III. Nie czekaj z kolacją.

213 31 1
                                    

Dean

Zerwałem się rano, patrząc na zegarek. Zaspaliśmy. Nici z wypróbowania prezentu Castiela przed pracą. Szybko wstałem, wyszykowałem się i zostawiłem śpiącego bruneta samego. W drodze otworzyłem niesłużbowy chip i zobaczyłem, że mam nieodebraną wiadomość od Crowley'a.

Musimy pogadać, i to szybko.

Zestresowałem się i natychmiast wybrałem do niego numer ale nie odbierał. Westchnąłem i postanowiłem, że jeżeli nie dobiję się do niego w czasie pracy to pojadę dzisiaj w nocy do Nowego Jorku. Już prawie byłem na miejscu, dlatego schowałem chipa i otwierając z hukiem drzwi spojrzałem na zgromadzonych. Kadeci natychmiast stanęli na baczność. Kiwnąłem głową, żeby spoczęli i rzuciłem.

-Dzisiaj zajęcia na torze- usłyszałem kilka cichych westchnięć, więc przerwałem wędrówkę w stronę miejsca ćwiczeń, obróciłem się do nich przodem i unosząc jedną brew ostro zapytałem.

-Jakiś kurwa problem?

-Nie, Sir!- pospiesznie odpowiedzieli, na co jedynie mruknąłem.

-Macie szczęście- może mieli mnie za chuja ale jeżeli kiedyś mieli być dobrymi żołnierzami to nie mogłem się z nimi cackać. Dotarliśmy na pole ćwiczeń gdzie ustawili się w szeregu, a ja krzyknąłem.

-Dwadzieścia pompek! Jeżeli usłyszę jeszcze raz, że wzdychacie jak jakieś panienki to podwoję stawkę- zaczęli równo pompować i wstając otrzepywali ręce z piachu.

-Jeszcze raz dwadzieścia pompek!- powiedziałem, kryjąc rozbawienie.

-Dlaczego Sir?- zapytał jeden z żołnierzy, a ja odpowiedziałem.

-No klaskaliście, więc chyba się wam podobało- posłusznie zaczęli wykonywać rozkaz, a po wykonanym ćwiczeniu uważali, żeby nie otrzepywać dłoni. Pamiętam jak Bobby kiedyś zrobił ten numer naszej drużynie koszykarskiej. Miło było zrobić go komuś innemu. Na rozgrzewce dałem im wycisk, biegali za mną. Później kazałem im wziąć obciążenie dwadzieścia pięć kilo. Przypięliśmy je sobie do pleców i w ten sposób zasuwaliśmy kolejne trzy kilometry. Dalej kazałem im zrobić po pięćdziesiąt podciągnięć na drążku. Gdy skończyliśmy czułem jak nawet moje mięśnie miały dość. Kadeci pewnie ledwo żyli. Ruszyliśmy na tor, a ja zacząłem im wyjaśniać co ich czeka.

-Waszym zadaniem będzie przejść tor przeszkód, włączając w to czołganie się przez koszary, wspinaczkę na ścianę i zeskok oraz wejście na piętro po linie. W każdej chwili mogą wyskoczyć na was tarcze, które są waszymi przeciwnikami, więc będziecie musieli mieć pod ręką broń. Macie nie więcej niż pięć sekund na zestrzelenie obiektu, co i tak jest długą normą. Wszystko jasne?

-Tak jest sir!- krzyknęli chórem, a ja dodałem.

-Patrzcie jak to robić i zapamiętajcie trasę- po tym włączyłem program, żeby w danym czasie przy czujnikach ruchu wyskakiwały losowo tarcze. Na torze było ich mnóstwo ale program wybierał tylko niektóre. Ruszyłem biegiem przez opony, trzymając dłoń na kaburze. Zeskakiwałem z przeszkody, kiedy kątem oka zauważyłem ruch po prawej stronie. Wyciągnąłem pistolet i w locie go przeładowując wystrzeliłem. Nie musiałem celować, żeby i tak trafić w środek tarczy. Uśmiechając się pod nosem ruszyłem dalej. Z rozbiegu wskoczyłem na ścianę, uważając na naładowaną broń w mojej dłoni. W momencie kiedy szykowałem się do zeskoku wyskoczyła kolejna tarcza. Wylosowałem chyba najtrudniejszy zestaw, bo tarcze łapały mnie w momentach kiedy celowanie do nich było bardzo utrudnione. Lecąc już w dół, zamiast patrzeć na co spadam to zestrzeliłem obiekt. Wylądowałem odrobinę krzywo, marszcząc się kiedy kontuzjowana za czasów mojego grania w koszykówkę kostka odezwała się. Mimo nieprzyjemnego ukłucia biegłem dalej. Tu usłyszałem kliknięcie i już nastawiłem pistolet kiedy zrozumiałem, że leci we mnie pocisk, który imitował krążek, przypominający płytę CD z dawnych czasów. Padłem na ziemię w ostatniej chwili, robiąc przewrót w przód. Biegłem dalej i zestrzeliłem po drodze jeszcze kilka tarcz. Dopadłem do liny i zacząłem się wspinać. Dotarłem na szczyt, rozglądając się. Zobaczyłem na dole tarczę i wycelowałem. Zajęło mi to sekundę dłużej ze względu na znaczną odległość ale strzał był celny. W sam środek. Spuściłem się po linie w dół i omijając jeszcze kilka, drobniejszych przeszkód dotarłem do końca trasy. Przystanąłem na chwilę, łapiąc oddech. Zerknąłem na podopiecznych, będących pod wrażeniem. 

Tysiąclecie apokalipsy cz.2 ~ Miasto Ocalałych (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz