36. ❄ Sherlock POV

3.3K 357 155
                                    

- Musimy. Pilnować. Rosie. - Mówił John między pocałunkami. - Będzie. Źle. Jak. Przewróci. Choinkę.

- Nie przewróci. Spokojnie. - Odpowiedziałem, głaszcząc doktora po policzku i wracając do smaku miodu.

Kątem oka widziałem dziewczynkę. Siedziała spokojnie i nic nie wkazywało, że ma zamiar ruszyć się z miejsca.

- Sherlock. Mówię serio. - Oderwał się ode mnie.

- To irracjonalne. Widzisz? - Machnąłem dlonią na Rosie, bawiącą się bombkami. 

- Masz rację. Przepraszam. Po prostu...

Nie dałem mu dokończyć. Pocałowałem go najpierw w szyję, w linię szczęki aż prawie dotarłem do ust - najprzyjemniejszej, niecynamonowej części Johna.
To on był lepszy w zmysłowych pocałunkach. Takich, których zakończenia były torturą dla całego ciała, ale ja też chciałem się tego nauczyć. Nie chciałem być jedynie przyjemny. Chciałem dawać mojemu Johnowi takie słodkie trzęsienia ziemi, jakie on dawał mi.

Na szczęście John nie miał na sobie swetra, a koszule. Dobranie się do jego obojczyków nie było trudne. Wymagało jedynie odpięcia guzika. Dotknąłem skóry doktora ustami. Była ciepła i przyjemna. Mój delikatny pocałunek zamienił się zaraz w malinkę, ślad porządliwego mnie.

John jęknął, a ja uśmiechnąłem się sam do siebie, zadowolony, że udało mi się go tak zaskoczyć. Zatopił palce w moich włosach i odchylił głowę dając mi jeszcze lepszy dostęp.

Chciałem przyciągnąć go do siebie jeszcze mocniej, o ile było to możliwe. Zrobiłem krok do przodu, przez co straciłem równowagę. Upadłem pociągając za sobą Johna...
...i choinkę.

Dźwięk tłuczonych bombek rozległ się po całym mieszkaniu, a ja poczułem pod sobą twardą podłogę.
Zacząłem się śmiać i John z głową na moim torsie też nie mógł się opanować.

Nagle usłyszałem kroki z dołu. Spojrzałem porozumiewawczo na doktora, który szybko zsunął się ze mnie i wziął Rosie na ręce. Ja również wstałem i otrzepałem się z kurzu.

John kołysał dziewczynkę w ramionach.

- Rosie, nie wolno tak robić. Okropnie wszystkich wystraszyłaś. - Powiedział celowo głośno.

Posłałem mu uśmiech kącikiem ust w ramach podziwu jego sprytu.

Pani Hudson zjawiła się sekundę później.

- Co się stało!? - Powiedziała, jak zwykle rozhisteryzowana.

Wymieniłem z doktorem spojrzenia. Nadal miał rozpięty guzik koszuli i potargane włosy. Nie mogłem ukryć uśmiechu. Wcześniej byłem za blisko żeby to zauważyć, ale teraz zobaczyłem jak cudownie wyglądał. Prawie tak, jak zwykle wygląda zaraz po przebudzeniu. Tym razem jednak miał lekko rumiane policzki i zaczerwienione usta. Chyba włączyłem się na chwile. Myślałem o niewidocznej teraz malince. Wiedziałem jednak gdzie się znajduje i prawie wypaliłem wzrokiem dziurę w materiale koszuli Johna, chcąc dojrzeć pozostawiony przeze mnie ślad.

- Rosamund chciała zdjąć z choinki bombkę no i... - wskazał ruchem ręki na podłogę. Zdewastowane drzewko leżało wśród szklanych odłamków.

- Rozumiem. - Powiedziała pani Hudson rozglądając się po pokoju. - To ja zabiorę Rosie, a wy dokończcie.

Cały czas stałem cicho podczas gdy John nagle przybrał zbulwersowany wyraz twarzy.

- No co tak patrzysz John? Musiscie tu posprzątać, żeby malutka się nie skaleczyła. - Powiedziała pani Hudson a ja parsknąłem śmiechem.

Szczerze mówiąc też myślałem, że nas przejrzała.

- No tak... Posprzątać... tak. - Wymamrotał speszony doktor.

Oddał córkę w ręce pani H., która zaraz potem wyszła.

Podszedłem do blondyna. Już miał coś powiedzieć, ale ja tylko zapiąłem guziki jego koszuli, wygładziłem matriał, delikatnie poprawiłem włosy i pocałowałem czubek nosa.
Kolejna cudowna rzecz, którą mogłem zrobić, bo John jest mój.

Gdy przypomnę sobie wszystkie razy, gdy chciałem dotknąć Johna, przytulić go, albo chociażby poprawić włosy, ale nie mogłem, bo on nie był mój... Teraz mogłem i to było cudowne.

Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz