//Mam nadzieję, że jesteście już w świątecznym nastroju, bo ja tak! Dlatego też, w tych świątecznych rozdziałach się nie śpieszę, będą cudownie urocze i świąteczne. Zaznaczam je "❄" w tytułach rozdziałów, żebyście mogli do nich wrócić, jako do pewnego rozdaju oneshota, bo choć nie są one oderwane od fabuły, w żadnym wypadku, to mają taki specyficzny klimat do chillowania, więc może wrócicie tu bliżej świąt i przeczytacie jeszcze raz. Enjoy.//
John uwielbia święta. John kocha święta. John jest specjalistą od wszystkiego co świąteczne.
To będzie nasze pierwsze Boże Narodzenie od powrotu Johna na Baker Street. To właśnie w grudniu zawsze brakowało mi go najbardziej, zawsze wtedy najbardziej żałowałem wszystkiego, co niewypowiedziane.
I nie chodziło konkretnie o święta. Bajeczki o tym, że każdy powinien je spędzać z rodziną, nie były dla mnie niczym. Po prostu John zawsze wtedy najbardziej dawał odczuwać swoją obecność. Nucił cały czas coś pod nosem i był jeszcze milszy niż zwykle - co może wydawać się niemożliwe. Ja obserwowałem tylko, ale nawet samo to było przyjemne.
Zastanawiałem się czasem, czy John nie żałuje, że to ze mną sprzedza ten "szczególny i magiczny okres", a nie z kimś bliskim i rzeczywiście, czasami wyglądał na przygnębionego. Nauczyłem się kilku kolęd, żeby poprawiać mu wtedy nastrój, ale najlepiej działało spędzanie dosłownie godzin na dyskutowaniu o świętach. Ja byłem bardziej negatywnie do nich nastawiony niż w rzeczywistości tylko po to, żeby doktor mógł przekonywać mnie z błyskiem w oku ile to wszystko może dać radości. Rzeczywiście, atmosfera była relatywnie miła.
Gdy się wyprowadził, widzieliśmy się na tych już tradycyjnych przyjęciach świątecznych. U moich rodziców, u Molly i tak dalej, ale wtedy John był gościem, ja byłem gościem i nikt nie ubierał choinki w 221b.
Stałem przodem do okna grając jedną ze świątecznych kolęd. Obserwowałem ulicę. Ludzie przewracali się na zlodowaconej drodze, wszyscy mieli czerwone nosy i policzki. Odczuwałem przyjemność z tego kontrastu. Zimno, ciepło. Dom, świat. Świadomość, że jest bezpiecznie i dobrze, choć na zewnątrz panuje paraliżujący chłód.
Kominek żarzył się pomarańczowym światłem, a palone drewno strzelało cicho pod wpływem ognia.Nie przerywając gry ruszyłem powoli do kuchni, mijając Rosie siedzącą na fotelu Watsona.
Stanąłem w progu. John siedział pochylony nad książką kucharską. Na stole leżało mnóstwo składników: mąka, goździki, cynamon i tak dalej. Jedną dłoń miał wsuniętą w jego srebrzyste włosy. Wyglądały jak przypruszone śniegiem, choć sam nie wiem skąd wzięło mi się to porównanie.
Wydawał się nieco sfrustrowany. Stanąłem nad nim nadal grając. "Pomarańczowy piernik" - przeczytałem.
Okrążyłem stół i wróciłem do salonu. Spojrzałem na biały Londyn wydobywając ostatnie dźwięki ze skrzypiec. Odłożyłem je i teraz, dokończywszy, mogłem wrócić do Johna.- Jeśli masz problem z proporcjami, to szybko je wyliczę.
Spojrzał na mnie jakbym powiedział coś zupełnie dziwnego.
- Nie, po prostu nie wiem, jak się do tego zabrać. Mam jeszcze kilka dni, ale nadal...
- Kup gotowy. - Powiedziałem i John już miał otworzyć usta, gdy odpowiedziałem mu na jeszcze niezadane pytanie. - Nie zorientują się, ciasto je się po posiłku, a więc po dwóch pierwszych kieliszkach wina. Nie będą pijani, ale walory smakowe zbledną. Poza tym, gdyby nawet poczuli, są zbyt uprzejmi, żeby ci zwrócić uwagę.
- Nie. Zrobię to sam... - Zamknął książkę. - ale później.
- A czy możemy teraz... ubrać choinkę? - Powiedziałem najbardziej neutralnym tonem na jaki było mnie stać.
John zmarszczył brwi.
- Możemy, ale czemu chcesz to robić? Ostatnio gdy to zaproponowałem stwierdziłeś, że wolisz obserwować rozkład jelita grubego. - Zaśmiał się.
- Ostatnio, czyli pięć lat temu.
John chciał coś powiedzieć. Otworzył usta i szybko je zamknął.
- Od pięciu lat nie było świąt w 221b. - Dodałem licząc, że w końcu coś odpowie.
- No tak... Więc w tym roku muszą być naprawdę specjalne. - Posłał mi ciepły uśmiech. - Oczywiście nie dla ciebie. Ty nie obchodzisz świąt.
- No właśnie.
- Dla Rosie. - Powiedział kpiąco.
- Dla Rosie.
John przyniósł sztuczne drzewko z poddasza i dwa kartony ozdób. Jęczał żeby mu pomóc, ale świetnie sobie radził, a poza tym z perspektywy fotela miałem na niego bardzo dobry widok.
Po ustawieniu choinki doktor wyjął kilka plastikowych bombek i dał je Rosie.
- Baw się, tylko nie podchodź do drzewka, malutka. - Pogłaskał ją po głowie.
Miałem ochotę podejść do niego i wycałować za to, jak dobrym ojcem był. I człowiekiem. I przyjacielem.
Siedziałem tak zamiast po prostu to zrobić. Nadal nie mogłem przyjąć całkiem do wiadomości, że ten idealny mężczyzna mnie kocha i chce mnie tak, jak ja chcę jego. Cholera, co jest ze mną nie tak.Wstałem i podszedłem do Johna. Był odwrócony do mnie plecami, zawieszał kolejne bombki.
Otoczyłem go rękami i oparłem głowę na jego ramieniu. Wyciągnąłem z jego dłoni jedną ozdobę i powiesiłem prawie na samym szczycie choinki.
- Co ja bym bez ciebie zrobił. - Westchnął żartobliwie John odwracając się do mnie.
Pocałowałem go delikatnie w policzek. Mówiąc, że doktor uwielbia święta, nie przesadziłem ani trochę. Dowodem na to, był smak cynamonu jaki poczułem na swoich ustach.
- John, cynamon?! Nie znoszę cynamonu.
Uśmiechnął się a w jego jasnych oczach pojawił się błysk.
- A lubisz miód?
Zmrużyłem oczy w konsternacji. Czy to jakiś szyfr?
Watson złapał kołnierz mojej koszuli przyciągając tym samym moją twarz do jego. Najpierw delikatnie musnął moje usta, jednak chwilę potem dał mi łatwo rozszyfrować zagadkę.
Celowo całował tak, abym wyraźnie poczuł słodki intensywny smak.
Cały John był intensywny. Sprawiał, że mój puls pędził w rytmie gnającego pociągu. Odbierał mi oddech, choć nie mogę mieć o to żalu. Gdyby poprosił, oddałbym mu każde moje tchnienie osobiście.
Czułem, jakby poił mnie tym miodem, a ja cały czas chciałem więcej.- Jak ja cię kocham. - Powiedziałem w przerwie na oddech. Nie potrzebowałem oddechu, tylko Johna.
CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...