Po tygodniowej rekonwalescencji wróciłem do domu. Sherlock nie miał tyle szczęścia. Rana kłuta była na tyle poważna, że musiał zostać na dłużej.
Rosie po tych kilku dniach spędzonych z panią Hudson już wydawała się pulchniejsza. Bardzo się cieszyłem, że mogę znowu wziąć ją na ręce i wyprzytulać. Na Baker Street było jednak zbyt cicho. Nikt nie wolał mojego imienia z nudów i nie musiałem robić kolacji dla dwóch osób. Właściwie w ogóle pani Hudson przejęła gotowanie. Nie było dyskusji, więc poddałem się rządom naszej nie-gosposi.Odwiedziałem Sherlocka codziennie. Przed wyjściem ze szpitala nie mogłem. Oddziały były zamknięte, jednak od razu, gdy przestałem być pacjentem, poszedłem do "sali numer 8 na końcu korytarza w lewo"- jak to przedstawiła miła recepcjonistka.
Lekko uchyliłem drzwi i zajrzałem do sali. Sherlock spał. Po cichu wszedłem do sali i usiadłem na krześle obok łóżka.
Holmes wyglądał na wyczerpanego, nie tylko ostatnim wydarzeniem. Opadnięte policzki, sine powieki. Muszę zacząć go karmić. Bez wymówek. Będę robił najlepsze rzeczy na świecie, oby tylko jadł.
- John? - Powiedział ospale. Dźwięk jego niskiego głosu po tych kilku dniach był kojący.
Złapałem go odruchowo za rękę i ścisnąłem.
- Jestem, spokojnie.
Odwzajemił uścisk jakby dając mi sygnał, że wszystko okay.
- John... - Chciał mi powiedzieć coś ważnego, ale nie dokończył myśli. Jakby się zawieszał. Nie musiał dokańczać. Ważne, że był.
Zastanawiałem się czy Sherlock czuje się dobrze. Nie chodziło o względy fizyczne, ale jego ostatnia wizyta w szpitalu była bardzo traumatyczna. Nauczyłem się, że Sherlock nie mówi o swoich koszmarach, uważa, że sam się chroni. Mogę wspierać go i dawać mu swoją przyjaźń z dystansu. Nie chce, żeby czuł się osaczony, ale chciałbym, żeby był spokojny. Nie dociera do niego, że to przyjaciele chronią ludzi.
W następnych dniach zaczynałem nawet podejrzewać, że ma mnie dość. Dobrze się czuł i był nawet miły dla pielęgniarek, a gdy przychodziłem, mówił "Znowu nie możesz mi pomóc i znowu przychodzisz"... cokolwiek to znaczyło.
Czasami zbierałem ze sobą Rosie. Bałem się, że zabronią wchodzić mi na oddział z dzieckiem - takie są przecież procedury, jednak kobiety tylko uśmiechały się i rzucały coś w stylu "ooo, mała to wykapany tatuś".
Sherlockowi chyba nie podobało się przeniesienie uwagi na kogokolwiek innego, niż on sam, bo za każdym razem przerywał mówiąc "Tak, tak. Rosie jest słodka, John przeuroczy, a jak będzie pani wychodzić, proszę zamknąć drzwi."
Holmes wracał do formy, sądząc po błyskotliwości wypowiedzi. Nigdy nie dawał po sobie poznać zmęczenia, ale widziałem wyraźnie, że już czuje sie lepiej. Nie mogłem się doczekać jego powrotu.
- Napastnik nie działał sam. Ten szyfr "przypadkowo" przechwycony przez policjantów to pułapka. Miała nas tam zwabić. Konkretnie mnie. Moja śmierć zapewniałaby im bezpieczeństwo i swobodę działania. - Odezwał się niespodziewanie wyrwany z letargu podczas mojej piątej wizyty u niego.
- Od dawna to wiesz?
- Musiałem dopracować szczegóły. Nie powiedziałbym ci nieprawdy, ani domysłów. Ustaliłem fakty.
- Okej - Powiedziałem swoim "nie będę pytał" tonem.
- Teraz musimy dotrzeć do ich prawdziwej siedziby.
- Nie, Sherlock, teraz musimy zadbać, żebyś odpoczywał. Jutro wracasz do domu, ale nie do pracy. - "Do domu" brzmiało dziwnje w moich ustach. Powiedziałem to odruchowo, jednak wcześniej mówiliśmy zawsze po prostu "Baker Street". Sherlock jednak nie podzielał mojego dziwnego odczucia.
Jęknął na wieść o odpoczynku.
- No przestań, ponudzimy się razem.

CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...