Dean
Po udanym seksie włączyliśmy sobie X-Menów. Oglądaliśmy właśnie jak Logan rozwalał jakiegoś gościa. Widziałem to już milion razy dlatego zacząłem się bawić palcami niebieskookiego. Jego kącik ust drgnął lekko ku górze i po chwili przeniósł na mnie wzrok. Patrzyłem chwilę na niego, po czym zapytałem.
-Nie przeszkadza Ci, że... No wiesz, jesteś zawsze na dole?- patrzył dalej na mnie, a moje serce przyspieszyło. W końcu pokiwał przecząco głową i mruknął.
-Przeszkadza mi, że ktoś Ci zrobił taką krzywdę siedem lat temu.
-Chciałbym żebyś też... No... Też mógł czerpać satysfakcję w ten drugi sposób- moje policzki zrobiły się czerwone, a ja spuściłem wzrok. Czułem się jak idiota.
-Moja rola też jest całkiem przyjemna- uśmiechnął się delikatnie, jadąc opuszkami palców po wierzchniej stronie mojej dłoni. Nie wyobrażałem sobie czerpania przyjemności z bycia zdominowanym. Od razu przeszedł mnie dreszcz, a do pamięci wróciło wstrętne cielsko Bartłomieja, przyciskające mnie do zimnej podłogi w więzieniu.
-Poza tym- dodał Cas po chwili.- nie ma nic lepszego niż świadomość, że tobie jest dobrze- położyłem głowę na jego ramieniu, a od oparł na mnie policzek i tak dalej oglądaliśmy film. Kochałem tego gnojka tak bardzo, że aż mnie to przerażało.
*******
Film leciał w najlepsze ale mi się zrobiło dziwnie zimno. Zerknąłem w bok tam gdzie powinien siedzieć Cas ale go nie było. Wróciłem wzrokiem do ekranu ale ku mojemu zaskoczeniu on też zniknął. Zerwałem się z łóżka, notując że jestem w celi. Moje serce natychmiast zaczęło się tłuc w klatkę piersiową jakby chciało ewakuować się z mojego ciała poprzez rozwalenie mi mostka i wyskoczenie na samego Marsa. Podszedłem do zamka i gdy tylko dotknąłem krat drzwi ustąpiły z przeciągłym skrzypnięciem. Niewiele myśląc ruszyłem w stronę wyjścia. Korytarze były ciemne, a cele puste. Wtedy usłyszałem cichy śpiew i zobaczyłem, że w jednej z cel siedzi Śmierć. Mimo, że raz w życiu z nim rozmawiałem to zapamiętałem go bardzo dobrze. On mi zdradził co się stało z rodziną Casa. Nigdy niebieskookiemu o tym nie powiedziałem. Po bitwie działo się zbyt dużo, a później, za każdym razem kiedy zbierałem się na odwagę, patrząc na szczęśliwe iskierki w jego oczach, nie potrafiłem ich zgasić. Ze Śmiercią nie wiem co się stało. Po bitwie zaginął. Pewnie ktoś go zabił.-Śmierć! Co tu się dzieje?- dopadłem do jego krat, a on nawet nie zwrócił w moją stronę głowy, jedynie dalej cicho śpiewał, kiwając się w tył i przód. Postanowiłem się wsłuchać w sens słów utworu.
Hej, po bitwie jasny promień
zginie przez zawiści płomień
Hej, ucierpi wiele dusz
no bo chciałeś zmian i już
Przez to stracą bardzo wiele
twoi bliscy, przyjaciele
Hej, przed wami wiele burz
a tu po mnie tylko kurz
Klęska się rozlegnie wszędzie
Dean Winchester martwy będzie.
Ostatni wers wyśpiewał, patrząc na mnie pustymi oczami. Po moich plecach spłynął zimny pot. Śmierć zwrócony był w moją stronę. Wyglądało jakby nie miał oczu. Instynktownie zacząłem uciekać przed siebie. Nic nie widziałem, wpadłem na kogoś wrzeszcząc z przerażenia.
-Wolałbym, żebyś krzyczał moje imię- usłyszałem obrzydliwy głos Bartłomieja i nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem nic zrobić, a on się zaczął do mnie dobierać. Zacząłem wrzeszczeć jak opętany i wtedy ktoś mnie obudził. Spojrzałem zdezorientowany na osobę obok. To był Cas. Mój oddech przypominał oddech gruźlika na maratonie, moje ręce drżały, a ja byłem cały spocony.
CZYTASZ
Tysiąclecie apokalipsy cz.2 ~ Miasto Ocalałych (Destiel)
FanficDean, Sam, Cas, Charlie, Chuck, Gabriel, Meg, Jo, Bobby, Ellen, Crowley i inni żyją w świecie o który walczyli. Mają spokojne życie, które próbują sobie ułożyć po ciężkich doświadczeniach. Każdego dnia wkładają mnóstwo pracy w to aby Kansas zakwitło...