6. Sherlock POV

4.9K 535 164
                                    

Otworzyłem oczy obudzony dźwiękiem smsa. Cholera jasna, usunąłem. Leżałem na podłodze obok Johna a na mojej klatce piersiowej spała Rosie. Musiałem być bardzo spokojny we śnie, skoro nic jej się nie stało. Jak mogłem do tego dopuścić? W głowie miałem głos Mycrofta "caring is not an advantage". Oh, zamknij się braciszku.

Podniosłem telefon.

John wspominał, że się nudzicie. W takim razie wpadnę po południu. :)

Molly x

Na miłość boską, Jooohn. Rzeczywiście, ostanio nie miałem żadnych ciekawych spraw, ale wydawało mi się, że to nasze "nudzenie się" było miłe, nie potrzebny był nikt trzeci. Cóż... czwarty.

Muszę odnieść Rosie do łóżeczka i obudzić Johna. W tej kolejności.

Poszedłem do góry. Sam nie wiem jak udało mi się nie obudzić małej. Stanąłem w sypialni doktora. Miałem jedną z tych niewielu okazji, by sie przyjrzeć. Pokój był urządzony tak samo jak mój, różniły się drobne szczegóły, a wydawał się o wiele bardziej przytulny. Pachniał Johnem i talkiem dla dzieci. Zamiast wykresu pierwiastków, na ścianie wisiało zdjęcie - Mary, John i Rosamund. Ta fotografia musiała sprawiać mu wiele bólu, to oczywiste. Więcej bólu, niż przyjemności ze wspomnień. A jednak... to zdjęcie wisiało w widocznym miejscu, patrzył na nie co dzień.

Doktor nadal spał na dole. Obudziłem go delikatnie.

- John. Molly napisała, że odwiedzi nas po południu. Kończy pracę o 15, nie pojedzie metrem, bo jest zbyt ładna pogoda. Poza tym, przechodząc obok Scotland Yardu mogłaby spotkać Lestrada, co byłoby korzystne dla ich "przyjaźni". W takim razie bedzie tu o 15:45, oczywiste, że nie spotka inspektora, bo on odbiera dzieci ze szkoły. Dziś jego kolej.

- O czym ty mówisz. - Powiedział Watson przecierając oczy.

Westchnąłem, tym razem przekazując konkretne informacje.

- Molly nas dziś odwiedzi. Uznałem, że lepiej, abyś do tego czasu wstał. Rosie śpi u góry.

- Um.. Jasne.

Pomogłem mu wstać.

- Mamy w domu herbatę? Wydaje mi się, że się skończyła.

Powiedział, przybierając swoją wojskową postawę. Był spięty. Udał się do kuchni, a ja za nim. Otwierał po kolei szafki.

- Nie mamy herbaty, ani mleka, ani ciastek, ani nic.

W tym momencie krzyk Rosie rozległ się na całej Baker Street.

John pobiegł do góry i po minucie wrócił z dziewczynką na rękach.

- Mógłbyś... - Wiem o co chce zapytać.

- Nie.

- W takim razie...

- To też nie jest dobry pomysł. Nie chcę zostawać z nią sam.

Doktor przewrócił oczami.

- Nie będę znowu podrzucał Rosie do pani Hudson. Cóż, więc idę na zakupy z małą, a ty tu sobie siedź.

Wizja nudy wydała mi się okropna. Nie mogę strzelać do ścian, nie mam ochoty na skrzypce.

- Pójdę z wami. - Powiedziałem obojętnym tonem.

John uniósł brwi, jednak skonfrontowany z moim poważnym spojrzeniem powiedział tylko:

- Okay, 2 minuty na przebranie i wychodzimy.

Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz