Trzeba działać

101 3 0
                                    


Okej,to było mocne,ale to właśnie czułem w tym momencie.Byłem wściekły i nie zamierzałem się pogodzić z tym,że ona je zabije.Nie zamierzałem nawet do tego dopuścić.Nie chcę go stracić.Chcę być jego ojcem.To tak jakby już urodziła i postanowiła wyrzucić je do śmietnika.To jest nieludzkie!One mają prawo żyć.Każdy ma do tego prawo,a ona chce pozbawić tego naszego dziecka!Stała się samolubna.To co ją spotkało,wpłynęło na jej zmianę,ale nie może myśleć tylko o sobie.Wiem,że się tego wszystkiego boi,że nie da sobie rady,że będzie musiała wyrzec się młodości,ale nie będzie sama.Ma mnie,tego swojego,tatę,moją mamę,przyjaciół,Olgę,całą rodzinę!Czemu tak tchórzy?Czemu nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny?
Ale wiedziałem kto na nią wpłynie i musiałem ją do niej zabrać.Ona nie może zabić mojego dziecka.Pieprzyć zajęcia.Mogę oblać cały przedmiot,ale ona nie może usunąć.
Wziąłem prysznic,starając się wykonać wszystko jak najszybciej.Zimna woda musiała mnie uspokoić i robiła to,ale bardzo powoli.Pierwszy raz w życiu chyba podniosła mi tak ciśnienie,że czułem pulsowanie w skroniach.Nigdy mnie tak nie wkurwiła!I będzie tego żałować.Obiecuję.
Ogoliłem się i ogarnąłem do końca.Wyszedłem z łazienki tylko w ręczniku,bo nie wziąłem ze sobą ubrań.Komoda nadal leżała na ziemi,ale rzeczy które z niej wypadły,bądź spadły,leżały na łóżku starannie ułożone.A przy nich siedziała Ola,która płakała.Chociaż,kiedy wszedłem od razu otarła policzki i nawet na mnie nie spojrzała.Wgapiała się w ścianę naprzeciwko ściany wypełnionej regałami.Na tamtej,na którą patrzyła wisiał tylko obrazek i część ściany była przeszklona.
Było mi jej żal,bo nienawidzę,kiedy płacze.Miałem ochotę do niej podejść,przytulić ją i porozmawiać,ale nie mogłem być tak uległy.Musiałem pokazać jej twardo swoje zasady.Inaczej owionęłaby mnie sobie wokół palca i usunęła dziecko.A teraz to na nim bardziej mi zależało.
Bez słowa podszedłem do szafy wbudowanej w ścianę z regałami.Wyjąłem z niej biały sweter i zwykłe jeansy.Położyłem je na brzegu łóżka i podszedłem do komody.Podniosłem ją bez problemu i ustawiłem na miejscu.Zacząłem wkładać rzeczy do szuflady i wygrzebałem bokserki.
Wchodziłem do łazienki,ale wtedy Ola wyszła z pokoju.
-Pójdę już.-Oznajmiła,trzymając ręką pasek od torebki,która wisiała na przedramieniu drugiej ręki.
-Zaczekaj chwilę.-Odpowiedziałem,spoglądając na nią.
Jezu,czemu ona miała postać tak niewinnej i cholernie zranionej?Była winna,ale jej wyraz twarzy mówił co innego,a ja się pod nim uginałem i miałem ochotę ją przytulać do końca życia.Być z nią i wychowywać nasze dziecko.Była wcielonym złem,'femme fatale'.Że też i ja musiałem ją pokochać?Miała dwa różne oblicza,a ja kochałem oba.
-Muszę jechać na zajęcia.-Wytłumaczyła,kiedy wyszedłem z toalety
-Zawiozę cię.-Nie zamierzałem jej zawozić na żadne pieprzone zajęcia.Nie dziś.Najpierw ważniejsze.
-Jestem samochodem
-Musimy porozmawiać,nie sądzisz?-Zacząłem z innej strony.Jeśli nie tak,to inaczej musiałem ją przekonać.

Schowałem na razie złość do kieszeni,bo to że będę na nią wrzeszczał do niczego nie zaprowadzi.Wtedy jeszcze bardziej będzie chciała to zrobić.
-Nie.-Pokręciła głową.Nadal miała załzawione oczy,ale prawie nie płakała.Chociaż wiem,że to wszystko jest dla niej trudne.Dla mnie też,ale nie zrezygnuję z tego,co robię.Mogę wtedy za dużo stracić.
-A ja sądzę,że mamy.-Odpowiedziałem,opierając się plecami o blat wyspy kuchennej.Stała z boku,nie zmieniając pozycji.-Naprawdę chcesz,żeby to tak było?Żebym się na ciebie wściekał i cię nienawidził za to,że zrobiłaś krzywdę naszemu dziecku?
-Ono nie jest twoje.-Powiedziała cicho,kierując wzrok ku górze.Nawet Bóg jej tutaj nie pomoże.
-Nie wierzę ci.-Pokręciłem głową.-Nie uwierzę,że to stało się przypadkiem,że akurat po nocy spędzonej ze mną okazało się,że jesteś w ciąży i to jeszcze wszystko wskazuje na to,że to był bardzo krótki odstęp czasu.Przypadki nie istnieją.-Splotłem ręce piersi.-To dziecko jest twoje.-Przyznałem jej rację.-Ale ono jest także moje.Mam takie sama prawa do niego jak ty.-Podszedłem do niej na niebezpieczną odległość.Ale dla kogo niebezpieczną?Chyba tylko dla naszych umysłów,że któremuś odbije i będzie próbował pocałować drugie.I zapewne byłbym to ja,bo tylko mój mózg jest skończonym kretynem.Ona jest zbyt rozsądna.
-Olek,nie utrudniaj tego.-Powiedziała cicho.
-Czego mam nie utrudniać?Tego,że próbujesz mi wcisnąć kit,że to nie moje dziecko?Nie jestem,aż takim idiotą.Wiem doskonale,że to moje dziecko,a ty za wszelką cenę chcesz wmówić nawet sobie,że to dziecko Rusha.
Pokręciła głową w geście zaprzeczenia.
-Zobaczysz,że za miesiąc będzie na mnie reagować tak samo jak ty.Natomiast przed twoim narzeczonym będzie chciało uciec,bo wie kim jest jego ojciec.-Mówiłem opanowany i starałem się nie denerwować,co nie było łatwe.Znałem prawdę,a ona próbowała mnie w beznadziejny sposób okłamać.
-Ono nie będzie reagować na nikogo.-Znowu powiedziała jeden z tych tekstów,który doprowadzał mnie do furii.
Nie mogę czekać.Musi z nią porozmawiać.Może Olka coś zrozumie,coś do niej dotrze i jestem prawie przekonany,że zmieni zdanie.
-Chodź.-Bez zastanowienia złapałem ją za rękę i pociągnąłem do wyjścia.Wolną dłonią zgarnąłem portfel,klucze i telefon,i kurtkę z wieszaka.
-Dokąd?-Spytała trochę przestraszona tym dokąd mogę ją zabrać.Ale to nie było złe miejsce.Tam mogło się tylko wszystko naprawić.
-Zaufaj mi.-Powiedziałem,zatrzymując się.Stanąłem przed nią.-Nie zrobię ci krzywdy,gdyby nie to,że jesteś w ciąży już wcześniej zrobiłbym z tobą porządek,ale nie zamierzam cię denerwować.
-Teraz będziesz taki przez te 2 tygodnie?-Wywróciła oczami.
-Nie.Będę taki przez kolejne 6 miesięcy.-Nawet nie dopuszczałem do siebie myśli,że ten maluszek pożyje 2 tygodnie.Ja chcę je zobaczyć na świecie,nie na jakichś wydrukach z USG.Chcę go chociaż przez chwilę mieć w ramionach.-Chodźmy.-Wyszedłem na korytarz,trzymając jej rękę.Zamknąłem drzwi i zeszliśmy na dół.
-Za półtorej godziny zaczynają mi się zajęcia.Zdążymy?

Nie kocham Cię już!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz