Usłyszałem skrzypienie schodów i po chwili John zjawił się w salonie. Postanowiłem nie otwierać oczu, po prostu leżałem na kanapie. Po ilości światła przedzierającego się przez moje powieki, a także głośności ulicznego ruchu stwierdziłem, że jest 4, może 5 rano.
- No, już dobrze. Tatuś zrobi kawę i piciu dla Rosie. Taaak, Rosie będzie mieć piciu.
Słodki, cichy głos wskazywał, że John mnie nie zauważył. Przy mnie raczej nie mówił do córki w ten sposób. Nie poruszyłem się ani odrobinę, w obawie, że przestanie, ale otworzyłem oczy. Wchodził do kuchni trzymając przy boku Rosie opartą o jego klatkę piersiową. Łapała małą rączką jego nos. Usłyszałem ciepły smiech Johna. Jest świetnym ojcem. Ojcem i przyjacielem. Rosamunde ma ogromne szczęście, że ma go na pewno i na zawsze.
Gdy oboje udali się do kuchni, miałem nadal się nie ruszać, ale słysząc ich naprzemienne śmiechy, postanowiłem iść tam udając dopiero co obudzonego.
John siedział na blacie bawiąc się z córką. Dziewczynka znowu dotykała jego świeżoogolonej twarzy. Więc d kiedy on nie śpi? Zdążył się już ogolić i zająć córką. Spojrzałem na zegarek: 5:20. W tle słychać było gotującą się wodę.
- Sherlock. Wiesz, że gdy Rosie podrośnie, będziesz musiał przestać chodzić po domu w tym.
Powiedział bez wyrzutów wkazując na prześcieradło, którym byłem owinięty. Jego oczy były przeszklone od śmiechu.
Od razu przyszło mi na myśl, jak to będzie za pięć, albo dziesięć lat. Nie byliśmy już odpowiedzialni tylko za siebie. Tak, czy inaczej tworzyliśmy rodzinę, a John chyba też właśnie to sobie uświadomił, bo nagle cisza między nami stała się niezręczna.
Z ratunkiem przyszedł czajnik, który zaczął gwiazdać.
- Wyłączę. - Powiedziałem, zanim zdążył zejść z blatu.
Wlałem wodę do kubka z kawą. Wyjąłem drugi dla siebie i zrobiłem to samo. Przyszedł czas na butelkę dla Rosie. Nie miałem pojęcia jak zrobić dla niej mleko.
Odwróciłem się do Johna z przepraszającym wzrokiem.
- Chyba jednak będziesz musiał pomóc.
Doktor wyjął z szafki puszkę i podał mi ją, rytmicznie bujając dziewczynkę w ramionach.
- Otwórz. W środku jest miarka. Wsyp trzy miarki do środka. - Postępowałem według jego instrukcji. - Sherlock, nie musisz odmierzać co do milimetra, to tylko mleko. Teraz wlej wodę. Na miłość boską, jesteś chemikiem, po prostu wlej, nie wybuchnie.
Ta uwaga bardzo mnie ucieszyła. Przypominała mi dawnego Johna i dawne czasy. Jego wieczne zniecierpliwienie, które nie było irytujące, tylko zabawne. Chociaż obecny, opiekuńczy John-tatuś nie był wcale gorszy. Był inny, ale przecież wszyscy byliśmy.
- Chcesz ją nakarmić? - Powiedział gdy mieszanka była gotowa.
Szczerze mówiąc, milion razy bardziej wolałem patrzeć jak on to robi. Mógłbym uszkodzić Rosie, a John był po prostu świetny w tym co robił.
- Nie bój się. Może cię jedynie uślinić.
Uśmiechnąłem się. Wtedy dodał:
- Mówiłem do Rosie.
Obaj zaczęliśmy się śmiać. Cieszyłem się, że byłem częścią tego dźwięku, który słyszałem z kanapy. Byłem częścią szczerego śmiechu.
Wziąłem dziewczynkę na ręce. Spodziewałem się pomocy ze strony Johna, jednak on wziął swoją kawę, oparł się o framugę drzwi i patrzył.
Wziąłem butelkę, jednak nie byłem pewien co robić dalej. Usłyszałem śmiech doktora. Spiorunowałem go zwrokiem.
- Nie masz pojęcia, jak rewelacyjnie wyglądasz w tym prześcieradle.
Złapał się za brzuch próbując złapać oddech.
Widząc, że naprawdę nie daję sobie rady, podszedł i wziął ode mnie dziewczynkę i butelkę.
- Pójdę się przebrać.
- Raczej ubrać. - Usłyszałem wychodząc.

CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...