której jutro być pod ośrodkiem? - zapytałam.
- Punkt siódma - oznajmił.
- Jasne - skinęłam głową. - Coś jeszcze? - spojrzałam wyczekująco na mojego przełożonego.
- Poprowadzisz trening regenerujący chłopaków za dwadzieścia minut - powiadomił mnie.
- Zwariowałeś - prychnęłam. - Ja tu jestem od kontuzji, nie od treningów - wywróciłam oczami.
- Zastępujesz dziś mnie, za to też dam ci premię - oznajmił.
- Nie chcę żadnej premii, wystarczy mi za wyjazd - odparłam. - Masz jakiś plan?
- Pełna improwizacja - wzruszył ramionami i uśmiechnął się cwaniacko.

CZYTASZ
It ain't me. | gerard pique
RomanceZazwyczaj to zaczyna się przypadkiem, patrzysz na mnie Jakoś ukradkiem i nieznacznie nic nie znaczysz dla mnie. It ain't me • 2017