XL. Nie wiem.

130 22 1
                                    

Zamknąłem za sobą wrota  wziąłem głębszy oddech. Włączyłem Chipa.

-Cas, gdzie jesteś?- zapytałem, a ten mi odpowiedział szybko.

-Pod domem Gabriela, idź po Sama i Chucka. Widzimy się w laboratorium- rozłączyłem się i zacząłem biec w stronę swojego starego domu. Jo najpewniej siedziała w szpitalu, przy łóżku Charlie ale z obstawą zwiadowców była bezpieczna. Obróciłem się przez ramię, patrząc jak nasz dom zajął się ogniem. Ludzie czekali aż zadymi się w środku, a ja i niebieskooki wybiegniemy frontowymi drzwiami. Dobrze, że Cas zrobił stamtąd tajne wyjście piwnicą. Na początku uważałem jego przezorność za zabawną ale teraz dziękowałem za nią bogu.  Dobiegłem pod drzwi i czym prędzej zacząłem natarczywie naciskać dzwonek. Otworzył mi zaspany Chuck.

-Zbieramy się do laboratorium- rzuciłem szybko i wpadłem do środka. Zobaczyłem też Sama i mruknąłem.

-Najpotrzebniejsze rzeczy weźcie i jazda!- wyjrzałem przez okno. Widząc, że nie żartuję czym prędzej się zebrali. Spod stołu wyjąłem swój stary pistolet. Już miałem wyjść frontowymi drzwiami, kiedy zobaczyłem kilka osób w kapturach, zmierzających w tą stronę. Zamknąłem drzwi modląc się w duchu żeby tego nie zauważyli.

-Musimy wyjść oknem z drugiej strony- rzuciłem i pobiegłem do salonu. Otworzyłem okno i popędziłem Chucka i Sama. Jakoś wyleźli ale Chuck jak zawsze przy wychodzeniu przez okna mało nie narobił w gacie. Ja nie wiem dlaczego akurat z nim kiedyś wykradałem podręcznik zwiadowców. Łapiąc się rynny po chwili do nich dołączyłem. Ruszyliśmy biegiem. Odbezpieczyłem broń i prowadziłem do miejsca docelowego rozglądając się z niepokojem. Dopadliśmy do drzwi wejściowych, a projektant broni od razu połączył się Chipem i zaczął wpisywać kody dostępu. Wtedy dobiegli do nas Cas z Meg i Gabrielem, który trzymał zdezorientowaną Mary na rękach. W końcu weszliśmy do środka, a Chuck włączył wszystkie możliwe zabezpieczenia i system alarmowy. Usiedliśmy w jego gabinecie łapiąc oddechy.

-Czy ktoś mi kurwa wyjaśni co to ma być?!- rzucił rozdrażniony Gabriel, a ja spojrzałem na niebieskookiego.

-Za chwilę. Najpierw Chuck od razu odpal maszyny, wspominałeś że masz coś co bardzo mocno spowalnia mutację. Zacznij to syntezować.

-Ale to nie sprawdzone...- kumpel zaczął protestować ale widząc wzrok Castiela natychmiast zamilkł i wziął się za to o co prosił. Meg wzięła Mary od męża i położyła ją na miękkiej kanapie, na której zakładałem, że projektant broni niekiedy był zmuszony spać gdy pracował po nocach. 

-Dlaczego nie wezwaliśmy zwiadowców? I gdzie Bergil?- zapytałem, a niebieskooki od niechcenia spojrzał na mnie ale zaczął mówić.

-Kiedy załatwiałeś sprawę z Taurusem ja przyjrzałem się tłumowi z na tyle bliskiej odległości, żeby dojrzeć kilka znajomych mi twarzy z sekcji zwiadowców. Nie wiesz komu możesz ufać.

-To co z Charile?!- zapytał Sam, a ja go uspokoiłem.

-Dzisiaj pilnuje go Jack i Lisa. Im ufam- na moje słowa niebieskooki się skrzywił ale nie skomentował tego.

-Bergila wysłałem do kryjówki zaraz po tym jak zgarnąłem Gabe'a, Meg i Marry- Spojrzał na naszych zdezorientowanych przyjaciół i zaczął po kolei wyjaśniać co się wydarzyło. Usiadłem koło śpiącej Mary i przyglądałem się jak spokojnie oddycha. Zazdrościłem jej błogiej nieświadomości. Niebieskooki w tym czasie wyjaśniał pozostałym co zaszło. Zacząłem uważniej słuchać gdy na mnie spojrzał i zaczął objaśniać co dalej zrobimy. 

-Musimy się dostać do Charlie i jej podać to co spowolni mutację. Na najbliższe dni uciekniemy za mur ale będziemy wszystko uważnie śledzić. Musimy się dowiedzieć kto stoi za tymi napadami na nas bo tak zorganizowana grupa bez dowodzącego nie miałaby szans. Chuck będzie pracował nad lekiem na cofnięcie mutacji.  W jednej z kryjówek mam stary sprzęt z laboratorium. Syntezowałem nim różnego rodzaju surowice i odtrutki. Wiem, że to się nie umywa do tego co masz tu ale chwilowo nie ma wyjścia. Jeżeli zwiadowcy zostali skorumpowani to jesteśmy z niczym. Musimy się dowiedzieć jak zła jest sytuacja i do tego użyjemy tych twoich dzieciaków- Cas spojrzał na mnie a ja jedynie kiwnąłem głową.

-Spowalniacz gotowy- mruknął Chuck i podał nam niewielką fiolkę z niebieskim płynem.
-Idę- rzuciłem i wziąłem od niego lek.
-Razem ze mną- wtrącił Gabriel zanim ktokolwiek zdążył mrugnąć.
-Zostań z Mary...- zacząłem protestować ale przerwał mi Cas.
-Niech idzie z tobą, ja przygotuję naszą trasę ucieczki. Musimy zabrać trochę prowiantu i najważniejsze odczynniki, żeby Chuck miał na czym pracować- w momencie w którym Cas już rozdzielił co kto robił byłem na przegranej pozycji. Westchnąłem i kiwnąłem głową. Ruszyliśmy do tylnego wyjścia. Wyszedłem pierwszy, przeładowując broń. Zerknąłem na kumpla a ten wyciągnął swój pistolet i przeładował go w teatralnym geście.
-Najpierw strzelaj, potem pytaj- powiedział jak jakiś jebany Antonio Banderas, a ja przewróciłem oczami i warknąłem.
-Serio teraz Ci się na żarty zbiera?
-Sorry, gdy się stresuję to tak mam- wzruszył ramionami. Westchnąłem po raz kolejny i nie komentując pobiegłem pod następny budynek. Przywarliśmy plecami do ściany. Za pozorną ciszą panowało zamieszanie. Od czasu do czasu ktoś przebiegł. Gdzieś szli zakapturzeni ludzie. Na obrzeżach z reguły takiego ruchu nie było. Szukali nas. Przemknęliśmy w okolice szpitala. Tu ruch był nieco większy. Spojrzałem na przyjaciela i mruknąłem.
-Załóż czapkę na głowę- posłusznie wykonał polecenie, a ja umazałem twarz w piachu. Miałem nadzieję, że tyle wystarczy pod osłoną nocy.
-Weź mnie pod ramię. Udawaj że idziemy z imprezy i przewróciłem się robiąc coś sobie w nogę.
-Spoko, mam umiejętności aktorskie- powiedział zadowolony, a ja westchnąłem.
-No właśnie ich się obawiam- nie dyskutując dalej ruszyliśmy. Opierałem się o niego i gdy ktoś przechodził za blisko nas zaczynałem coś mamrotać, a Gabe mi coś odpowiadał. Przechodnie od razu odpuszczali i szli dalej. Nawet kilka osób w kapturach nie zwróciło uwagi. W końcu nie szukali jakiś imprezowiczów, a samego prezydenta tego miasta. Już myśleliśmy, że przejdziemy kiedy któryś z nich nas zaczepił.
-Hej, a wy to nie przypadkiem...- zaczął, zagradzając nam drogę ale Gabe mu przerwał.
-Tak, to my gwiazdy Rocka! Kotku daj mi gitarę a zobaczysz co to orgazm- po ostatnim słowie zdzielił rękojeścią pistoletu go w głowę, tak że stracił przytomność.
-Serio kurwa?- zapytałem patrząc na niego, a on warknął.
-Pomóż mi go zaciągnąć za śmietnik, a nie się głupio przyglądaj- rozejrzałem się i czym prędzej zaholowałem nieprzytomnego za kontener. Byliśmy przy samym szpitalu dlatego nie zastanawiając się za dużo wbiegliśmy tylnym wejściem. W środku mimo późnej godziny był chaos. Dużo ludzi się zgłosiło na badania. To nie wróżyło nic dobrego. Przemknęliśmy przez zatłoczone korytarze w miarę nie zauważeni. Dotarliśmy pod salę, a tam Jack od razu wziął nas na muszkę. Podniosłem ręce w obronnym geście i mruknąłem.
-Spokojnie. To my.
-Ktoś tu próbował już wejść- rzuciła Lisa i wyraźnie roztrzęsioną przytuliła się na powitanie. Poklepałem ją po plecach i rzuciłem.
-Co tu się dzieje?
-Nie wiemy. Ty zniknąłeś. W sekcji jest totalny harmider. Jesteś poszukiwany w celu wyjaśnienia czegoś ale nie mamy pojęcia kto wydał taki rozkaz, jeżeli to nie był Gabriel ani Crowey. Do tego część zwiadowców dosłownie jest wściekła o te mutacje i zrzucili to na was. Cholera prawie mnie i Jacka pobili gdy zaczęliśmy się z nimi kłócić- w jej oczach zalśniły łzy. Starłem je wierzchem dłoni i rzuciłem uspokajająco.
-Nie pobiliby was. Bijecie się najlepiej z wszystkich kadetów.
-To nie tylko kadeci- mruknął Jack, a do mnie zaczynała docierać powaga sytuacji. Zacisnąłem zęby i westchnąłem.
-Wiecie komu mniej więcej ufać?
-Jesteśmy pewni jednej, może dwóch osób- chłopak nadal był jak zbity pies, Gabriel się wtrącił.
-Tyle wystarczy. Nie wychylajcie nosa. Nie brońcie nas. Możecie nawet przytakiwać lub wygadywać głupoty na nas ale macie się nie narażać. Na zmianę z tymi zaufanymi osobami pilnujcie Charlie dobra? Plus musicie się dowiedzieć kto stoi za tym wszystkim i jak będą wyglądać nastroje wśród zwiadowców. Macie- przerwał na moment wyciągając chipy barwy smoły.- to są szyfrujące chipy. Używać ich można maksymalnie trzy minuty dziennie. Z nich będziecie nam meldować- skończył, a ja spojrzałem na ich zdziwione miny.
-Będziecie w stanie to zrobić?- zapytałem łagodnie, a oni pokiwali zgodnie głowami i wzięli nadajniki.
-Musimy coś podać Charlie, wpuścicie nas?- dodałem po chwili, a oni się odsunęli od wejścia. Wszedłem do sali z Gabe'm i wyciągnąłem fiolkę.
-Jesteś pewien, że jej tym nie zabijemy?- zapytałem ledwo panując nad drżeniem rąk.
-Nie wiem. Nie mamy zbytnio innych opcji. Inhibitor powinien wystarczyć na dwa tygodnie, jeżeli jej go nie damy to możemy nie mieć jej później jak uratować- nic na to nie powiedziałem. Jedynie, zaciskając zęby jeszcze mocniej odkręciłem wieczko od kroplówki pod którą była podpięta i wlałem niebieską substancję.
-Trzymaj się Char- rzuciłem patrząc jak niebieska substancja płynie plastikowym przewodem w kierunku jej żył. Im bliżej wkłucia w jej nadgarstku była tym moje serce przyspieszało bicie. Obyśmy się nie mylili co do działania wynalazku Chucka.

Tysiąclecie apokalipsy cz.2 ~ Miasto Ocalałych (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz