- Proszę, bądź miły. - Powiedziałem zanim Molly dotarła do drzwi i otworzyła je nam.
Sherlock nie odpowiedział. Wiem, że poczuł się troszkę urażony, ale na Boga, Molly też mofla poczuć się urażona, gdy ostatnim razem życzył jej "nieprzytycia do ślubu".Już w progu puściłem Rosie wolno, a ta podreptała prosto do pani Hudson.
Odwiesiłem kurtkę i wziąłem od Molly kieliszek z czerwonym winem. W małym salonie siedział już Greg, pani H., rodzice Sherlocka i Mycroft.
To było bardzo dziwne - wiedzieć, że oni nie wiedzą. Niby nie okazywaliśmy sobie czułości cały czas na Baker Street, ale świadomość, że trochę oszukujemy ich wszystkich...
Sherlock niepokoił mnie swoim niedyskretnym, ciągłym patrzeniem w moją stronę.
Wiem co czuł, jego spojrzenie jasno mówiło: Dlaczego, John? Dlaczego nie? Dlaczego ten świat musi być tak niezrozumiały? Dlaczego ludzie nie mogą otwarcie kochać innych ludzi? Dlaczego boisz się braku akceptacji? Dlaczego pragniesz tej akceptacji? Masz mnie. Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie trzymam cię teraz za rękę, tylko stoje na drugim końcu pokoju próbując pasować do tego świata.
I oczywiście, każde jego mrugnięcie było słuszne, musiałem przyznać racje tym oczom w kolorze oceanu. Ale mimo wszystko, mimo tego, jak część mnie chciała powiedzieć całemu światu o mojej miłości, inna część mnie nienawidziła tego ryzyka. Bo część mnie nadal była żołnierzem, który miał spełniać wymagania innych, nie zawodzić. Chciałem również odpowiedzieć mu spojrzeniem, ale to raczej moja postawa przekazała mu wiadomość: Przepraszam. Jeszcze nie teraz.Właściwie dopiero na tej kolacji zobaczyłem, że Greg i Molly byli prawdziwie i szaleńczo ze sobą szczęśliwi. Lestrade cały czas adorował dziewczynę swoim spojrzeniem i choć ta się rumieniła, on nie przestawał.
- Wyglądasz cudownie. Nawet lepiej niż wtedy w święta na Baker Street. - Wziął łyk piwa piernikowego. - Miałaś wtedy na sobie taką czarną sukienkę. Wyglądałaś cudownie... ale teraz jeszcze lepiej.
Pani Hudson westchnęła z zachwytu, a Mycroft jęknął z dezaprobatą.
- Nie zmuszajcie nas do słuchania tych bredni. Uczucia zostawcie na prywatne momenty. - Powiedział chłodno jak zwykle, a ja odruchowo przeniosłem wzrok na Sherlocka. Mogłem dosłownie słyszeć jak bierze wdech w zamiarze odpowiedzenia bratu. Wcześniej jednak przybrał maskę człowieka, którego nie da się skrzywdzić.
- Oj, samotność ci nie służy braciszku. Dlaczego mieliby przestać? O ile mi wiadomo, to miłe, sprawia przyjemność, a tobie nie musi się podobać, więc zatkaj buzię ciastem i nie psuj atmosfery. - Powiedział nie robiąc przerw.
Moja spontaniczna reakcja - parsknięcie śmiechem - przykuła ostre spojrzenie starszego Holmesa i raczej neutralne młodszego. Nikt więcej nie odważył się podjąć tematu, a Greg bardziej dyskretnie komplementował narzeczoną.
Około 6:00 siedliśmy do stołu. Rosie na kolanach pani Hudson (oczywiście), a Sherlock obok mnie. Wiem, że zawsze byliśmy nierozłączni i nikogo nie zdziwiło nasze siedzenie obok siebie, ale ja czułem promieniującą bliskość jego ciała i gorzkie perfumy. Z jednej strony cieszyłem się, że Sherlock był tak blisko. Z drugiej, moje serce o mało nie rozdarło klatki piersiowej i nie wyskoczyło.
Wszyscy byli zaabsorbowani rozmowami między sobą i nie zauważali mojego irracjonalnego zachowania. Sherlock oczywiście zauważył.
- Spokojnie, nie ma powodu do stresu. - Powiedział głosem, który tak idealnie wtopił się w gwar rozmów, że przemknął przez pokój nieusłyszany przez nikogo więcej.
- To nie stres, ja tylko... - chciałem dokończyć, ale brakowało mi słów.
Poczułem, że jego prawa noga splata się pod stołem z moją lewą. Usmiechnąłem się lekko. Cały Holmes.
Siedzieliśmy tak, aż Mycroft zawołał Sherlocka.
- Chodź bracie, pójdziemy się przewietrzyć.
Wtedy detektyw odszedł od stołu i udał się na balkon.
O nie... Zobaczyłem papierosa w jego szczupłej dłoni, choć obiecał, że już nie będzie.
- Podobno nie są ci już potrzebne. - Stałem oparty o szklane drzwi.
Zimne powietrze samo w sobie kaleczyło płuca. Nie zwracając uwagi na Mycrofta rozpocząłem tę rozmowę.- Nie były... ale skoro najlepsze lekarstwo na wszystko, co mi dolega jest dostępne rzadko i w małych ilościach, muszę mieć substytut.
Wyjąłem mu papierosa z dłoni i zgasiłem na balustradzie.
- Z całym szacunkiem, ale dlaczego mój uparty brat miałby cię posłuchać? - Wtrącił Mycroft.
- Bo jestem... jego doktorem. - Wycedziłem.
- Bo. Jest. Doktorem. - Powiedział Sherlock.
- Więc proszę cię, nie pal tego cholerstwa.
Spojrzałem jak starszy Holmes ostentacyjnie wypuszcza z ust kłąb szarego dymu.Uśmiechnęłem się jeszcze do Shelrocka, przekazując dyskretne Proszę i wróciłem do pomieszczenia.

CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...