//Baaaardzo dziękuję za ponad 2,5k wejść. Wiem, że to relatywnie niewiele, ale dla mnie ogromnie dużo. Dziękuję też za wszystkie komentarze, naprawdę jest mi bardzo miło czytać to wszystko. Jeśli macie jakieś propozycje na sceny, w których chcielibyście zobaczyć Johna i Sherlocka - piszcie koniecznie.
No, a teraz zapraszam do czytania.
W.//Kolejne kilka dni minęły całkiem miło. Drugi raz ubraliśmy choinkę - tym razem mniejszą, mieszczącą się na stole w salonie. Całe mieszkanie było już w ozdobach i rzeczywiście, największym zagrożeniem dla nich wcale nie była Rosie.
Świąteczne przyjęcie miało się odbyć za kilka dni. Świetnie, że udało nam się znaleźć jeden dzień w święta, gdy nikt nigdzie nie wyjeżdża i możemy spotkać się wszyscy razem.
Kończył mi się czas na zrobienie ciasta. Nie mogłem odłożyć tego na ostatnią chwilę, bo piernik musiał odczekać przynajmniej jeden dzień. Postanowiłem w końcu zacząć, gdy Sherlock próbował oglądać telewizję. Niestety, wszędzie leciały świąteczne filmy, więc oglądał Love Actually z niezadowoleniem wymalowanym na tej jego pięknej twarzy.
Siedział na fotelu z kolanami podciągniętymi pod klatkę piersiową.- Czemu ludzie lubią oglądać te nierealistyczne bzdety? Oczywiście, teoretycznie rzecz biorąc znam odpowiedź, ale praktycznie nie mogę pojąć. To ich - zrobił rękami cudzysłów - "uszczęśliwia"?
- Tak, Sherlock - wszedłem do kuchni - życie nie jest kolorowe, a filmy tak. Ludzie uciekają z rzeczywistości, chociaż na chwilę, w takie przyjemne historie.
Nie widziałem go, ale jestem przekonany, że zmarszczył brwi i zrobił tą swoją minę pod tytułem "eh, ludzie".
Wyjąłem książkę kucharską i krążyłem po kuchni dobierając kolejne składniki.- Przecież życie jest kolorowe. O ile piękna nie potrafię zrozumieć, to pojęcie barwności owszem.
Wychyliłem się zza drzwi, aby na niego spojrzeć.
- Nie wszyscy mają tyle szczęścia, co my. Niektórzy przeżywają dni jak szarą, bezsensowną drogę donikąd. Nie mają nikogo ani niczego.
Pomyślałem o sobie sprzed kilku lat. Jak wiele się zmieniło. Z osoby, która nie wiedziała po co żyje, stałem się kimś, kto chciałby żyć wiecznie. Znalazłem tyle powodów dopiero po powrocie z Afganistanu. Ale za powrót nie uważam dotarcie do Londynu, a przeprowadzkę na Baker Street.
- Nie zawsze miałem ciebie, a nie koloryzowałem sobie życia telewizją.
Uśmiechnąłem się dyskretnie i wróciłem do mojego zajęcia. Czasami Sherlock cały dzień nie miewał ochoty na rozmowę, ale bywało czasami tak, jak dziś - cały czas pytał o "te emocjonalne rzeczy" jak sam to ujął.
Jego próby zrozumienia czegokolwiek, były ujmujące. Tak samo, jak jego konsternacja, gdy udzielałem mu odpowiedzi.- John!? Co ty tam robisz? - Krzyknął znudzonym tonem. - Chodź tu!
- Nie mogę, robię ciasto, pamiętasz?
Nie odpowiedział. Cały on.
Podwinąłem rękawy koszuli spoglądając na przepis.
"Jeszcze mąka..." - mamrotałem do sobie - "mąka, mąka, o jest."
Wyciągnąłem opakowanie na blat. W tym momencie mój telefon zawibrował.
Wyjąłem go z kieszeni jeszcze czystą dłonią.
CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...