Powoli dochodziło do mnie co się stało.
Szukałem tropów, podejrzanych ludzi i miejsc. Razem z detektywem postanowiliśmy się rozdzielić.
W pewnym momenice usłyszałem jęk Sherlocka kilkadziesiąt metrów dalej. Bez namysłu ruszyłem w jego stronę. Leżał nieprzytomny na ulicy. Nikogo przy nim nie było. Wokół cisza. Nikt nie uciekał. Pobiegłem i uklęknąłem przy nim. Sprawdziłem puls - jest. Nie widziałem obrażeń. Cholera, Sherlock, tyle razy byłeś w podobnej sytuacji, a ja się cały czas boję tak samo. Może nawet bardziej.
Chciałem sprawdzić, czy oddycha, ale nagle od tyłu zaatakował mnie zakapturzony mężczyzna. Zdążyłem uchylić się przed atakiem ostrza, jedynie musneło ono moje ramię. Zablokowałem jego cios w twarz. Chciałem go unieruchomić, jednak rzucił mnie na ziemię uderzeniem w brzuch. Udało mi się wyjąć pistolet i strzelić. Niestety nie w kolano.Napatnik nie zadawał przypadkowych ciosów. Znał się na anatomii. Ucisk w klatce piersiowej i brzuchu był ciężki do zniesienia. Przyczołgałem się do Sherlocka. Oparłem o niego i zadzwoniłem do Lestrada.
CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...