33 - przepraszam, ale nie jestem na to gotowy

401 31 6
                                    

- Rozstać? Dlaczego? - usiadł ponownie na kanapie. Po jego minie można stwierdzić, że jest załamany. Cóż, przez większą część związku nie pokazywał takowego zainteresowania moją osobą. Sądzę, że to powinno być mu bez różnicy.

- Może i darzymy się prawdziwym uczuciem, ale to nie jest dla mnie odpowiedni czas na związek. Przepraszam, Gerard - chciałam pogłaskać go po ramieniu, ale od razu się odsunął.

 - Powiedz szczerze, poznałaś kogoś lepszego ode mnie? - zapytał trzymając ode mnie dystans.

- Nie, nie poznałam nikogo lepszego od ciebie. Nikogo nie poznałam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Po prostu w tym momencie jestem tym wszystkim zmęczona - dodałam.

- Więc to przez to, że zataiłem przed tobą prawdę - powiedział sam do siebie.

- Nie, jedynym powodem jestem ja. To ze mną jest problem i chcę go sama zwalczyć - oznajmiłam. - Zostańmy przyjaciółmi, proszę - dodałam.

 - przepraszam, ale nie jestem na to gotowy - odparł. Wstał i poszedł do sypialni, a ja ruszyłam za nim. Wyciągnął swoją czarną walizkę i zaczął się pakować. - Nie będę ci wchodził więcej w drogę, żegnaj - powiedział biorąc walizkę w dłoń. Oddał mi klucze i opuścił mieszkanie. Sądziłam, że zareaguje na to wszystko w inny sposób. A on po prostu zaakceptował to i wyszedł. Usiadłam na podłodze w przedpokoju i po prostu się rozpłakałam. Być może straciłam już na zawsze osobę, która była dla mnie odpowiednia.

...

Kolejne dni mijały mi dość spokojnie, poza wizytami chłopaków, którzy czekali na jakieś wyjaśnienia ode mnie. Jednak ja nie miałam ochoty z żadnym z nich rozmawiać, ponieważ to nie jest wcale ich sprawa. Poprosiłam o cztery dni wolnego w klubie. Dzięki temu mogłam odpocząć sobie psychicznie. Właśnie wychodziłam sobie z uniwersytetu, na którym miałam tylko dwie godziny. Powiadomiłam swojego szefa, że mogę dziś zjawić się w klubie i dojechałam autobusem równo na godzinę jedenastą. Akurat na jedenastą trzydzieści chłopcy mieli trening. Miałam nadzieję, że nie trafię na nich. Niestety, przed wejściem do ośrodka stali Andres, Luis, Leo, Gerard, Denis i Jordi. Westchnęłam tylko i ruszyłam po schodach.

- Cześć chłopaki - powiedziałam i odpowiedział mi każdy, poza oczywiście Gerardem.

- Jessica - zawołał za mną Andres, a ja wróciłam się do wejścia.

- Co jest? - zapytałam.

- Czy moglibyśmy porozmawiać? - zaproponował.

- To zależy o czym - stwierdziłam nawiązując kontakt wzrokowy z Gerardem. Wydaje mi się, że mało sypia. W sumie ja też. Gdyby nie tona tapety to też nie wyglądałabym ciekawie.

- Sprawy czysto zawodowe - oznajmił.

- W takim razie przyjdź do mojego gabinetu po treningu - poprosiłam.

- A co teraz będziesz robić? - zapytał Jordi.

- Umówiłam się na rehabilitację z Rafinhą, a później Philipe ma masaż - odpowiedziałam mu.

- My również musimy porozmawiać - stwierdził.

- Nie sądzę - odparłam i poszłam od razu do mojego gabinetu. Wyciągnęłam z szafki papiery i wzięłam się za ich wypełnianie.

- Rafinha pyta za ile będziesz gotowa - do gabinetu wszedł Sergi.

- Dokończę jeden dokument i zaraz do niego idę - oznajmiłam. - Coś jeszcze? - zapytałam, ponieważ Sergi stał i mi się przyglądał.

- Ile dziś spałaś? - zapytał.

- Wcale - wyznałam zgodnie z prawdą. - Sergi, daj mi spokój. Nie mam ochoty rozmawiać ani o Gerardzie, ani o mojej decyzji - zaznaczyłam.

- Ale ty i Gerard.. Ych, byliście taką śliczną parą - pokręcił głową.

- Byliśmy, ale to się skończyło. Akceptacja, Sergi. Akceptacja - odparłam. Schowałam wypełniany wcześniej dokument i zabierając kurtkę opuściłam swój gabinet. Roberto uczynił to samo i poszliśmy na boisko.

- O! Już jesteś! - krzyknął ucieszony Raf, kiedy podeszłam bliżej.

- Przepraszam, musiałam wypełnić jeden dokument - wyjaśniłam.

- Nie ma sprawy, nic się nie stało - zapewnił poklepując mnie po ramieniu. Zastanowiłam się chwilę jakie ćwiczenia mógłby wykonać, po czym w mojej głowie pojawił się cały plan treningowy.

- Poczekaj, Raf. Zapiszę sobie wszystko na kartce, a ty teraz zrób cztery okrążenia wokół chłopaków - poprosiłam wskazując na grupę mężczyzn.

- Jasne, blondyneczko - zaśmiał się i pobiegł w kierunku chłopaków, którzy się rozgrzewali.

...

Trening zakończył się pomyślnie dla obu stron. Oboje byliśmy zadowoleni z postępów rehabilitacji. Wróciłam do gabinetu i zasiadłam do papierkowej roboty. Pracę przerwało mi pukanie do drzwi. To pewnie Andres.

- Proszę - fuknęłam spod sterty papierów.

- Nie przeszkadzam? - usłyszałam głos Pique i nie wierzyłam własnym oczom. Byłam zaskoczona jego obecnością tutaj.

- Nie - westchnęłam odkładając długopis i ściągając okulary. - Coś się stało? Jest coś o czym chciałbyś ze mną porozmawiać? - zapytałam spoglądając na niego.

- Nic się nie stało - odparł. - A w sumie to...

Nie dane było mu dokończyć, ponieważ do gabinetu wbiegł Suarez.

- Sorry, ale Jess jesteś nam potrzebna - powiadomił mnie.

- To ja może przyjdę później? - zaproponował Pique, a ja wiem, że i tak by nie przyszedł.

- Nie, siedź tutaj - nakazałam. - Zaraz będę - dodałam wychodząc za Urugwajczykiem przed ośrodek. Wtedy przeżyłam szok i zalały mnie zimne poty.

It ain't me. | gerard piqueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz