28

11K 396 104
                                    

Tydzień. Tyle właśnie minęło od wypadku. Elias nadal jest w śpiączce. Codziennie odwiedzam go wraz z Chrisem. Mój brat nie miał kiedy przyjechać, ale codziennie dzwoni do mnie z pytaniem o Eliasa. 
Właśnie siedzę na sali, w której leży mój chłopak, albo mój były chłopak. Nie wiem czy wtedy w końcu ze mną zerwał czy nie, ale to teraz nie ważne.
Słyszałam też, że osoba w śpiączce i tak słyszy wszystko co się do niej mówi, dlatego rozmawiałam z Eliasem codziennie przez siedem ostatnich dni. Dzisiaj postanowiłam zrobić to samo.

-Hej Elias. Jak się czujesz? Chciałabym, żebyś się już obudził brakuje mi cię wiesz? Przez ostatni tydzień przepraszam cię za to co powiedziałam, a dziś chcę żebyś po prostu się obudził. Może nie jest nam pisane być razem, ale przecież możemy zostać przyjaciółmi. Tak ten friendzone. Dla chłopaków ponoć nie ma nic gorszego - zaśmiałam się gorzko - proszę cię obudź się. Wiesz jak bardzo mam wrażenie, że to moja wina. W sumie to nie wrażenie. Gdybyś nie usłyszał tego co mówiłam teraz byś nadal był szczęśliwy i przede wszystkim cały i zdrowy. Kocham cię. Może nie jest to ta miłość jakiej ode mnie oczekiwałeś, ale kocham cię jak brata. Dzisiaj byłam w przedszkolu jako wolontariuszka. Dzieciaki wieszały mi się na szyi i nazywały ciocią. To słodkie prawda? - uśmiechnęłam się lekko - cholera Elias obudź się w końcu. Nie wytrzymuje już bez ciebie. Rozumiesz. Wróć do mnie - pozwoliłam, aby kilka samotnych łez spłynęło po mojej twarzy - zrób to dla mnie i obudź się. Proszę.

Skończyłam swój monolog i siedziałam trzymając jego dłoń w swojej i patrząc na jego twarz białą jak śnieg. Patrzyłam tak i patrzyłam. Do czasu.
Aparatura do, której podpięty był chłopak niespodziewanie zaczęła piszczeć.
Do sali jak tornado wleciało kilka pielęgniarek i lekarz.

-Przykro mi, ale musi pani opuścić salę.
-Ale co się z nim dzieje?
-Musi pani wyjść.

Wywalili mnie z sali, a ja zaczęłam płakać. Nie płakać, wyć jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał cukierka na, którego czekał tydzień.
Szybko wybrałam numer Chrisa.
Odebrał po trzech sygnałach.

-Halo?
-Przyjedź szybko do szpitala.
-Już jadę.

Chris

Po dziesięciu minutach byłem już w szpitalu. Szybko pobiegłem do windy i wyjechałem na drugie piętro. Po chwili stałem już przytulając zdruzgotaną Eve.

-Co się stało?
-Nie wiem. Siedziałam u Eliasa i nagle wszystkie te maszyny zaczęły piszczeć. Nie wiedziałam co zrobić. Pielęgniarka wywaliła mnie z sali. Nie wiem. Nie wiem - powiedziała.

Widziałem, że dziewczyna jest roztrzesiona. Widoczne były także wielkie doły i zapuchniete oczy od płaczu.

-Mała będzie dobrze. Damy sobie radę. Lekarze na pewno robią wszystko co w ich mocy. Nie denerwuj się niepotrzebnie.
-Dziękuję. Dziękuję za to, że jesteś.

Po pięciu minutach dziewczyna spała siedząc na moich kolanach. Widać było, że jest strasznie zmęczona i nie wyspana. Jestem pewny, że w tym tygodniu nie spala nawet dziesięciu godzin.
Po chwili z sali, na której leżał Elias wyszedł mężczyzna po sześćdziesiątce - lekarz. W tym samym czasie jak na zawołanie obudziła się dziewczyna.

-Co z nim - zapytała poddenerwowana.
-Robiliśmy wszystko co w naszej mocy.
-To znaczy - dopytałem.
- Niestety nie udało nam się go uratować.

____________________________________

Kto zadowolony z takiego zwrotu akcji. Czekam na gwiazdki i komentarze.

Przyjaciel mojego brata [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz