31.

580 52 7
                                    

- Caroline!

Usłyszawszy swoje imię, powoli otworzyłam oczy - chociaż tak właściwie nie byłam tego pewna, ponieważ cały czas panowała ciemność.

- Caroline! - Tym razem usłyszałam je wyraźniej. Chciałam jakoś dać znak, że tam jestem, choć sama do końca nie pamiętałam, gdzie tak właściwie byłam.

Delikatnie przewróciłam się na drugi bok, a następnie podjęłam próbę podniesienia głowy. Jak się po chwili okazało, był to błąd, ponieważ poczułam okropny ból z tyłu czaszki.

- Caroline!

Dostrzegłam, że na ścianach są plamy jasnego światła. Najdelikatniej jak potrafiłam przekręciłam się aby dostrzec, skąd one dochodzą.

Domyśliłam się, że źródłem ich są najprawdopodobniej latarki trzymane przez zbliżające się do mnie postacie.

- Caroline! Nic ci nie jest? - Scott i Stiles podbiegli do mnie, a tuż za nimi dwóch policjantów. 

- Głowa mnie boli - mruknęłam, gdy pomagali mi wstać. - Gdzie jesteśmy? - Zapytałam po chwili dreptając, jak się domyślałam, ku wyjściu.

- W szkole - odparł niepewnie brunet. - Nie pamiętasz?

- Nie do końca - powiedziałam, jednak w mojej głowie zaczynało się powoli wszystko układać.

Noc w szkole. Uciekanie przed Alfą. Uderzenie w głowę. Czerwone ślepia nade mną.

Kiedy wydostaliśmy się na świeże powietrze poczułam się nieco lepiej.

- Jak się czujesz? - Jeden z ratowników medycznych do mnie podszedł widząc zapewne moją nieco skwaszoną minę.

- Boli mnie głowa - odpowiedziałam, a mężczyzna zaczął prowadzić mnie do ambulansu. Szybko złapałam moich przyjaciół za ręce i pociągnęłam ich za sobą. Ratownik posadził mnie na brzegu karetki, a następnie zaczął mnie oglądać. Ja starając się nie zwracać na niego uwagi, zapytałam chłopców: - Co z dziewczynami? I Jacksonem? Gdzie oni są?

- Są bezpieczni. - Stiles wskazał na trójkę siedzącą na ławeczce nieopodal.

- Pamiętasz, co ci się stało? - Mężczyzna zwrócił się do mnie nadal świecąc mi małą latareczką w oczy.

- Ktoś mnie czymś uderzył - odpowiedziałam, szybko mrugając. Światło mnie irytowało.

- Nie pamiętasz kto to był? - Nagle koło nas pojawił się szeryf. Ratownik schował swój przyrząd, więc odwróciłam wzrok na policjanta. -  Widziałaś jego twarz?

I wtedy przed moimi oczami znów pojawiła się bestia dysząca prosto w moją twarz.

- Nie, nie pamiętam. Byłam odwrócona.

- Ale myślisz, że to mógł być Derek Hale? - Zapytał, a ja zerknęłam na chłopaków, którzy swoimi minami dali mi do zrozumienia, jak mam odpowiedzieć.

- Tak, sądzę że to mógł być on.

- Na pewno? - Tym razem zwrócił się do moich przyjaciół.

- Tak, sami widzieliśmy - westchnął Scott.

- Co z dozorcą? - Wtrącił się Stiles, gdy jego ojciec już chciał odejść.

- Szukamy go.

-Sprawdziliście pod ławkami? - Wtrącił się McCall. Nie wiedziałam o czym mówią? Jakie ławki? I dlaczego tam miałby być dozorca?

- Rozsunęliśmy je tak, jak mówiłeś - odparł pan Stilinski, lekko wzdychając.

- Nie zmyślam.

- Wierzę - odpowiedział od razu szeryf, jednak brunet pokręcił głową na boki.

- Wcale nie. Patrzy pan z politowaniem. Chce mi pan uwierzyć, ale nie potrafi.

- Słuchaj, przeszukamy całą szkołę. Znajdziemy go, obiecuję. A teraz wybaczcie, ale muszę już iść - powiedział, po czym oddalił się w stronę reszty policjantów.

- O czym wy mówicie? - Szepnęłam, ponieważ niedaleko stał ratownik. - Co dozorca miałby robić na sali gimnastycznej? Mam na myśli co miałby robić między ławkami?

- Alfa go tam powiesił. Wiedział, że przyjdę po klucze. Chciał mnie chyba zabić, składając je z powrotem. - Wyjaśnił mi Scott.

 - A co było dalej?

- Koktajl nie zadziałał. Alfa zmusił mnie do przemiany... - Tutaj przerwał mu Stiles.

- Ale wyszliśmy z tego żywi. Przechytrzyliśmy go. Fajne uczucie, co nie?

- Przeszedł obok klasy. Myślisz, że nie wiedział, że tam jesteśmy? - Nie dowierzałam, że Stilinski tego nie rozumie.

- To dlaczego nas nie zabił? - Odparł, zakładając ręce na piersi.

- Chce, żebym był w jego stadzie - odezwał się Scott, a Stiles wyraźnie się zainteresował. Wyglądało na to, że tej części historii nie znał i on. - Ale najpierw muszę pozbyć się starego.

- Czyli?

- Allison, Jacksona, Lydii... Was - dodał, a mnie przeszedł dreszcz.

- Dlaczego mnie nie zabił? Przecież mógł to zrobić, byłam na wyciągnięcie ręki - stwierdziłam - a tylko pozbawił mnie przytomności.

- On nie chce nas zabić - mruknął Stilinski.

- Chce, żebym ja to zrobił - dokończył McCall. - Ale nie to jest najgorsze - dodał, a syn szeryfa wyrzucił ręce ku górze.

- Jakim cudem?!

- Kiedy się zmieniłem, sam tego chciałem - wyjaśnił brunet, a ja otworzyłam szeroko oczy. - Pragnąłem was zabić. Wszystkich. Wszystkich oprócz ciebie - zwrócił się w moją stronę, a ja zmarszczyłam brwi.

- Ale dlaczego? - Zdziwiłam się i tym samym przeraziłam.

- Musimy jechać - przerwał nam ratownik.

- W porządku - powiedziałam, po czym wstałam i odsunęłam się od pojazdu.

- Chwileczkę, jedziesz z nami - mężczyzna złapał mnie za ramię.

- Jak to? Przecież nic mi nie jest - odpowiedziałam, delikatnie próbując uwolnić kończynę.

- Musimy sprawdzić czy nie ma wstrząśnienia mózgu - wyjaśnił, a ja cicho jęknęłam. Nie chciałam jechać do szpitala, bo pewnie mama zaraz by się o tym dowiedziała.

- Czy to konieczne?

- To dla twojego zdrowia i bezpieczeństwa - mężczyzna trwał przy swoim, więc kiwnęłam głową. - Zobaczymy się jutro - zwróciłam się do moich przyjaciół. - I przekaż Allison, żeby do mnie zadzwoniła - poprosiłam Scotta, na co pokiwał głową. W końcu wsiadłam do ambulansu. Po chwili drzwi się zamknęły i ruszyliśmy w stronę szpitala.

<~>

Hello!

Mam nadzieję, że się cieszycie, iż rozdziały teraz pojawiają się dosyć często 😊

Jak może zauważyliście, rozdział ten nie ma tytułu. Powodem tego jest to, że w ogóle nie miałam pomysłu, chodź myślałam nad tym i myślałam.

Dlatego w końcu wymyśliłam, że jeśli macie pomysł na tytuł tego rozdziału, możecie go napisać w komentarzu, a ja w taką jakby "nagrodę" zadedykuję 'wybranej' osobie tę część opowieści.

Tak więc jeśli macie ochotę mi pomóc, to piszcie śmiało swoje pomysły 😚

Miłego poniedziałku,

MClarissaM

Pełnia // Teen Wolf Where stories live. Discover now