29. John POV

3.3K 369 38
                                    

Usłyszałem trzask drzwi. Od razu wyszedłem z kuchni pani Hudson, żeby sprawdzić, czy to Sherlock, choć przecież wiedziałem, że to on.

- Jak było?

Nie odezwał się.

- Sherl... - złapałem go za nadgarstek i zrozumiałem. O nie. Nie, nie, nie. Tylko nie to.
Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, a w głowie nie miałem nic, oprócz ogłuszającego szumu.

- Mogłaby pani jeszcze chwilę zająć się Rosie?
Zapytałem, a po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi udałem się na górę. Zobaczyłem go siedzącego na fotelu z twarzą schowaną w dłoniach.

- Gdzie jest Mycroft? - Zacząłem spokojnie. - Czemu nic nie zrobił?

- Nie wiedział.

Uniosłem ręce za głowę. Nie miałem pojęcia co robić. Przerażony i zdenerwowany. Bezsilny.

- Daj mi kartkę. - Powiedziałem po chwili. Nie odpowiedział. - Daj mi tę cholerną kartkę!

Nadal miał na sobie płaszcz. Wyjął z jego kieszeni pomięty skrawek papieru.
Przeczytałem:

jedna dawka morfiny
jedna dawka kokainy

- Czemu to zrobiłeś? - Kucnąłem przy jego kolanach powstrzymując łzy.

- John, ja nie chciałem... - wyszeptał.

Moje serce biło tysiąc razy na sekundę. Nie wiedziałem co robić.

- To jej wina?! - Wstałem. - Co ona do cholery zrobiła!?

- Nic, daj mi iść spać.

Próbował wstać, jednak pchnąłem go z powrotem na fotel.

O nie.

To znowu się dzieje.

Zaraz znowu go skrzywdzę.

Odsunąłem się od niego. Bałem się samego siebie. Widząc go w tym stanie, chowającego ból, ignorującevo mnie, pękało mi serce.

Nie mogę drugi raz mu tego zrobić. Nie zrobiłbym. Prawda?

Nie byłem pewnien.

Zamknąłem oczy i liczyłem do pięciu. Z każdą kolejną cyfrą leciała kolejna łza.

Jeden.

Dwa.

Trzy.

Cztery.

Pięć.

Zacisnąłem szczękę.

- Żadne z nas stąd nie wyjdzie, dopóki mi nie powiesz.

- John, ja potrzebuje jeszcze. Proszę cię, pozwól mi jeszcze tylko dziś...

Jak on mógł? Jak mógł sądzić, że mu pozwolę jeszcze coś wziąć. Czemu on nam to robi? Czemu jest taki kruchy?

- Nie! Nie pozwól, żeby ona znowu ci to zrobiła. Nie pozwól, żeby znowu cię zniszczyła, słyszysz? - Złapałem go za nadgarstek, żeby dał jakiś znak, że moje słowa do niego docierają. - Powiedz mi. Cokolwiek się stało, naprawimy to.

Uwolnił swoją rękę z mojego uścisku i szybko podszedł do regału. Wysunął jedną książkę i wyjął z jej wnętrza strzykawkę.

- Nie rób tego... - Powiedziałem bezsilny. - Sherlock, proszę...

Zniknął w drzwiach łazienki.

- Nie potrzebujesz narkotyków, tylko mnie. - Przytuliłem go mocno. Chciałem dać mu poczucie bezpieczeństwa, ale nie wiedziałem nawet czego się bał.

- Nie, nie, nie. Jestem uzależniony i nigdy nie przestanę chcieć...

- Chodź. - Przerwałem mu.

Delikatnie wyjąłem strzykawkę z jego dłoni. Nie mogłem patrzeć na niego w tym stanie. Był inną osobą. Ale nie mogłem uciec, obiecałem nie uciekać. Jeśli teraz wyjdę, on przedłuży działanie narkotyku.

- Pójdziemy spać. - Próbowałem odciągnąć go od zlewu.
Chwilę się wahał, ale zostawił strzykawkę.

Zaprowadziłem go do jego pokoju. Nie mógł spać w tym samym pomieszczeniu z Rosie. Ta myśl była okropna i gorzka, ale uzasadniona.

Położył się na łóżku, a ja usiadłem przy nim. Cokolwiek się stało, musiałem z tym poczekać do jutra. Sherlock potrzebował snu.

Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz