John był dziś w szpitalu St. Barts. Odkąd rozwiązuje ze mną sprawy był tam służbowo tylko kilka razy. Czasami nie ma lekarza zastępczego i wtedy dzwonią do niego, bo jest zbyt dobry, aby odmówić ratowania życia. Dzisiaj był jeden z takich dni.
Próbowałem rozmawiać z Rosie, ale brak Johna był dobijający. Gdy usłyszałem jego kroki na schodach od razu rzuciłem się do drzwi.- John. John. John. - Rzuciłem się na niego, całując po całej twarzy. - Nie wyobrażasz sobie jak cholernie nudno tu.
Zaśmiał się, a ja przerwałem w połowie ten śmiech łącząc nasze usta.
Nie wiem czy John zdawał sobie z tego sprawę, ale on naprawdę mnie ratował. Każdego dnia ratował mnie przed samym sobą.
- Sherlock... - Wycedził rzucając klucze na stolik.
- Nie. Jeszcze chwilkę. - Odpowiedziałem między pocałunkami.
Nie wiedziałem czy skupiać się na ustach, policzkach czy szyi. Chciałem wszystko to na raz.John zamknął oczy i uśmiechnął się. Dam mu tyle szczęścia ile mogę, bo on robi to samo.
Nie były to lepkie, porządliwe pocałunki. Nie byliśmy tacy. To były pocałunki tęsknoty, miłości i głodu, ale nie brudnego i samczego pożądania.
- Sherlock, proszę, daj mi odetchnąć.
Odsunąłem się na chwilę.
- Już? - Zapytałem.
- Jesteś niemożliwy. Daj mi się przywitać z Rosie.
Usiadł na kanapie i pocałował córkę w czoło.
- Jak tam, moje kochanie? - Zapytał.
- Całkiem dobrze, ale jak już mówiłem... o. Przepraszam...
To nie było do mnie, tylko do Rosie, no tak.
Ja nie byłem kochaniem, tylko Sherlockiem. Z jednej storny odpowiadało mi to. Nie chciałem żebyśmy się zmieniali. Chciałem mojego Johna i już. Tym bardziej, że nasza relacja nadal nie była całkiem swobodna. Z jednej strony nie było już nic krępujacego w pocałunkach, ale nikt o nas nie wiedział, publicznie nie okazywaliśmy swoich uczuć. Nawet pani Hudson nic nie podejrzewała.
Stałem przodem do okna obserwując Londyn, choć tak właściwie byłem pogrążony w myślach.
Nagle zadzwonił telefon Johna. Sądząc po mowie ciała rozmawiał z Molly.
Oczywiście miałem racje.
- Wpadnie tu dziś po pracy.
Westchnąłem.
- Sherlock - zostałem spiorunowany wzrokiem - to przecież tylko Molly, mógłbyś się ucieszyć.
- Postaram się.
- A jeśli zadzwonisz po Lestrada... to... - nie mógł wymyślić nic co by mnie przekonało.
- No, doktorku, co zrobisz jak po niego zadzwonię? - Uniosłem jedną brew.
- Zapuszczę wąsy. - Skwitował. Zostawiając mnie bez żadnej riposty.
- Nakarmiłeś Rosie? - Zapytał po dłuższej chwili.
- Yup.
- A sam coś jadłeś?
- Nope.
-Sheeeerlock - Usłyszałem - Musisz jeść.
Nie odpowiedziałem.
- Zrobię ci coś, tylko powiedz, co?
- Nic, John, poradzę sobie.
- Nie, nie odpuszczę w tej kwestii. Mów.
Westchnąłem. Naprawdę nie chciałem skupiać jakiejkolwiek uwagi na jedzeniu. Nie miało być dobre, tylko miało trzymać przy życiu. Wpadłem na pomysł.
- Może być omlet.
John popatrzył na mnie, a na jego twarzy rósł uśmiech.
- Nie nabiorę się.
Spojrzałem na niego z udawanym zdziwieniem.
- Nie lubisz omletów.
Cholera.
- Skąd możesz to wiedzieć, skoro nie mówię, o tym co lubię.
Przejrzał mnie.
- Sherlock, proszę cię. Oczywistym jest, że skoro nie dam ci spokoju, musisz coś odpowiedzieć. Nie chcesz aby jedzenie ci smakowało, więc wybierzesz coś, czego nie lubisz.
Uśmiechnął się słodko. Boże, jak ja go kocham.
Odwrócił się na pięcie i powiedział z kuchni:
- Ale wiem, że uwielbiasz naleśniki.
CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...