Muzyka głośno grała. Siedzieliśmy w loży i rozmawialiśmy przy drinkach, które zamówił Gabriel. Sam właśnie opowiadał jak wypadł z gołą dupą z szatni przed Gen, później Charlie opowiedziała kilka historii ze szpitala. Każdy miał mnóstwo do opowiedzenia. Chłonąłem wszystko jak gąbka, dawno nie rozmawialiśmy tak beztrosko, a humoru całej konwersacji nadały kolorowe drinki od Gabe'a. Kiedy oczywiście ten ostatni zaczął spierać się z Chuckiem na salę wszedł Crowley. Pomachaliśmy do niego. Gabriel uściskał go pierwszy i podał szklankę z szkocką "dla najlepszych mentorów". Później uściskał mnie i podszedł do Casa.
-Uważajcie na gnidę, która ze mną przyjechała. Siedzi przy barze- wskazał palcem na Lucyfera, Chuck zmarszczył brwi. Gabriel zamyślił, ja zaśmiałem dzięki czemu zasłużyłem sobie na karcące spojrzenie mentora. Rozmowy trwały dalej, a my byliśmy coraz bardziej rozbawieni. Zerknąłem w stronę pozostałych stolików, żeby zobaczyć jak się bawią kadeci. Muzyka zaczęła być bardziej kusząca. Spojrzeliśmy z Gabrielem na siebie znacząco. On wziął Meg, ja Casa. Charlie i Jo też wstały z miejsc chcąc z nami iść. Spojrzałem pytająco na resztę ale Crowley i Chuck stwierdzili, że są zbyt na to trzeźwi, a Sam i Gen powiedzieli, że później do nas dołączą. Przechodziliśmy obok stolika gdzie Kevin, Benny i Rowena siedzieli i coś do siebie mówili po cichu.
-Benny!- krzyknąłem i go uścisnąłem. Zaraz później przygarnąłem do siebie Kevina, a Rowena z pełną powagą podała mi dłoń i mruknęła.
-Miło Cię widzieć kolego uśmiechniętego. Podczas szkolenia raczej Ci się to nie zdarzało- mruknęła, a ja pokiwałem głową po czym zwróciłem się do nich.
-Chodźcie do nas do loży albo na parkiet- zerknąłem na zniecierpliwionego Casa i resztę przyjaciół czekających na mnie.
-A teraz wybaczcie. Parkiet wzywa- zaśmiałem się i podbiegłem do niebieskookiego całując go w czoło.
-Jak się czujesz?- zapytałem, a on wzruszył ramionami.
-Pijany- mruknął, uśmiechając się. DJ puścił remiks Deep Purple połączonego z jakąś bardziej skoczną muzyką. Niemal nie wrzasnąłem słysząc jeden ze swoich ulubionych gitarowych riffów. Przyciągnąłem niebieskookiego do siebie, robiąc przy okazji obrót.
-Nie chwaliłeś się, że jesteś tancerzem- mruknął mi tuż przy uchu. Zrozumiałem, że ostatnio tańczyłem lata świetlne temu. Zapomniałem, że to jako tako potrafiłem. Widząc iskierki radości w jego oczach byłem jak naćpany. Piosenka nie wiedząc kiedy dobiegła końca. Casa odbiła Jo, a mnie Charlie. Obróciłem ją, odchylając w tył. Postawiłem ją do pionu, a ona krzyknęła śmiejąc się jak szalona.
-Podziwiają nas kadeci. Trzeba ich wciągnąć na parkiet Słońce!- kiwnąłem głową i odpowiedziałem.
-Daj mi do końca przetańczyć piosenkę z najsłodszym na świecie, rudym hobbitem i zaczniemy projekt "jak rozkręcić imprezę roku"- kiwnęła głową uradowana. Zgodnie z obietnicą na następnym kawałku podeszliśmy do Jacka i Lisy. Rudowłosa pociągnęła go na parkiet bez słowa wyjaśnienia, a ja uśmiechając się przebiegle zagadałem.
-Pani pozwoli?- przewróciła oczami ale podała mi dłoń. Zerknąłem, że Gabriel, Meg Cas i Jo też podchwycili mój i Charlie plan i brali do tańca wybranych przez siebie przyszłych zwiadowców. DJ krzyknął "Tean free Will!". Wszyscy zaczęli piszczeć z entuzjazmem. Coraz więcej osób wchodziło się wyszaleć w rytm muzyki. Obróciłem Lisą.
-Jak pamiątki po treningach?- zapytałem mając na myśli porządne siniaki, jakie na pewno miała choćby po pojedynku ze mną.
-Na swoim miejscu, niemal zagojone- powiedziała uśmiechając się, a ja kiwnąłem głową.
-Dobrze, muszą zrobić miejsce nowym- uderzyła mnie w ramię śmiejąc się, a ja ją ponownie obróciłem. Bawiłem się naprawdę dobrze. Zauważyłem gdzieś kątem oka, że Sammy, Gen, Rowena i Chuck wchodzą na parkiet. Ucieszyło mnie to. Piosenka się skończyła, a ja wpadłem w łapy jakiejś innej kadetki. Po godzinie obtańczenia niemal połowy sekcji byłem zmordowany. Przepchnąłem się w stronę baru, z zaskoczeniem notując że Cas też tam siedział.
-Rozchwytywany jesteś- mruknął wesoło, pijąc whisky z Crowley'em.
-Co nie zmienia faktu, że wolę tańczyć z tobą- złożyłem pocałunek na jego ustach, czując jak się uśmiecha. Crowley mruknął że idzie do kibla przy okazji zobaczyć gdzie zakała jego sekcji się podziewa. Wstał i ruszył przed siebie chwiejnym krokiem ale tłum kadetek wciągnął go do tańca. Zaśmiałem się widząc jego nieszczęśliwą minę. Jak na złość mojemu mentorowi kiedy tylko zniknął w tłumie "zakała", której poszedł szukać zwana Lucyferem usiadła niedaleko nas przy barze. Odwróciłem wzrok od niego, nie chcąc sobie psuć humoru. Cas przysunął się do mnie i mi szepnął do ucha, przygryzając jego koniec.
-Idę do kibla.
-Mam iść z tobą?- zapytałem unosząc sugestywnie brwi. Puścił mi oczko, a ja przewróciłem oczami chcąc pójść za nim ale zgarnął mnie pijany Benny. Niebieskooki westchnął ale kiwnął głową, że pójdzie sam.
-Staryyy, kiedy my ostatnio się najechebalyśmy? Kyba oschatnio z dwasieścia lat temu hak sami kachetami byliszmy...- mój przyjaciel delikatnie mówiąc był najebany ale przynajmniej szczęśliwy. Podprowadziłem go do stolika, gdzie właśnie lekko zmachany Kevin siadał. Kiedy zobaczył w jakim stanie jest współtowarzysz mojej wędrówki złapał się za głowę.
-A ten co? Cysternę denaturatu w siebie wlał?!- krzyknął, robiąc miejsce Laffite'owi.
-Wierzch kco Dean'o?- zapytał Benny.
-Co stary?- zaśmiałem się klepiąc go po ramieniu.
-Dobra Benny, weź już się przymknij zabieram Cię do pokoju- warknął Kevin i zaczął ciągnąć Lafitte'a w stronę skrzydła gdzie mieli nocleg, mimo protestów tego drugiego. Pokiwałem rozbawiony głową i ruszyłem w stronę baru mijając Rowenę i Chucka.
-Kevin poszedł odprowadzić Bennego do pokoju- zagadnąłem do Rudej, gdyby szukała ich. Kiwnęła głową. Dopiero po chwili zrozumiałem, że szli się razem napić więc w przepraszającym geście mruknąłem.
-To już nie przeszkadzam, uciekam do baru.
-Castiel tam był przed chwilą i Cię szukał ale wypił szybko dwa drinki i ruszył na poszukiwania Cię na parkiecie- Chuck rzucił przez ramię. Kiwnąłem głową dziękując mu za informację i zacząłem się rozglądać za niebieskookim ale nigdzie go nie widziałem. Westchnąłem i usiadłem w zamierzonym wcześniej miejscu. Dosiadł się do mnie Crowley.
-Ta menda coś knuje. Snuje się w te i z powrotem, ewidentnie mnie unikając.
-Może dlatego, że go ścigasz?- zaśmiałem się a on machnął ręką i warknął.
-Twoja spostrzegawczość mnie dobija wiewiórko. O tam jest!- wrzasnął i pobiegł w stronę toalet gdzie stał Lucyfer. Zaczynałem wątpić czy mój mentor jest sprawny umysłowo. Barman mi podał drinka. Skinąłem głową niemo mu dziękując i sączyłem kolorowy napój kiedy dosiadł się do mnie mój brat.
-Nie widziałeś nigdzie Casa?- zapytałem z racji, że ten dwumetrowy człowiek łatwiej mógł dostrzec kogoś w tłumie. Zaprzeczył siadając obok i zamawiając sobie coś do picia.
-Gdzie masz Gen?
-Kevin ją wyrwał do tańca twierdząc, że musi wytańczyć traumę jakiej się nabawił gdy Benny po pijaku myślał, że jest pod prysznicem i zaczął się przy nim rozbierać w windzie- parsknąłem śmiechem niemal nie oblewając się zawartością szklanki.
-Lubisz ją co?- zapytałem, a on kiwnął głową.
-Jest świetna. I nie przestraszyła się waszego niedojebania mózgowego. To musi być ta jedyna- zaśmiał się a ja go walnąłem w ramię ale po chwili też się uśmiechnąłem.
-Faktycznie skoro z tobą rozmawiała dłużej niż pięć minut i nie uciekła z krzykiem to musi być albo uszkodzona albo przysłana przez niebiosa z litości dla twojej marnej osoby- odgryzłem się, a brat zmrużył oczy i ze swoją "suczą" miną syknął.
-Palant.
-Suka.
-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą bardziej- zakończyłem naszą wymianę zdań, a on zmienił temat.
-Zasługujesz na porządny nokaut.
-Za co?- zapytałem zaskoczony, a on zaczął mi wyjaśniać.
-A za to dupku, że nie raczyłeś mi powiedzieć, że Cas był w szpitalu.
-Charlie puściła farbę?
-Niechcący- wzruszył ramionami, a ja westchnąłem.
-Nie chciałem Cię martwić póki nie wiedziałem co mu jest. Kiedy się nie budził mieliśmy Cię już wtajemniczyć ale dosłownie wtedy odzyskał przytomność. Masz dużo na głowie i bez moich problemów.
-Twoje problemy są i moimi problemami. Poza tym Cas to też mój przyjaciel.
-No wiem. Masz rację kujonie. Jak na uczelni?
-Zdałem wszystkie egzaminy na początku roku, więc nie muszę tam chodzić i mogłem się skupić na meczach- wzruszył ramionami, a ja się zaśmiałem.
-Czyli kiedy skończysz z koszykówką, będziesz w razie potrzeby moim adwokatem?
-Po pierwsze nie skończę z koszem nigdy, a po drugie nie będziesz potrzebował adwokata. Nigdy więcej.
-Dobra, bo się zrobiło poważnie, zaraz zaczniemy się zwierzać jak baby- mruknąłem, a on przewrócił oczami.
-Jesteś wkurwiający wiesz?
-Za to mnie kochasz- wzruszyłem ramionami.
-Cóż, rodzeństwa się nie wybiera- już chciałem na to coś odpowiedzieć, kiedy podeszła do nas Gen, ciągnąc mojego brata na parkiet. Sam zdążył jedynie odłożyć drinka i po chwili zniknął w tłumie. Dopiłem swojego, czując jak już procenty zaczęły dawać mi się we znaki. Ruszyłem w stronę łazienek. Rozglądając się za niebieskookim. W końcu go wypatrzyłem i mnie zamurowało. Castiel całował się z jakąś laską.*******
Nie bijcie, nie bijcie... musiałam tu wprowadzić własnie taki niemiły wątek. Ma on drugie do i się wyjaśni kiedyś XD
Jestem z rozdziałem, walcząc z brakiem internetu i snu. Następny wrzucę pewnie szybciej ale póki moja sytuacja się nieco nie ustabilizuje to nic nie obiecuję. Do następnego robaczki :*
![](https://img.wattpad.com/cover/118094933-288-k740482.jpg)
CZYTASZ
Tysiąclecie apokalipsy cz.2 ~ Miasto Ocalałych (Destiel)
FanficDean, Sam, Cas, Charlie, Chuck, Gabriel, Meg, Jo, Bobby, Ellen, Crowley i inni żyją w świecie o który walczyli. Mają spokojne życie, które próbują sobie ułożyć po ciężkich doświadczeniach. Każdego dnia wkładają mnóstwo pracy w to aby Kansas zakwitło...